Reklama

Lider z Górnikiem w środku tygodnia, ale… czy kogoś to w ogóle grzeje?

redakcja

Autor:redakcja

01 grudnia 2015, 14:08 • 6 min czytania 0 komentarzy

Wtorek, wieczór, pogoda też nie sprzyja do gry w piłkę… Kolejka w środku tygodnia – z jednej strony się cieszymy, bo polskiej piłki nam nigdy mało, z drugiej obawiamy się, czy nasz entuzjazm podzielą polscy kibice, bo nic nie wskazuje na to, żeby frekwencja na stadionach nas powaliła. Dziś zostaną rozegrane cztery mecze, a za hit dnia możemy uznać przewidywaną maskarę Górnika Zabrze. 

Lider z Górnikiem w środku tygodnia, ale… czy kogoś to w ogóle grzeje?

Czy ludziom w ogóle będzie się chciało wyściubić nosy z domów?

Argumentów na to, że pod względem frekwencji ta kolejka okaże się spektakularną klapą, znajdziemy co najmniej kilka. Po pierwsze – jest zimno, więc duża część widzów wybierze grzańca i kocyk. Po drugie – jest środek tygodnia, więc wielu przy najszczerszych chęciach nie da rady obejrzeć meczu z trybun. Po trzecie – na jednym ze stadionów (w Lubinie) nie zasiądzie ani jeden kibic. Po czwarte – ledwie na dwóch stadionach (Legia i Lech) może faktycznie pęknąć „dyszka”. Szykuje się – cytując “Wuja” – dupa z majonezem.

Czy Korona powróci do starej tradycji?

Jaka to tradycja? Mecz u siebie do tyłu, na wyjeździe do przodu. Połowę planu – tę łatwiejszą – już wykonała, przerżnęła u siebie z Zagłębiem Lubin. Dzisiejszy mecz jest dla Korony w pewnym stopniu szczególny, bo po raz pierwszy będzie grała z bagażem dwóch porażek z rzędu na plecach. Jesteśmy pewni, że Korona zagra w tym meczu tak jak na wszystkich wyjazdach – trójka defensywnych pomocników, dwóch szybkich skrzydłowych i wyczekiwanie na stałe fragmenty gry. W jakiś sposób to rozumiemy – wiadomo, że trener Brosz wolałby, żeby jego piłkarze wymienili między sobą 3526 podań, a potem po prostu weszli z piłką do bramki. Ale to mrzonka. Tak kraje, jak mu materii staje.

Reklama

Jeśli Korona chce jeszcze coś wygrać przed przerwą zimową – to jest ostatni dzwonek. Później zostaną jej trzy mecze, w których łatwo nie będzie, będzie ciężko, będzie cholernie ciężko, będzie jej masakrycznie trudno. Lech, Cracovia i Legia na rozkładzie. Parę razy kielczanie już nas zaskoczyli, więc nie odbieramy im szans. Ale jeśli mielibyśmy grać u buka, to zdecydowanie przeciwko nim.

Czy kielecki Lipski dorówna oryginałowi?

Nie, bo pewnie nie wyjdzie nawet w podstawowym składzie. Czy porównywanie Cebuli do Lipskiego – co czyni Marcin Brosz – jest w ogóle taktowne? O tym, że piłkarza Korony liczby w ogóle nie bronią, pisaliśmy TUTAJ.

7E9RrvZ

Czy we Wrocławiu pamiętają jeszcze, jak smakuje wygrana?

Tylko te tęższe głowy, stosujące odpowiednie witaminy. Ostatni raz trzy punkty wrocławianie zdobyli jeszcze w pierwszej połowie września. Poprzednia delegacja z pełną pulą? Połowa sierpnia. Jakby ktoś przeoczył: mamy już grudzień. Dziś może stuknąć dziesiąty mecz z rzędu wrocławian bez zwycięstwa. Biorąc pod uwagę te statystyki, mocno groteskowo brzmi plan trenera Pawłowskiego na najbliższe cztery kolejki Śląska (celuje w 12 punktów!) i to, że zawodnicy wcale nie uważają go za nierealny. Do nich pretensji nie mamy – co mają powiedzieć? Że trener oszalał i że nie ma opcji, że jego wizja się nie wypierdzieli? A Pawłowskiemu proponujemy się nie hamować i deklarować, że Śląsk jedzie na mistrza.

Reklama

Czy snajperzy przeczyszczą celowniki?

Bo zachodzi obawa, że w Niecieczy nie będzie komu strzelać. Każda z „dziewiątek” (za taką traktujemy też Jacka Kiełba, który mimo że nominalnie jest skrzydłowym to często gra na szpicy) notuje niezbyt chwalebną serię bez gola:

– Kamil Biliński – 338 minut,
– Jacek Kiełb – 598 minut,
– Martin Juhar – 273 minuty,
– Wojciech Kędziora 524 minut.

Panowie, tak żeby się upewnić: celujemy w ten duży biały prostokąt.

Jaki kataklizm tym razem spotka Niecieczę?

Śmialiśmy się, że skoro na pierwszym meczu niecieczan spotkała ulewa deszczu, później zasypało ich boisko, to teraz czas na tsunami albo dziesięć plag egipskich. Tak zupełnie serio – katastrofę przewidujemy tylko jedną. Stawiamy, że będzie to dyspozycja Śląska Wrocław.

Czy Tadeusz Pawłowski wysiądzie w Niecieczy i tym samym zachowa swoją posadę?

Bo wiemy, że do autobusu wsiadł, ale zbyt pochopnie wyroków byśmy nie ferowali.

pawłowski

3slask

Jak duży dylemat, czy ruszyć tyłek z domu, będą mieli kibice Zagłębia?

Żaden, bo choćby chcieli to i tak nikt ich na stadion w Lubinie nie wpuści. A to kara za mecz z Wisłą Kraków, kiedy to kibice odpalili pirotechnikę. Wieczór w lubińskich domach będzie wyglądał więc dość januszowo. Ciepłe kapcie, telewizor, sweterek. Chociaż pewnie wielu wolałoby zdarte gardło. I dobrze.

Czy w ogóle mieliby na co patrzeć? 

Wygląda na to, że tak, bo Zagłębie jest w gazie, w poprzednich dwóch kolejkach zdobyło komplet punktów. Druga strona medalu jest taka, że na jakże gościnnych stadionach w Bielsku i Kielcach jakieś punkty wywalczyłby nawet Związek Zawodowy Listonoszy i to po całonocnej libacji. Co nam się w tych meczach podobało? Przede wszystkim forma Łukasza Janoszki. „Ecik” wyręczał Papadopulosa, który ewidentnie ma zaćmienie mózgu i nie pamięta już, że przecież nie jest takim złym napastnikiem. A na pewno nie na tyle złym, by spędzić na boisku 705 minut (bierzemy pod uwagę wszystkie rozgrywki) i nie wepchać nic do siatki. Wstyd.

Czy Jaga jest zmęczona podróżą przez pół Polski?

Nie, od razu z Niecieczy pojechała do Głogowa i tam przygotowywała się do meczu.

To może ostatnim meczem?

Wiadomo, że nie.

Albo… ciągłym wygrywaniem na wyjeździe?

Przeciwnie, bo w tym sezonie w delegacji wygrali tylko raz – w sierpniu.

3zaglebie

W jakich liczbach Górnik okaże się lepszy?

Leszek Ojrzyński zaczął porównywać swój zespół (ostatni w tabeli) do drużyny Piasta (lider) podpierając się liczbami i wcale nie wyszło mu, że jego ekipa jest na straconej pozycji. To tak jakby porównywać parametry Emila Drozdowicza i Roberta Lewandowskiego i dojść do wniosku, że ten pierwszy mógłby powalczyć o miejsce w składzie z napastnikiem Bayernu. Tak czy inaczej – szerzej skomentowaliśmy to TUTAJ. Za to tu zastanówmy się… w jakich liczbach Górnik może okazać się lepszy? Ano w takich:

– liczba fauli,
– liczba kartek,
– liczba spalonych,
– procent niecelnych podań,
– procent niecelnych strzałów,
– liczba strat piłki,
– liczba nieudanych dryblingów.

Zapowiada się brutalna deklasacja!

Jak bardzo ekstraklasa została zdominowana przez Piasta?

Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo. Wystarczy porównać różnicę punktową lidera i drugiego zespołu w kilku ligach europejskich:

Ekstraklasa – dziesięć punktów przewagi Piasta.
Premier League – zero punktów przewagi Manchesteru City,
Primera Division – cztery punkty przewagi Barcelony,
Bundesliga – osiem punktów przewagi Bayernu,
Serie A – jeden punkt przewagi Napoli,
Ligue 1 – trzynaście punktów przewagi PSG,
Premier Liga – sześć punktów przewagi CSKA,
Liga ZON Sagres – pięć punktów przewagi Sportingu,
Eredivisie – trzy punkty przewagi Ajaksu,
Jupiler League – dwa punkty przewagi Gentu.

No, tylko masakrujące wszystkich jak leci PSG wykręciło lepszy wynik. Piast – biorąc pod uwagę suche liczby – pociąga za sznurki w swojej lidze mocniej niż Bayern. OK, może i to zestawienie jest nie do końca miarodajne, bo nie wszyscy rozegrali taką samą liczbę, kolejek, ale tak czy inaczej nikt nie zaprzeczy, że Piast bezlitośnie przejeżdża się walcem po reszcie stawki. Prawdziwa dominacja.

Czy Piast zatrzyma się na Górniku?

Nie.

Czy Piast zatrzyma się przed zimą?

Nie.

Czy Piast zatrzyma się kiedykolwiek?

Nic na to nie wskazuje.

5O1RI7k

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...