Marcinie Cebula, bądź Lipskim, a nie Janotą!

redakcja

Autor:redakcja

30 listopada 2015, 17:47 • 3 min czytania

Powiedzieć, że województwo świętokrzyskie jest pustynią w produkcji piłkarskich talentów, to nic nie powiedzieć. To wręcz jakaś zaorana ziemia, na której kiełkuje coś tak często jak na pustyni Atacama. Z czego to wynika? Trudno powiedzieć. Są na świecie miejsca – jak Rosario czy u nas Górny Śląsk – które produkują piłkarzy na potęgę, ale są też Kielce, gdzie wyrasta jeden poważny grajek na dekadę. Ostatnim przykładem był oczywiście Piotr Malarczyk, a po nim… Po nim zapanowała pustka, susza i wręcz jakiś pomór wśród talentów (o ile w ogóle takie były). Tę regułę miał złamać Marcin Cebula, ponoć zawodnik obdarzony największym potencjałem w obecnej Koronie.

Marcinie Cebula, bądź Lipskim, a nie Janotą!
Reklama

Cebulę pompuje się w Kielcach od dawna. Chuchają tam na chłopaka i dmuchają. Niemal wszyscy zapytani o kogoś, na kim Korona będzie mogła ewentualnie zrobić, wskazują właśnie na 20-latka. Marcin Brosz przed jutrzejszym meczem z Ruchem stwierdził nawet: „Mamy swojego Lipskiego. Nazywa się Marcin Cebula”. Przesady w tych słowach jest mniej więcej tyle co w opinii Zbigniewa Bońka, że Krychowiak zasłużył na podium Złotej Piłki. Nie chodzi tu jednak o rozliczanie szkoleniowca Korony z dziwnych opinii – to oczywiste, że Brosz chce chłopaka podbudować i dodać mu pewności siebie. Pytanie brzmi raczej: kiedy będzie można rozliczać Cebulę jako pełnoprawnego, dorosłego piłkarza odpowiedzialnego za grę Korony?

Skoro już Brosz rzucił przynętę, to nie wypada nie skorzystać. Lipski – rocznik 1994, czyli rok starszy – wbił w tym sezonie ligowym dwa gole, zaliczył cztery asysty i pięć kluczowych podań. To wszystko przez 1343 minuty, czyli – jak łatwo można wyliczyć – co 122 minuty bierze udział przy bramce Ruchu. Wynik może nie powalający, ale jak najbardziej przyzwoity. Tym bardziej, że oczekiwania wobec Lipskego były niewielkie. Bądźmy szczerzy – przed sezonem kojarzyli go tylko koledzy ze studiów, a dziś niektórzy pchają go do reprezentacji. Jak w takim porównaniu wypada Cebula? Marcin wciąż czeka na debiutanckie trafienie w Ekstraklasie (po 36 meczach!), a w aktualnych rozgrywkach zaliczył ledwie jedną asystę i jedno kluczowe podanie. Efekt szybkiej kalkulacji będzie więc dobitny: Cebula ma udział przy bramkach Korony… co 473 minuty. Czyli raz na pięć pełnych spotkań.

Reklama

Mamy oczywiście na uwadze, że to młody chłopak, całkiem fajnie porusza się po boisku, potrafi – jak to się ładnie mówi – zagrać między formacjami i muszą się przydarzać wahania formy, ale… Ale tu wręcz nie ma mowy o żadnych wahaniach. Tu jest jedna wielka permanentna pustka przy akcjach bramkowych, a mówimy przecież o głównym playmakerze Korony, „dziesiątce” i zawodniku, który regularnie wykonuje stałe fragmenty gry. Mało? Mówimy o piłkarzu dwa lata starszym od Drągowskiego oraz Kownackiego i rok starszym od Kapustki. Grajku, któremu za 14 meczów stuknie „pięćdziesiątka” w Ekstraklasie. Mimo szczerych chęci – nijak nie da się chłopaka wybronić.

Wypadałoby się więc, Marcinie, wziąć się w garść i odsunąć na bok taryfę ulgową. Bo na razie pachnie nam tu drugim Janotą.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Quiz świąteczny 2025 w starym stylu: Paczul, Białek, Piela, Górski i Ptaszyński

Wojciech Piela
0
Quiz świąteczny 2025 w starym stylu: Paczul, Białek, Piela, Górski i Ptaszyński
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama