Polski Związek Piłkarzy to takie ciało, o którym każdy wie, że istnieje, ale często na tym kończy się wiedza o nim. To najwyraźniej zaczyna się zmieniać, bo to oni zainspirowali bowiem akcję #KOKOSmash, która ma pokazać światu, że ligowcy nie godzą się na przystrajanie choinek czy roznoszenie ulotek. Rzecz jest bardzo prosta – piłkarze stają przed kamerą i rozłupują symbolicznego kokosa, nominując po fakcie swoich kolegów po fachu. Coś jak Ice Bucket Challange, tylko że zamiast kubła zimnej wody jest siekierka i twardy kokos do zmasakrowania.
Wiadomo, że samymi filmikami piłki się nie naprawi, ale nikt nie ma wątpliwości co do tego, że o patologiach trzeba mówić. Bo wiecie, co do tej pory w Klubach Kokosa było najgorsze? Przechodzenie do porządku dziennego. Zdążyliśmy się już do nich przyzwyczaić. Traktowaliśmy je jako śmiesznostkę – coś na równi z nieprzygotowaną murawą, zagranicznym szrotem zalewającym ligę czy bełkotem Smudy. KK powoli stawał się przaśnym, nieodłącznym elementem Ekstraklasy, a nie patologią, którą trzeba wyplenić. Bezradni wobec niego długi czas byli też piłkarze – od paru dobrych lat praktycznie co rundę do KK dołączali nowi zawodnicy, ale oni woleli zamiatać sprawę pod dywan. Dopiero w tym roku pierwszy z nich wygrał walkę ze swoim pracodawcą.
Jak widać piłka się zmienia i zawodnicy zaczynają głośno mówić o bagnie, w którym każdy z nich może się za chwilę znaleźć. W akcji już wieli swój udział piłkarze Ruchu, Mateusz Bąk czy Rafał Gikiewicz, wezmą także i kolejni. Ciekawie może się zacząć dziać, kiedy swój głos w sprawie Klubów Kokosa zabiorą reprezentanci klubów, o których każdy wie, że lubią pognębić piłkarzy. Rafał Gikiewicz dla przykładu nominował już Marka Wasiluka (Jagiellonia Białystok) i Jakuba Wrąbla (Śląsk Wrocław). Jeśli choć jeden zawodnik dzięki temu stwierdzi, że jednak warto powalczyć o swoje – będzie można odtrąbić sukces.