Reklama

Do Madrytu na wycieczkę, do Wolfsburga po… trzy miliony?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 marca 2016, 11:28 • 3 min czytania 0 komentarzy

Na Santiago Bernabeu jadą skazywani na pożarcie. Przegrali u siebie 0:2, a słowa „jeśli uda nam się strzelić pierwszą bramkę, mecz zrobi się interesujący” padające z ust trenera na konferencji traktowane są bardziej jak kurtuazja niż zapowiedź czegoś, co faktycznie może się zdarzyć. Kibicom w stolicy Hiszpanii mocno rzedną jednak miny, gdy w dwudziestej minucie wynik otwiera Christian Fuchs, a gdy na sześć minut przed końcem na tablicy wyników widnieje 3:4, wielu z nich ociera się o stan przedzawałowy.

Do Madrytu na wycieczkę, do Wolfsburga po… trzy miliony?

Rok temu Schalke było o włos od wyrzucenia Królewskich za burtę Ligi Mistrzów, w wielkim stylu zdobywając Estadio Santiago Bernabeu. Stadion, na którym Cristiano Ronaldo raz za razem celebrował swoje bramki słynnym „tu i teraz”, tego wieczoru należał do Klaasa-Jana Huntelaara, który skradł show wartemu niemal ćwierć miliarda euro trio BBC. Jeśli Luciano Spalletti chce swoim podopiecznym pokazać, że wciąż można jeszcze coś dla siebie ugrać, to chyba tylko odwijając im na odprawie powtórkę tamtej niesamowitej pogoni Koenigsblauen.

Różnica pomiędzy tamtym spotkaniem, a tym dzisiejszym jest jednak taka, że przed rewanżem z Schalke Real nie potrafił wygrać dwóch kolejnych spotkań w lidze – z Villarreal i Athletikiem Bilbao. Teraz z kolei do starcia z Romą podchodzi po zdemolowaniu Celty Vigo i wygranej nad Levante. Gdyby już to, a także wynik pierwszego meczu nie był dla rzymian dość ponurą perspektywą – w meczu z Celtą do składu Królewskich wrócili Bale i Marcelo, a w pełni sił mają być także pauzujący w weekend Kroos i Modrić. Oznacza to, że jedynym nazwiskiem na liście nieobecnych w Realu pozostaje Karim Benzema. I tak, jak bardzo chcielibyśmy tutaj powtórki sprzed roku, tak trudno nam uwierzyć w sequel tamtego arcydzieła. Nawet mimo tego, że Spalletti raz już w tej fazie Real eliminował – dokładnie osiem lat temu, wieńcząc rozpoczęte w Rzymie dzieło zniszczenia wygraną w Madrycie.

Do historii trudno się za to odwoływać piłkarzom Gentu, którzy pierwszy raz poznali w tym sezonie smak Champions League. Kto by się spodziewał, że podczas gdy taki Wayne Rooney zrobi to leżąc w kapciach na kanapie, oni dziś posłuchają słynnej „kaszanki” na żywo już po raz ósmy? I pewnie z całą pewnością powiedzielibyśmy, że ostatni, gdyby tylko spotkanie w Belgii kończyło się po osiemdziesięciu minutach. Wtedy jednak w przypływie szczodrości zamiast zatopić i tak już ledwo utrzymujących się na powierzchni rywali, Wolfsburg rzucił im koło ratunkowe i wydawało się, że zaraz sam wyskoczy za burtę, by ich uratować.

Reklama

Dziś Gent zagra o coś więcej niż tylko prestiż, bo piłkarze za awans do następnej rundy mają obiecaną połowę premii, jaką UEFA przelewa ćwierćfinalistom. Te trzy miliony euro do podziału, które jeszcze we wspomnianej osiemdziesiątej minucie odjeżdżały na nieosiągalny dystans, teraz gdzieś tam migoczą w oddali.

Mimo wszystko, tutaj również trudno będzie o sensację. Oczywiście pod warunkiem, że Wilkom będzie się chciało tak, jak chciało im się przez pierwszą godzinę spotkania w Gandawie. Jeżeli Draxler znów wrzuci swoich rywali na kręcącą się w zawrotnym tempie karuzelę, to ta przygoda życia piłkarzy Gentu jeszcze grubo przed północą dobiegnie końca.

Najnowsze

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
0
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?
EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
1
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...