Wszystkie argumenty były po ich stronie. Przede wszystkim grali u siebie, jak zapewniał przed spotkaniem Edin Dzeko – w uwielbianej przez reprezentantów Zenicy. Po drugie, ich największe gwiazdy są w niezłej formie – Pjanić to w ostatnich tygodniach ścisła europejska czołówka, wspomniany już napastnik zaczął w końcu strzelać w klubie, a Ibisević też w Bundeslidze wcisnął już cztery bramki, ostatnio nie grał przez zawieszanie, był więc głodny wyzwań. W dodatku rywale z Irlandii nie mogli skorzystać z Johna O’Shea, Shane’a Longa i Jonathana Waltersa. Jak duża to strata? Ujmijmy to tak – nie licząc meczów z Gibraltarem, Irlandczycy zdobyli w eliminacjach osiem bramek. Autorami sześciu z tych trafień byli wspomniani gracze.
Podział ról w pierwszym meczu barażowym był więc dość jasny. Bośniacy mieli wypracować jak największą zaliczkę przed rewanżem na Wyspach, Irlandczycy chcieli się zamurować, by było jeszcze o co grać u siebie. Cel – z dużą nadwyżką – osiągnęli ci drudzy. Dość niespodziewanie to dla naszych grupowych rywali drzwi na turniej we Francji są już bardzo mocno uchylone.
Niestety na boisku była kicha. Bośniacy sprawiali wrażenie tak spiętych, że na miejscu kierownika ich drużyny przed przerwą uzupełnilibyśmy zapasy papieru toaletowego w szatnianej ubikacji. Niewiele im wychodziło, problemy były nawet z najprostszymi zagraniami. A musieli przecież prowadzić grę! Przez większą część pierwszej połowy myśl przewodnia w ich grze była taka – podajmy do Pjanicia, może on coś wykombinuje. Dość długo zajęło Bośniakom dojście to wniosku, że to również nie był dzień gwiazdora Romy. Z kolei Irlandczycy byli w pełni zadowoleni, że kopanie po autach przychodzi im z taką łatwością.
Jak celnie ujął to Andrzej Strejlau – najaktywniejsze w tym meczu były bandy reklamowe.
Po przerwie główną rolę na boisku odegrała… mgła. Rozlane mleko, niewiele było widać.
Nie damy sobie uciąć ręki, że naprawdę tak było – ale prawdopodobnie po przerwie coś delikatnie drgnęło w grze zarówno gospodarzy, jak i gości. Na pewno były okazje bramkowe, co dało się wyłapać na powtórkach z innej kamery. Padły też gole. Jeden z niewielu wypadów Irlandczyków pod bramkę Begovicia skończył się bramką Brady’ego. Goście byli w tym momencie już wniebowzięci. I to do tego stopnia, że zapomnieli o obronie. I dzięki temu Vranjes (brat Stojana) mógł pomknąć prawą stroną i dokładnie dośrodkować do Dzeko, który wyrównał. 1-1.
Nie zmienia to jednak faktu, że Bośniacy mogą czuć się przegrani. Choć jeśli mamy być całkowicie szczerzy – gdyby oceniać na podstawie tylko dzisiejszego meczu, to żadna z drużyn nie zasłużyła, by jechać do Francji.