Piast Gliwice – rewelacja jesieni w naszej piłce – wiosną gra bardzo słabo. Ale jak się okazało – nie aż tak słabo, by nie wygrać ze Śląskiem Wrocław, który ostatnimi czasy prezentuje się wręcz tragicznie. Tak więc zaległy mecz Ekstraklasy pomiędzy tymi drużynami nie przyniósł żadnego wielkiego przełomu – no oczywiście poza tym, że ekipa Latala w końcu zgarnęła trzy punkty.
Romuald Szukiełowicz uznał, że nie ma nic do stracenia i poszalał przy zestawianiu wyjściowego składu. Nie zmieścił się w nim Mariusz Pawełek, szansę debiutu w Ekstraklasie dostał Mateusz Abramowicz. A dalej – uniwersalny Krzysztof Ostrowski tym razem wylądował na prawym skrzydle, Adam Kokoszka zagrał jako defensywny pomocnik, a w pierwszej linii zobaczyliśmy duet pomocników Morioka-Pich. Trochę to przypominało “późnego Pawłowskiego”, który też próbował ratować się na potęgę zmieniając piłkarzom pozycje na boisku, pewnie pamiętacie jeszcze te dziwaczne manewry.
Efekt? Ten sam – herbata od samego mieszania nie stała się słodsza.
Śląsk nie potrafił oddać celnego strzału w derbach Dolnego Śląska, nie potrafił tego zrobić również w pierwszej połowie meczu z Piastem. Goście zaliczyli jedynie dwie niecelne próby, z czego autorem jednej był Mariusz Pawelec – dla przypomnienia jego bilans: 242 mecze w Ekstraklasie i 1 gol – to w pewnym sensie oddaje bezradność podopiecznych Szukiełowicza. Ale pal licho sytuacje z gry – Śląsk miał całkiem sporo stałych fragmentów gry, ale sposób, w który były egzekwowane – głównie przez Moriokę – irytował bardziej niż swego czasu przeciągnięte wrzutki Krzynówka z rożnego.
Pewnie zastanawiacie się, czy kompromitującą serię minut bez celnego strzału udało się przerwać w drugiej połowie. Tak, po łącznie 170 minutach. Bohaterem (nie bójmy się tego słowa) Śląska został Jacek Kiełb, który zza pola karnego trafił w punkt, w którym akurat stał Szmatuła. I na tym nie koniec, bo dwie minuty później Robert Pich stanął oko w oka z bramkarzem Piasta. Statystycy z radością odnotowali kolejną celną próbę, a w rubryce gole wciąż widniało zero. I już do końca meczu się to nie zmieniło – setkę spartolił jeszcze Dankowski, a Pich trafił w poprzeczkę.
Czyli wrocławianie nie zdobyli gola już od 343 minut. A to musi oznaczać jedno – Szukiełowicz za chwilę będzie pewnie mógł zapukać do drzwi prezesa Foto-Higieny Gać, bo jego przygoda z Ekstraklasą się zakończy.
*
Piast z kolei zrobił to, co nie udało się gościom – wykorzystał stały fragment gry. Ale nie tak, jak można by było w ciemno zakładać po rundzie jesiennej, nie chodzi o kolejną precyzyjną wrzutkę Mraza. Tym razem przytomnością wykazał się faulowany w okolicach linii środkowej Nespor i błyskawicznie, świetnym przerzutem do Maka, wznowił grę. Ten posłał precyzyjną piłkę do Barisicia, a Chorwat zamienił ją na gola. 1-0. To była namiastka Piasta z jesieni.
Szkoda, że jedna z niewielu. Były lider rozegrał kolejne bezbarwne spotkanie. No ale w końcu wygrał i strata do Legii wynosi teraz tylko jeden punkt. To może być punkt zwrotny, ale szczerze mówiąc – gra podopiecznych Latala na to nie wskazuje.
Fot. FotoPyK