Druga część obecnego sezonu ma dla wielu ekstraklasowiczów wyjątkowe znaczenie. Grają o potwierdzenie obecności w kadrze na Euro, mierzą się z zupełnie nową rzeczywistością lub próbują odbudować nazwisko. Siedmiu zawodników, którzy albo zrobią skok na wyższy poziom, albo odbiją się od ściany. Make or break.
Dycha Kownasia… No cóż, długo będzie się za nim ciągnęło to hasło – chłopak stworzył fajną akcję medialną, publicznie wysoko zawiesił sobie poprzeczkę, a nie zdołał nawet podskoczyć. We wrześniu pisaliśmy, że Kownacki, owszem, do dychy dobił, ale nie wiosną poprzedniego sezonu, lecz w całej dorosłej karierze, licząc dopiero wszystkie rozgrywki. Progu w samej Ekstraklasie jeszcze nie przekroczył, ma na koncie osiem bramek. Na każdą potrzebował średnio 318 minut. Zwolennicy jego talentu przypominają, że gość wciąż ma dopiero 18 lat. Przeciwnicy kontrują: że rozgrywa w pierwszej drużynie Lecha już trzeci sezon, jest podatny na kontuzje, rzadko trafia do siatki i coraz rzadziej potwierdza, że nadaje się na napastnika. Wciąż patrzy się na niego z lekkim przymrużeniem oka.
Kamil Biliński
Jeden z tych zawodników, który w Polsce niczym specjalnym się nie wyróżnił, na obczyźnie zaczął robić coraz większą karierę, by znów we własnym kraju zostać poddanym weryfikacji. Na Litwie wymiatał: przez półtora roku strzelił ponad 30 goli, sięgnął po mistrzostwo. W rumuńskim Dynamo, gdzie zazwyczaj grywał po 90 minut, a czasem nosił opaskę kapitańską – zdobył jedenaście bramek w sezonie. Kiedyś rzucił żartem: – Na Litwie będę królem, a w Polsce błaznem. Powtarzał, że kolejnej szansy w Ekstraklasie nie zmarnuje. Ale cztery trafienia jesienią i kilka meczów rozpoczynanych na ławce na rzecz Flavio Paixao/Jacka Kiełba w ataku pokazują, że coś poszło nie tak. Na jego szczęście, Flavio już w rezerwach.
Bartosz Kapustka
Jesienią wszystkich zachwycił. W Ekstraklasie: dwa gole, osiem asyst, trzy kluczowe podania i niezła średnia not 5.31. Do tego pierwsze powołanie do reprezentacji Polski, kapitalne wejście do zespołu Nawałki i setki komplementów. Dlaczego więc o nim piszemy? Bo przeplatał dobre mecze słabymi, notował wahania formy, a przede wszystkim musi się odnaleźć w nowych realiach. Realiach, w których istnieje Kapustkomania, do mediów trafia historia z oberwaniem po głowie, zagraniczne kluby oferują kilka milionów euro, a wszyscy wokół nadmuchują balonik. Niejeden psychicznie poległ w takiej sytuacji.
Bartłomiej Pawłowski
Z pięciu ostatnich rund, niemal wszystkie może spisać na straty. Malaga – kompletna klapa. Lechia – to samo. Zawisza – odrobinę lepiej, w końcu trochę więcej gry, ale bez choćby asysty. Korona – roczne wypożyczenie jest właśnie na półmetku i nikt nie ma podstaw do przesadnego narzekania. Pawłowski zazwyczaj gra w pierwszym składzie, z Piastem i Ruchem zdobył po jednej bramce. Wciąż daleko mu do gościa, który czarował w Widzewie, znajdował się na celowniku Legii i wyjechał do Primera Division, ale już jest krok bliżej.
Sławomir Peszko
Doświadczony, cztery i pół sezonu poza granicami, 35 meczów w reprezentacji Polski (i tylko dwa gole). Teoretycznie nic nie musiałby nikomu udowadniać, w końcu przyjechał pan z Bundesligi. Ale i równie szybko na Ekstraklasie się przejechał. Thomas von Heesen, trener Lechii, przy każdej możliwej okazji go krytykował. Z trzynastu meczów, które rozegrał jesienią, trzykrotnie otrzymywał od Weszło noty 5 i ani razu nie był oceniany wyżej. W każdej rubryce statystycznej widnieją przy jego nazwisku zera. Mimo to, w kadrze Nawałki był, jest i… teraz pytanie, czy będzie nadal. Piłkarsko w ostatnich miesiącach nie bronił się wcale, wręcz prowokował kolejne ataki. Wiosną musi potwierdzić grą w Lechii, że jakkolwiek może być przydatny reprezentacji.
Ondrej Duda
Możliwość transferu do Interu chyba do dziś śni mu się po nocach. Po tym, jak w poprzednim sezonie błyszczał w Legii, zrobiło się o nim bardzo głośno – padały kwoty z kosmosu, wymieniano naprawdę porządne marki, które były zainteresowane. Duda nie wyjechał z Polski, był tym faktem mocno rozczarowany i dawał to odczuć innym. Nie chcemy się powtarzać, doskonale znacie te historie, ale przede wszystkim przełożyły się na jego formę. Grał nierówno, rzadko się wyróżniał. Nad jego transferem w zimowym oknie nikt nawet się nie zastanawiał, chyba włącznie z nim samym. Jeśli Duda nie podciągnie się wiosną, może w Legii spędzić więcej czasu, niż wszyscy zakładali.
Patryk Małecki
Nasze zdanie znacie: Wisła się wpakowała, biorąc Małeckiego. Wystarczy przypomnieć, ile osiągnął w Pogoni – przez dwa lata na gwiazdorskim kontrakcie zarobił 1,2 miliona złotych, a klubowi dał gola i cztery asysty w Ekstraklasie. Jak na ofensywnego zawodnika i skrzydłowego, to naprawdę śmieszny wynik. Ciężko w pamięci odnaleźć ostatnią dobrą rundę Małeckiego, to musiało być chyba w mistrzowskim sezonie z Wisłą (2010/11). Patryk, jak na 27 lat, przeżył już na boisku i poza nim naprawdę sporo. Czy wyciągnął jakiekolwiek wnioski, nie jesteśmy przekonani. Jeśli teraz w Krakowie odbije się od ściany – czeka go już chyba tylko pierwsza liga.