Reklama

Zwolnienie Mourinho? Temat chwilowo nieaktualny

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2015, 23:15 • 4 min czytania 0 komentarzy

Dziś w Londynie – przed samym meczem – sensacją pachniało na kilometr. Chociaż… sensacją? Czy jeszcze możemy mówić o sensacji, kiedy angielska drużyna znajduje się poza burtą po fazie grupowej Ligi Mistrzów? Przecież to ostatnio taka sensacja, jak to, że Smuda narobiłby jedenaście byków na dziesięć wyrazów w Ogólnopolskim Dyktandzie. Mała niespodzianka, ciekawostka – może i tak. Ale sensacja? Nie, tak nie można powiedzieć o czymś, co jest równie powszechne jak świeże bułki rano w osiedlowym sklepie. Ale Chelsea – i Jose Mourinho – nie zostali upokorzeni. Wygrali z Porto i wyszli z twarzą. Dali światu sygnał: może i początek mieliśmy tragiczny, ale ten sezon jest jeszcze do uratowania.

Zwolnienie Mourinho? Temat chwilowo nieaktualny

A wystarczyła porażka (w tym sezonie ekipa The Special One dostawała w papę u siebie od znacznie słabszych drużyn), żeby już wszyscy w Londynie spisali sezon na straty. A tak? Część uważa, że to tylko przedłużenie agonii, część serio wierzy w to, że przyszłoroczna Liga Mistrzów (jeden z celów na obecny sezon) jest jeszcze do uratowania. Ale żeby to osiągnąć, będzie cholernie ciężko. Trzeba albo wygrać Ligę Mistrzów (pojawiały się teorie, że Chelsea mogła… celowo odpuścić LM, żeby podbić Ligę Europy jako spadochroniarz i tym samym zapewnić sobie start w Champions League w następnym sezonie), albo wgramolić się do pierwszej czwórki w lidze. Sami nie wiemy, co jest dla „The Blues” większym wyzwaniem. To jak wybierać między zdobyciem Broad Peak a wejściem na Mount Everest.

Od samego początku londyńczycy wyglądali całkiem… niecodziennie. To znaczy: dobrze. Bardzo dobrze. Zaryzykowalibyśmy nawet tezę, że jak za starych lat, chociaż okoliczności, w których padła pierwsza bramka, niekoniecznie muszą na to wskazywać. Klasyczny ping-pong. Costa ładujący prosto w Casillasa, który instynktownie broni, nastrzeliwuje Marciano i… piłka nagle leci prosto do bramki. Maicon podjął rozpaczliwą próbę dogonienia jej i choć początkowo wydawało się, że mu się udało, to sędzia (i późniejsza powtórka) rozwiał nasze wątpliwości. Wybił piłkę już zza linii, o żadnej kontrowersji nie ma mowy.

Chwilę później gola strzela Dynamo Kijów i stało się jasne – FC Porto, na tamten moment, znajduje się poza burtą. Grzaliśmy się, że ktoś lada chwila podpowie Portugalczykom, co się dzieje w Kijowie, a ci najedzą się witamin i tempo meczu będzie przypominało tempo obrazu na przewijanej kasecie. Ale tak nie było. Porto – zupełnie bezzębne – nie miało żadnego podejścia do londyńczyków. Niby szarpali, ale wszystko rozbijało się na defensywie gospodarzy. To była ta Chelsea, którą poznaliśmy na przestrzeli ostatnich lat. Ta, która nie zbiera oklepu od wszystkich, jak leci, ale sama jest mistrzem w zadawaniu decydujących ciosów.

Jak wtedy, gdy po koronkowej akcji piłkę do siatki wpakował Willian i ostatecznie pozamiatał. Porto mogło niby strzelić  trzy gole (taki wynik dałby awans), ale równie prawdopodobne było, że kilka tysięcy kilometrów dalej Teodorczyk wejdzie z ławki i walnie hat-tricka. Wszystko wskazywało na to, że prędzej to Chelsea strzeli gola po kontrze – kilka razy była ku temu bliska. Na przykład wtedy, gdy Diego Costa odbił się od Danilo i odleciał na kilka metrów, zupełnie jakby był jakimś Mario Götze czy inną Kubą Kosecką, a nie napakowanym gościem, którego nie odważyłbyś się minąć w bramie po 23.

Reklama

No właśnie, Costa… Hiszpan po raz kolejny udowodnił, że karierę piłkarską przeplata z funkcją wkurwiania wszystkich dookoła. W chamski sposób zaatakował Casillasa (niby chciał wyhamować i niby przypadkiem zostawił nogę tuż pod bramkarzem), co może dziwić tym bardziej, że mowa o… dwóch kolegach (?) z reprezentacji. Dziwny to typ, ten Costa. Jak nie rzuca koszulką jak szalony, to pokazuje wszystkim, że przeciwnik nie użył dezodorantu, ewentualnie psuje Casillasowi szczególny dla niego mecz (od dziś jest piłkarzem, który wystąpił najwięcej razy w Champions League).

Za wcześnie jeszcze na to, by odtrąbić wielkie odrodzenie Chelsea, ale można bez wątpienia przyznać to, że stołek Mourinho stał się po dzisiejszym meczu o wiele stabilniejszy. Ewentualna porażka Anglików miała być testem dla cierpliwości Romana Abramowicza. Czy zwolniłby Portugalczyka po odpadnięciu z Ligi Mistrzów? Nie mamy pojęcia. I już się raczej nie dowiemy. Dziś żaden z piłkarzy FC Porto nie powiedział „sprawdzam”.

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...