Reklama

Największe zdrady w historii polskiej piłki

redakcja

Autor:redakcja

09 stycznia 2016, 00:51 • 5 min czytania 0 komentarzy

Transfer Hamalainena do Legii jest już praktycznie przesądzony, od zawarcia umowy dzielą piłkarza tylko testy medyczne. Gdy Fin złoży swój podpis pod kontraktem, będziemy wiedzieć na pewno: oto w polskiej piłce dokonała się kolejna zdrada barw. Kolejna, bo z historii pamiętamy podobnych sytuacji już kilka. Zapraszamy na ich przegląd.

Największe zdrady w historii polskiej piłki

Marek Citko, Widzew Łódź – Legia Warszawa

Citko w tamtym okresie pokonywał bramkarzy w Lidze Mistrzów i na Wembley, miał odejść z Widzewa do jednego z zachodnich klubów. Mocno kusiło go Blackburn, oferując spore pieniądze, ale napastnika nie przekonywał poziom sportowy – nazwał Anglików cieniasami, bo bronili się przed spadkiem. Wierzył, że przyjdzie jeszcze lepsza oferta, ale tej miał się już nigdy nie doczekać, powodem była kontuzja, zerwał ścięgno Achillesa. Mimo wszystko potrzebował zmiany i gdy wrócił do zdrowia, rzeczywiście zdecydował się ubrać inny trykot – na nieszczęście sympatyków Widzewa, była to koszulka Legii. Nagle wszystkie zasługi Citki zniknęły, gdy wrócił z Legią na stadion przy ulicy Piłsudskiego, trybuny lżyły go cały mecz.

Dariusz Dziekanowski, Widzew Łódź – Legia Warszawa

Widzew wykupił go z Gwardii Warszawa za rekordowe 21 milionów złotych i dał 8-letni kontrakt. A on co? Odszedł po półtora roku do Legii, bo jak się wyraził, w Łodzi powietrze śmierdzi. Ale coś powiedzieć musiał, nie mógł przyznać, że nie zniósł presji pieniędzy jakie na niego wyłożono, a sama szatnia Widzewa po prostu go nie zaakceptowała. Dodatkowo wszyscy wiedzieli, że Dziekan od początku chciał grać w barwach Legii. Nienawiść Łodzi przyjął spokojnie, zresztą rzadko czym kiedykolwiek się przejmował, jak wtedy gdy opuścił zgrupowanie reprezentacji, bo wymarzyły mu się wakacje. Zresztą o sympatii do Wojskowych też na pewien moment zapomniał – po powrocie z FC Koeln, jakby nigdy nic, podpisał kontrakt z Polonią Warszawa.

Reklama

Maciej Szczęsny, Legia Warszawa – Widzew Łódź – Polonia Warszawa – Wisła Kraków

Zawsze lubił chodzić własnymi ścieżkami, jeśli chciał coś zrobić, to po prostu to robił, jak wtedy gdy uderzył Manciniego w meczu z Sampdorią i wyleciał z boiska. Gdy miał coś do powiedzenia, to mówił, na przykład o pamiętnym meczu z Wisłą w 1993 roku, który według niego na pewno nie był grany czysto. Szczęsny mógł być bezsprzeczną legendą Legii, przecież przez dziewięć lat pobytu przy Łazienkowskiej zdobył dwa tytuły Mistrza Polski. Kibicom zostawił jednak otwartą furtkę do dyskusji – zdrajca, czy wielka postać, bo w wieku 31 lat postanowił przenieść się do odwiecznego rywala, czyli Widzewa Łódź. Ale właśnie, tylko do dyskusji, bramkarz żadnej innej reakcji się nie bał. Dlatego mógł sobie pozwolić, by po pobycie w Łodzi grać jeszcze w barwach Polonii, a później w Wiśle – a nie są to również kluby, które z Legią darzą się sympatią. Ale Szczęsny opinie innych o sobie ma gdzieś, zresztą konfrontacji nie unika – sam opowiada jak po latach udał się na Żyletę i czekał, aż którychś z fanów do niego podejdzie. Nie podszedł nikt.

Radosław Michalski, Legia Warszawa – Widzew Łódź

Wiedział kiedy odejść z Legii, jeśli jego kolejnym klubem miał być akurat Widzew. Michalski po prostu wybrał moment, kiedy na taki sam ruch zdecyduje się Szczęsny, czyli piłkarz dużo bardziej znaczący dla fanów z Warszawy. Bramkarz zebrał większość przykrych słów ze strony kibiców, a pomocnik po cichu pakował walizki i przygotowywał się do wyjazdu. Rozstanie, ale można napisać, zakończone polubownie – Legia i Michalski pozostali kolegami.

Bartosz Bereszyński, Lech Poznań – Legia Warszawa

Historia najnowsza zdrady barw w naszej piłce. Średnio potrzebny Lechowi zawodnik, grywający w Lechu głównie ogony, został podebrany przez Legię, czyli naturalnego, największego rywala. Ruch, który pokazał, że wejście do gry Bogusława Leśnodorskiego zmienia zasady gry – embargo na transfery między oboma klubami zostało zniesione. Bereszyńskiemu fani zgotowali piekło: – Na forum Lecha udostępniono mój numer telefonu i każdy kibic mógł do mnie napisać lub zadzwonić (…) to nie były dziesiątki wiadomości, tylko setki! Nie tylko niecenzuralne treści, ale nawet takie, po których mógłbym czuć się zagrożony. Gdyby to były pojedyncze incydenty, to pewnie podałbym te numery do sądu, ale było tego z 250 – mówił w rozmowie z Weszło.

Reklama

Paweł Kaczorowski, Lech Poznań – Legia Warszawa

Też zamienił Lecha na Legię, ale inaczej niż Bereszyński, on tej decyzji zbyt dobrze nie przemyślał. Kibicie w Warszawie nie mieli żadnych powodów, by przyjąć go z otwartymi ramionami – po finałowym meczu Pucharu Polski, pomocnik razem z innymi zawodnikami donośnie śpiewał jedną z bardziej wulgarnych przyśpiewek a propos Wojskowych. I rzeczywiście, życie przy Łazienkowskiej Kaczorowski miał trudne, na stadionie wisiał transparent Chórzysto, nigdy nie będziesz legionistą, a gdy cała drużyna tradycyjnie szła podziękować za doping, trybuny skandowały dosadnie – Bez Kaczora! Piłkarz wytrzymał w stolicy rok.

Jerzy Podbrożny, Lech Poznań – Legia Warszawa

Nie ma znaczenia, czy jesteś świetnym piłkarzem, czy dopiero wchodzącym do dużego grania – jeśli poruszasz się na trasie Poznań-Warszawa i w obu miastach robisz sobie przystanki jako piłkarz, jesteś zdrajcą. Tak było z Jerzym Podbrożnym, to nic, że dla Lecha wywalczył trzy mistrzostwa, a dwa razy został królem strzelców – odszedł do Legii, więc jego zasługi zostały zapomniane. Zresztą, kibice przekazali mu to dosadnie: gdy Guma odwiedzał stadion Kolejorza, jako piłkarz ze stolicy, na trybunach mógł zobaczyć transparent Podbrożny. Bóg wybacza, kibice nigdy. Ale napastnik robił po prostu swoje i spełnił jedno ze swoich marzeń, zagrał w Lidze Mistrzów. Nic przecież nikomu nie obiecywał, był piłkarskim obieżyświatem, w sumie nosił barwy szesnastu różnych zespołów.

Maciej Terlecki, ŁKS Łódź – Widzew Łódź

Nawet gdy kibice danych zespołów się nienawidzą, ale są z różnych miast, to o własne bezpieczeństwo można być w miarę spokojnym. Ale gdy już zmienia się ŁKS na Widzew, to sytuacja jest bardziej skomplikowana – tym bardziej jeśli jesteś Maciejem Terleckim, synem Stanisława, legendy klubu z alei Unii. Maciej chyba bardzo chciał dorównać ojcu nie tylko pod względem piłkarskim, ale i charakterologicznym – na pewno słyszał historię, jak tata, jedyny piłkarz kadry nie przeprosił za aferę na Okęciu i zamknął sobie drogę na Mundial. Kontrowersyjna zmiana barw miała być pierwszym krokiem w gonieniu legendy ojca, a była jednym z ostatnich – pomocnik tułał się po różnych klubach, jednak w żadnym nie zrobił kariery na miarę swojego talentu.

Paweł Paczul

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...