Wtedy wszystko się zaczęło. Nasze piłkarskie wzloty, nasze upadki. Brązowe medale na mistrzostwach świata i kompromitacje na kolejnych turniejach, kończących się szybkim meczem o wszystko. Wtedy pierwszy raz polscy kibice nerwowo przygryzali paznokcie w obawie, że nasi przerżną i wtedy pierwszy raz niejeden zabalował z ich powodu do białego rana. Pierwszy mecz reprezentacji Polski. To już 94 lata.
Wcześniej rozegranie takiego meczu graniczyłoby z cudem. Skoro nie można było czytać polskich książek, możemy tylko się domyślać, co groziło za rozegranie meczu pod szyldem polskiego narodu. Polska wróciła na mapę, odzyskała niepodległość, zaczęto więc ogarniać życie codzienne kraju – z tworzeniem struktur sportowych włącznie. Pierwsze kluby zaczęły powstawać już od początku XX wieku (Pogoń Lwów 1903), Polski Związek Piłki Nożnej założono w 1919 roku, dwa lata później zaczęła grać liga. Skoro piłka w naszym kraju ruszyła przytupem, naturalne wydało się, że ktoś prędzej czy później rzuci pomysł: no to sprawdźmy się, jak wyglądamy na tle innych.
Ale znalezienie rywala nie było takie łatwe. Po pierwsze – jako że byliśmy raczkującą reprezentacją, wielką niewiadomą był nasz poziom sportowy, a wiodące zespoły narodowe wolały mierzyć się ze sprawdzonymi przeciwnikami. Po drugie – nie należeliśmy do struktur FIFA, co też nie dodawało nam prestiżu. Po trzecie – byliśmy świeżo po wojnie i zaborach, więc kilku naszych sąsiadów nie brano pod uwagę ze względów oczywistych. Po czwarte – ze względu na finanse daleki wyjazd nie wchodził w rachubę. Sami widzicie: realia nie sprzyjały.
Wybór początkowo padł na Austrię, ale tej – gdyby chciała rozegrać wszystkie mecze, które jej zaproponowano – nie starczyłoby na to roku. Polscy działacze słali listy do tamtejszej federacji, ale ta na nie nawet nie odpowiedziała. Byliśmy w kropce. Aż w końcu odezwali się do nas Węgrzy – fakt, nacja, z którą zawsze żyliśmy dobrze, ale sportowo to nie były byle ogórki. W niedalekim czasie od naszego meczu pokonali Niemców i Szwedów, a pojedynek z Kałużą i spółką był dla nich osiemdziesiątym meczem reprezentacyjnym w historii. Przepaść. Mimo to padły konkrety, ustalono miejsce i datę: 18 grudzień 1921, Budapeszt.
W ramach przygotowań do meczu „biało-czerwoni” grali z reprezentacjami miast – Krakowa, Lwowa, Bielska i Białej – i lali je równo. Zawodnicy wraz ze skromnym sztabem i dwójką dziennikarzy tłukli się pociągiem przez 36 godzin i do meczu przystąpili w nie najlepszej kondycji. Czasu, żeby odespać, było mało, Józef Kałuża zagrał z gorączką a Ludwik Gintel z bólami żołądka. Poza tym – jak czytamy w relacji „Przeglądu Sportowego” – zawodnicy byli bardzo zestresowani i przejęci faktem, że reprezentują swój kraj na arenie międzynarodowej.
Jeśli chodzi o sam mecz – wbrew oczekiwaniom nie dostaliśmy worka bramek, do czego wydatnie przyczyniły się panujące warunki. Wiał mocny wiatr, padał śnieg z deszczem, murawa przypominała kartoflisko, a Gabor Kilary po raz pierwszy założył swoje dresy więc Węgrzy nie mogli grać swojej piłki. Wpakowali nam jedną bramkę, ale my też mieliśmy swoje sytuacje. Szerzej o przebiegu meczu można przeczytać w sprawozdaniu „Przeglądu Sportowego”, do którego odsyłamy, choćby ze względu na… język.