Reklama

Krew, wojny i duma. Albańczycy wszystkich krajów unieśli głowy

redakcja

Autor:redakcja

14 października 2015, 16:04 • 19 min czytania 0 komentarzy

Styk kilku, jeśli nie kilkunastu kręgów kulturowych. Jeden naród, na którym odcisnęło swoje piętno kilkanaście królestw, kilka republik, ze trzy imperia i cztery cesarstwa. Każda kolejna wojenna zawierucha przetaczająca się przez ten skromny teren, każda kolejna katastrofa dotykająca tych kilkudziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych zostawiała blizny na skórze tej ziemi. W rajskich okolicznościach przyrody, pośród pięknych plaż, urokliwych budynków z białego kamienia i bezkresnych pastwisk na stokach wzgórz los umiejscowił jedno z najbardziej specyficznych państw na świecie.

Krew, wojny i duma. Albańczycy wszystkich krajów unieśli głowy

Serce Bałkanów, które z Bałkanami raczej się nie utożsamia. Jedno z państw Basenu Morza Śródziemnego, które nie szuka przyjaciół ani w Grecji, ani w Czarnogórze. Otoczone przez Słowian, z którymi nie odczuwa żadnych więzi. Nawet nazwę swojego państwa widzą inaczej niż reszta Europy. Choć na ich losy miały wpływ wszystkie istotne siły południa Europy, od Greków i Turków po Serbów czy Boszniaków – zachowali odrębność. Niezależność. Nie asymilują się z nikim. Mają swój język, swoją kulturę, swój kraj, swoją wiarę i swoją wizję wielkiego państwa, do którego dążą przede wszystkim bronią D. Demografią.

Legię Warszawa, którą los i łysina Gianniego Infantino rzuciły w trasę do tego górzystego państwa powitała oprawa miejscowych kibiców z hasłem: “koniec meczu będzie końcem waszych żyć. Nie jesteśmy Słowianami.”

“Jesteśmy Albańczykami”.

PIERWSZY MECZ III RUNDA ELIMINACJI LIGA EUROPY SEZON 2015/16: FK KUKESI - LEGIA WARSZAWA --- UEFA EUROPA LEAGUE FIRST LEG THIRD ROUND QUALIFICATION MATCH: FK KUKESI - LEGIA WARSAW
Wspomniana oprawa, fot. FotoPyK

Reklama

*

Trzydzieści tysięcy kilometrów kwadratowych pamięci o wojnach i przelanej krwi. Trzy miliony mieszkańców pamiętających o kolejnych trzech a może sześciu milionach żyjących tymczasowo w granicach innych państw. Do tej pory w ich kierunku spoglądali przede wszystkim nieco ubożsi turyści, którzy zamiast ekskluzywnych hoteli Chorwacji z astronomicznymi cenami w przybrzeżnych knajpach preferują tańsze rozwiązania. Ewentualnie jeszcze brygady kibiców z tymi nieco już wyblakłymi transparentami z hasłem “Kosowo jest serbskie”. Dziś Albania jest na czołówkach wielu gazet na całym świecie nie z powodu kolejnych wojen, bojów o autonomię albańskich imigrantów w Macedonii czy południowej Serbii, nie z powodu niepodległości Kosowa albo interwencji ONZ, ale z uwagi na sukces jej piłkarzy.

Tirana, Prisztina w Kosowie… Jeden wielki pożar. Po raz pierwszy od wieków nie od walk czy bomb, ale od rac, fajerwerków i flar.

*

Reklama

Styczeń 2012 roku. Albania już wie, że Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie odbędzie się bez jej udziału. Co więcej, w greckich mediach pojawiają się zarzuty, że mogła ustawiać spotkania – chodziło przede wszystkim o towarzyszkie starcia z Czarnogórą i Argentyną. Mało? Przypomnijmy więc, że ledwie cztery miesiące temu ten sam zespół przeszedł do historii piłki nożnej i wywołał euforię u wielu dziennikarzy sportowych na całym świecie. Mianowicie: przegrał z Luksemburgiem.

Obraz nędzy i rozpaczy.

Albania jednak się nie poddaje. Rozpoczyna misję MŚ 2014, ale gdzieś na horyzoncie widać już bardziej odległy w czasie, ale jednocześnie zdecydowanie bliższy do osiągnięcia cel – Francja w 2016 roku. Plan jest dość ambitny, biorąc pod uwagę, że potencjał Albanii nie przekracza raczej potencjału województwa śląskiego. Plan jest dość ambitny, biorąc pod uwagę, że nigdy w historii ten mały kraj nie miał swojej reprezentacji na wielkiej imprezie piłkarskiej. Wreszcie: plan jest dość ambitny, gdy okazuje się, że legendami albańskiej piłki są takie tuzy futbolu jak Erjon Bogdani (najsilniejsze kluby, w których grał to Siena i Chievo) czy Alban Bushi (najpiękniejsze chwile przeżywający w Istambulsporze, tak, jest coś takiego w lidze tureckiej).

Ale Albańczycy doskonale sprawdzają się w roli “underdogów”. W końcu w ich burzliwej historii skreślano ich wiele razy, nie tylko jako drużynę, ale i jako państwo czy wręcz jako naród. Shqiptarzy wynajęli więc specjalistę z Włoch, kraju, który cieszy się wśród nich chyba największą sympatią. Gianni De Biasi. Żadna legenda. Żaden arcymag. Ot, fachowiec, który w dodatku za punkt honoru obrał sobie wyciąganie drużyn z bagna. Modenę wygrzebał z trzeciej ligi i wprowadził do włoskiej elity. Awans do Serie A zrobił także z Torino. Jeśli w 2012 roku chodził po świecie szkoleniowiec z doświadczeniem w elicie, który nie załamałby się widokiem albańskiego futbolu – był to właśnie De Biasi.

Włoch rozpoczął od zgrupowania w Gruzji dla zawodników z ligi albańskiej. Jak sam wspominał tuż po tegorocznym awansie – kilkunastu zdołowanych piłkarzy nie wyglądało wówczas jak ekipa, która cztery lata później będzie świętować największy sukces w historii albańskiego futbolu. De Biasi wiedział, gdzie jedzie. Wiedział po co. Kto pójdzie na dłuższy spacer ulicami Tirany czy leniwie przetoczy się wraz z turystami promenadą przy jednej z plaż doskonale zauważy cechę Shqiptarów, która wyróżnia ich na tle wielu europejskich narodów. Imponujące przywiązanie do tradycji. Do własnych barw. Do swojej tożsamości, tak pieczołowicie pielęgnowanej w bałkańskim kotle. Nawet do lokalnej polityki. De Biasi musiał to zauważać. Postanowił więc to wykorzystać.

*

Gdybyśmy nie mieli albańskiego ducha przedsiębiorczości i finansowego wsparcia od naszej diaspory, dziś kraj byłby już zniszczony przez tę głupią klasę polityczną.
Fatos Nano, trzykrotny premier Albanii. Odsiedział cztery lata pod zarzutem przywłaszczenia części środków z pomocy humanitarnej. Uwolniony podczas zamieszek, postępowanie w jego sprawie zostało później umorzone.

*

Pieniądze od diaspory, które przywoływał w swojej wypowiedzi Nano to tak naprawdę Albania w pigułce. Czym jest Albania? Czy uprawnione byłoby stwierdzenie, że to mini-Izrael? Ciężko stwierdzić, jedno jest pewne – Albańczycy są wszędzie. I na odwrót – wszędzie pozostają Albańczykami. Jasne, można wywoływać do tablicy Januzaja, który ostatecznie zdecydował się na grę dla Belgii, podobnych przykładów pewnie dałoby się znaleźć jeszcze kilkanaście, ale jednak: ich więź z miejscem, z którego pochodzą jest dość unikalna. Nawet jeśli decydują się na grę dla innych zespołów, wyjątkowy smak mają dla nich starcia z Serbią i Serbami. Nawet jeśli nie wspierają reprezentacji swoją grą – często podkreślają, skąd się wywodzą. A jeśli Nano nie blefował – także i pieniądze diaspory stanowią istotny element albańskiego krajobrazu.


Typowe. Flagi Szwajcarii, Kosowa i Albanii na bucie jednego z tysięcy tego typu gości. Xherdana Shaqiriego.

Gianni De Biasi, bystry, stary, włoski wyga od razu wyczuł, że to jest właśnie droga dla kadry. To jest ścieżka, którą można podreptać na poziom nieco wyższy, niż wymiana ciosów z Luksemburgiem. Od razu postanowił odwiedzić najsilniejszych Albańczyków – Lorika Canę w Rzymie oraz Mergima Mavraja w Niemczech. Szczególnie ten ostatni to ciekawy przypadek. Jego przygoda z albańską piłką bardziej przypomina bójkę dwóch przekupek na targowisku, niż spełnianie patriotycznego obowiązku gry dla ojczyzny.

Mavraj urodził się i wychował w Niemczech. Jego rodzice pochodzili z Kosowa, oczywiście utożsamiali się z Albanią. Ich chłopak przeszedł przez kilka cenionych szkółek młodzieżowych, ostatnią z nich były najstarsze zespoły juniorskie w Darmstadt. Zadebiutował w dorosłej drużynie tego klubu jeszcze przed dwudziestymi urodzinami. Mniej więcej w tym czasie na prośbę ówczesnego selekcjonera reprezentacji Albanii złożył zaś wniosek o obywatelstwo. I tu zaczynają się jaja…

Najdelikatniej rzecz ujmując – Mavraj jest tym rodzajem farbowanego lisa, który u nas wzbudza pianę na pyskach. Gdy już przyznano mu obywatelstwo, okazało się, że na ten moment Albania widzi go bardziej w młodzieżówce, aniżeli dorosłym zespole. Urażona duma, ambicje, rozżalenie. Jakkolwiek to motywować – obrońca stwierdził, że w młodzieżówce to on grać nie ma zamiaru, liczy się tylko dorosły zespół. Wtedy jednak Mavraja wypatrzyli skauci niemieckiej reprezentacji U-21. Jego nowa ojczyzna była chyba nieco bardziej atrakcyjna od starej, bo dla Niemców bez szemrania i słowa sprzeciwu zagrał dwa spotkania. Szybko jednak zniknął z niemieckich radarów, a wtedy znów atrakcyjna stała się Albania. To, co wywinął przy kolejnym powołaniu, sprawiłoby że na albańskim weszło serwery nie wstawałaby przez tydzień. Został powołany, po czym odmówił przyjazdu… dzień przed meczem. Tłumacząc się, że po prostu potrzebuje nieco więcej czasu.

Działacze Federata Shqiptare e Futbollit wpadli w furię i stwierdzili, że Mavraj od tej pory Albanię może oglądać tylko na teledyskach popularnego polskiego zespołu. Zawodnik miał otrzymać wilczy bilet na wieki z haniebnym mianem zdrajcy na plecach.

PIERWSZY MECZ III RUNDA ELIMINACJI LIGA EUROPY SEZON 2015/16: FK KUKESI - LEGIA WARSZAWA --- UEFA EUROPA LEAGUE FIRST LEG THIRD ROUND QUALIFICATION MATCH: FK KUKESI - LEGIA WARSAW
Ondrej Duda podczas wizyty w Albanii, fot. FotoPyK

De Biasi zakopał jednak wszystkie topory wojenne, nie tylko z Mavrajem, ale i z wszystkimi innymi członkami diaspory, którzy dotąd niechętnie spoglądali na grę dla Shqipterii. Za kadencji Włocha przygodę z kadrą zaczęli i wspomniany Mavraj, i Edgar Cani, ale i choćby “wykradziony” ze Szwajcarii Migjen Basha. To zresztą najbardziej dobitny przykład na to, jak zdeterminowana w pościgu za swoimi rodakami spoza Albanii stała się tamtejsza federacja i sam De Biasi. Początkowo o grze w reprezentacji z południa urodzonego i wychowanego w Szwajcarii zawodnika nie chcieli słyszeć helweccy działacze. Przekonała ich dopiero jasna deklaracja Bashy, że nigdy nie stawi się na żądanie selekcjonera Szwajcarii, jednocześnie nie ustając w wysiłkach o wywalczenie prawa do gry dla Albanii. Powoływano się między innymi na decyzje Trybunału Arbitrażowego w Lozannie, który pozwalał Irlandczykom urodzonym w Ulsterze na grę dla Republiki, zamiast lojalnej królestwu Irlandii Północnej.

PIERWSZY MECZ III RUNDA ELIMINACJI LIGA EUROPY SEZON 2015/16: FK KUKESI - LEGIA WARSZAWA --- UEFA EUROPA LEAGUE FIRST LEG THIRD ROUND QUALIFICATION MATCH: FK KUKESI - LEGIA WARSAW
Paralotniarz nad Tiraną podczas meczu Legii, fot. FotoPyK

Basha po otrzymaniu obywatelstwa bezzwłocznie został powołany przez De Biasiego. Ekipa zaczynała wreszcie przypominać drużynę walczącą nie z Luksemburgami i Andorami, ale z drużynami z drugiego i trzeciego koszyka. Największa porażka? Jak to Albania. Nie na boisku, a podczas kolejnej podróży do albańskiej diaspory. Podróży, podczas której De Biasi wreszcie usłyszał “nie”. Adnan Januzaj wybrał Belgię. – Łatwiej skontaktować się z papieżem Franciszkiem, niż ojcem Januzaj – skwitował De Biasi. I zaczął budować pomoc bez “zdrajcy”, jak szybko określiła Adnana nacjonalistyczna część kibiców.

*

Heszke w meszke, him, heszke w meszke, him
Ryszki szyszki, szyszki, to Król Albanii!
Szere mere, chociosz teszto, sztara sztasz
Ruchnin szniszkin, osznisz sztisznisz, kurwaszwa
Tradycyjna piosenka albańska, nieznany autor

*

Etrit Berisha występował w średniaku szwedzkiej Allsvenskan, Kalmarze. Zaliczył dwa niepełne sezony, na początku 2012 roku miał jakieś czterdzieści seniorskich występów na koncie. Wtedy wypatrzył go De Biasi, powołanie młody bramkarz otrzymał już w maju 2012, jeszcze przed jego występami w europejskich pucharach. – Jest na tyle dobry, że będzie grał we Włoszech – wyrokował selekcjoner Albanii.

Dziś ma ponad czterdzieści występów w barwach Lazio i dwadzieścia siedem w bramce Albanii.

*

Życie pojedynczego człowieka komplikuje się, gdy wciągnie się w mechanizm władzy, a co dopiero powiedzieć o dramacie całego narodu, który dostaje się w te tryby!
Ismail Kadare ,,Pałac snów”

*

Dowiedzieliśmy się, że pieczątka Kosowa w paszporcie może być źródłem problemów przy ewentualnym wyjeździe od strony serbskiej, dlatego też bezpieczniej jest opuszczać granicę w Macedonii (nieuznawanej z kolei przez Grecję, zatem do Grecji lepiej jechać przez Albanię).
blog podróżniczy globtroter.pl

*

Według relacji Guardiana, obok Tirany jedne z najbardziej hucznych imprez po awansie Albańczyków na Euro miały miejsce w Prisztinie. W Kosowie. To właśnie tam ambasador Albanii Qemal Minxhozi miał stawiać drinki wszystkim w zasięgu wzroku. Zresztą, Kosowo świętowało zupełnie tak, jakby to właśnie to – według wielu przecież niepodległe – państwo ugrało awans do kontynentalnej elity.


Kosowski dwugłos…

Kosowo… Kość niezgody, o której zresztą pisaliśmy na stronie już wiele razy. Dość powiedzieć, że z rąk do rąk przechodzi od XIV wieku, a najświeższe walki na tym terenie zakończone ogłoszeniem niepodległości przez albańskich mieszkańców tego rejonu to historia najnowsza, już z XXI wieku. Kosowo… Nie da się poruszyć tematu Albanii bez tego miejsca, albo raczej ogółem bez południowej Serbii. To właśnie tu bowiem dokonały się rzeczy, które na długo będą definiować Albańczyków w oczach reszty Europy.

Jak widzą to Serbowie? W sercu ich państwa, w kolebce ich państwowości, zaczęli osiedlać się Albańczycy. Nie było mowy o żadnej asymilacji, a nacjonalistyczne nastroje z obu stron jedynie pogarszały atmosferę. Przyjezdni muzułmanie rozmnażali się szybciej, niż mieszkający na tych terenach od lat prawosławni Serbowie. “Mniejszość” albańska nagle stała się dominującą siłą w regionie. Na tyle, że w atmosferze nienawiści nie mogli wytrzymać kolejni serbscy mieszkańcy tych ziem, zabierający swój dobytek na północ, bliżej Belgradu i ogółem bliżej Serbii. Bo Kosowa już Serbią wówczas nazwać się nie dało.

Serbowie powiedzą, że interwencja NATO w tym rejonie, zbombardowanie Belgradu i wykreowanie Serbów na zbrodniarzy wojennych odpowiedzialnych za podpalenie Kosowa to ohydne nadużycia wykonane na złość Rosji, od zawsze złączonej z Serbią sojuszem. Serbowie powiedzą, że Kosowo zostało im odebrane siłą, a nade wszystko: że jest serbskie, serbskie było i serbskie pozostanie, a nadejdzie czas, gdy obecni mieszkańcy wyjadą do siebie. Do Albanii.

Graves-incidentes-en-el-Serbia_54417128398_54115221152_960_640
Początek afery dronowej

Albańczycy zripostują, że jeszcze zanim Serbowie podbili te tereny, należały one do przodków obecnych Kosowarów – Ilirów. Powiedzą, że w Kosowie nie ma już praktycznie Serbów, więc dlaczego niby ma należeć do Serbii? Przekonają niezdecydowanych, że zamachy terrorystyczne organizacji Armii Wyzwolenia Kosowa były jedynie odpowiedzią na bestialstwo Serbów. Prawdy już nie da się poznać, zatonęła w potoku wysiłków agencji marketingowych i spin-doktorów politycznych z obu stron sporu. Faktem jest jednak że dziesięć lat po interwencji NATO w Kosowie, Unia Europejska niemal jednogłośnie przyjęła niepodległość Kosowa. Niepodległość, której nie uznaje Serbia i Rosja. Niepodległość, która jest powodem do dumy dla Albańczyków. Tych z Albanii i tych z Kosowa.

Zresztą, o zawirowanej historii tego terenu pisaliśmy TUTAJ.

Co jest w tej sprawie ciekawe pod kątem futbolu? To, że na dobrą sprawę reprezentacja Albanii mogłaby się rozlecieć jak domek z kart jedną decyzją: o dopuszczeniu niepodległego Kosowa do rozgrywek UEFA. Wówczas – tak jak w przypadku rozpadu Jugosławii – nawet ci, którzy dzisiaj reprezentują Szwajcarię jak Xherdan Shaqiri, czy ci, którzy zostali przekonani przez De Biasiego do gry dla Albanii, mogliby legalnie i zgodnie z wszystkimi prawami UEFA i FIFA rozpocząć grę dla Kosowa. Zresztą, jedenastka, która wybiegła na murawę w Armenii wykonać ostatni krok po awans na Euro pod względem miejsca urodzenia prezentuje się tak:

Kosowo – Macedonia, Kosowo, Szwajcaria, Albania – Szwajcaria, Szwajcaria, Albania – Albania, Albania, Szwajcaria.

Przy czym warto zaznaczyć, że szwajcarscy Albańczycy to przede wszystkim potomkowie uchodźców właśnie z Kosowa. Wszelkie rozważania są jednak raczej teoretyczne. O tym, jakie stosunki łączą Albanię i niepodległe Kosowo niechaj świadczy fakt, że już w 1993 roku obie reprezentacje rozegrały pokazowy mecz. Drugi sparing między tymi drużynami odbył się w 2002 roku, w środku debaty na temat niepodległości Kosowa. Trzeci – w 2010 roku. A gdyby to było potrzebne – pewnie mogliby grać co tydzień.

*

Byłoby absurdalne w logicznym świecie. Natomiast w naszym wydaje się zupełnie normalne.
Ismail Kadare w książce “Pałac snów”

*

Inna sprawa, że Kosowo dobrze czuje się w roli młodszego kuzyna Albanii. Pamiętacie premiera Nano oskarżanego o wyprowadzenie funduszy z pomocy humanitarnej? Według autorów reportażu TVN24.pl, istniejące od siedmiu lat państwo trudno określić stabilnym, a klasę polityczną uczciwą.

Teraz, w pierwszych dniach listopada wyszły na jaw oszustwa popełniane na ogromną skalę. W ciągu niespełna sześciu lat w Kosowie sprzeniewierzono kilka miliardów euro pomocy unijnej, która miała być wykorzystana przez polityków do dźwignięcia ich kraju z gruzów wojny. Okazało się jednak, że państwo ma tak słabe struktury i jest do tego stopnia niestabilne w swym systemie demokratycznym, że głównym zajęciem uprawianym tam przez urzędników państwowych jest łapówkarstwo na masową skalę.

Zwykłym Albańczykom w Kosowie brakuje wszystkiego, żyją bardzo biednie, a urzędnicy stworzyli oddzielną kastę rozdzielającą między siebie unijne “łupy”. To sprawia, że krajem targają niepokoje, a napięcie między Albańczykami i serbską mniejszością nie pozwala na stworzenie konstruktywnego dialogu. Po obu stronach liderami społeczności są bowiem skrajni nacjonaliści. Ci serbscy argumenty takie jak ten ostatni – o kompletnym paraliżu państwa i korupcji – wykorzystują do przypominania zachodnim politykom, że wyrządzili Serbii krzywdę, odłączając od niej pogrążone dziś w chaosie Kosowo.

W gruncie rzeczy najbardziej pokrzywdzeni stają się “zwykli” mieszkańcy Kosowa, którzy po latach wojen, krwi, sąsiedzkich bitw i brutalnych gwałtów teraz w upragnionej “wolności” muszą się godzić na okradanie przez wąską kastę polityków korzystających z dobrodziejstw unijnej pomocy. W luksusowych sklepach i na wypasionych stacjach benzynowych przy porządnych drogach nie ma klientów. Przeszklone siedziby banków sąsiadują z porażającą biedą zwykłych ludzi prawdopodobnie mających w dupie, czy aktualnie rządzi nimi serbski bandzior czy kosowski złodziej. To uczucie z pewnością potęguje fakt, że Dolina Preszewa i przygraniczne tereny Serbii zamieszkane przez albańską “większość/mniejszość” to najbiedniejszy rejon w okolicy, biedniejszy zarówno od północnej Serbii, jak i od serca Albanii z Tiraną.

Sytuację na terenie Albanii i Kosowa całkiem nieźle oddaje zarządzenie premiera Ediego Ramy z połowy ubiegłego roku, gdy zamknął osiemnaście prywatnych wyższych uczelni. Powód? Ponoć ukończyło je 900 obcokrajowców nieznających języka albańskiego, choć żaden z przedmiotów w toku ich studiów nie był prowadzony w innym języku.

– To piękny kraj, w trakcie tworzenia. Paradoksem jest różnica między sferą prywatną, domami tak czystymi, że można jeść z podłogi, i totalnym syfem na ulicach. Moja żona łatwo to zinterpretowała. W domach rządzą kobiety, a na zewnątrz faceci (śmiech). Swoją drogą, śmieci to chwilowa uciążliwość, wystarczy pójść w góry i już ich nie ma. Do Albanii jeździsz po to, by zobaczyć, skąd tak naprawdę wziął się ten kontynent. Nigdzie w Europie nie ma takiego dotknięcia starości i archaizmu. Albania to podświadomość Europy – tłumaczył wielki entuzjasta Albanii, Andrzej Stasiuk w jednym z wywiadów.

“W trakcie tworzenia”. To dobry termin. I jak zawsze – tworzeniu towarzyszy nie zawsze łatwy do zrozumienia chaos.

*

Religią Albańczyka jest albańskość.
dewiza narodowa Albanii

*

Dlaczego Kosowo i Albania żyją w zgodzie? Dlaczego Albańczycy są dumni z Kosowa, a ludzie urodzeni w Kosowie równie dumnie prężą klatki podczas odgrywania albańskiego hymnu? Kluczem są dwa słowa, które widniały na fladze podczepionej do drona przelatującego nad stadionem w Belgradzie podczas spotkania Serbii z Albanią w ramach eliminacji do mistrzostw Europy.

“Wielka Albania”. Shqipëria e Madhe.

Najkrócej rzecz ujmując – projekt nowego państwa albańskiego obejmującego swoim zasięgiem nie tylko tereny historycznie związane z Albanią – jak choćby będące odwiecznym przedmiotem wojen Kosowo – ale wszystkie terytoria, na których obecnie dominują Albańczycy. A więc zarówno południe Serbii i Czarnogóry, jak i granice z Macedonią, a nawet kawałek Grecji. Amerykański dyplomata, Christopher Hill, powiedział nawet swego czasu, że tak jak lata dziewięćdziesiąte były momentem odwodzenia Serbów od projektu wielkiej Serbii, tak wkrótce w podobny sposób będzie trzeba zakończyć sny Albańczyków dotyczące zjednoczenia wszystkich członków tego narodu w ramach jednego wielkiego państwa.

Tarcia dotyczą zresztą nie tylko Kosowa i tych serbskich miast, w których Albańczycy przestali już być mniejszością. Przykład? Macedonia, w której trwa ponoć wyścig na meczety i cerkwie. Albańczycy to według różnych szacunków 1/5 albo nawet 1/4 całej ludności Macedonii. Wielu z nich to uchodźcy z Kosowa, którzy nie chcieli wracać do domu – stworzyli za to świetnie zorganizowaną mniejszość, która ma swoje partie, swoje miejsca kultu, swoje tradycje i naturalnie swoje ambicje. Choć w teorii oba narody nie są skonfliktowane – kto wie, czy na terenach, na których władzę w samorządach dzierżą Albańczycy, wkrótce nie powstanie kraj pokroju Kosowa.


Wielka Albania w grafice wikipedii.

Dodatkowo TVN24.pl podaje, że po meczu Serbia – Albania w jednej z czarnogórskich szkół wybuchły zamieszki. – Do szkoły, którą dzielą między siebie albańskie i czarnogórskie dzieci, ucząc się na różnych piętrach i o różnych godzinach weszło bowiem kilku nastolatków w koszulach z flagami Wielkiej Albanii. Sprowokowani Czarnogórcy rzucili się na nich i doszło do bitwy, w której brało udział kilkaset osób – pisze o sprawie TVN. Winna znów stała się flaga “Wielkiej Albanii”. Symbolu, który wykracza poza tradycyjne tarcia Serbów z Albańczykami, dodając do konfliktu szereg innych nacji, z Macedonią, Czarnogórą i Grecją na czele. Co gorsza – winni takiej sytuacji są nie tylko Albańczycy, ale i właśnie wszyscy sąsiedzi, zazwyczaj niechętnie nastawieni do dumnego narodu. Co ciekawe – w podobny sposób jak Albańczycy w Serbii czy Macedonii działają na przykład bośniaccy Serbowie, stanowiący istotną siłę na terenie Bośni i Hercegowiny. Szczególnie po tym, co stało się w kilkunastu ubiegłych miesiącach na Krymie, należy pamiętać, że bałkański kocioł chwilowo nie wrze, ale… Właśnie. Chwilowo.

A skoro już nawiązaliśmy do feralnego drona, który koniec końców dał Albańczykom awans… Fotki z chłopcem kierującym latającą prowokacją dla Serbów robili sobie nawet zawodnicy. Jeśli nie pamiętacie całej historii – odsyłamy TUTAJ. W skrócie – podczas meczu Serbia – Albania w Belgradzie nad murawą pojawił się dron z podwieszoną flagą “Wielkiej Albanii”. Jeden z serbskich piłkarzy ściągnął chorągiewkę, po czym została mu ona odebrana przez… Bekima Balaja, znanego z gry w Ekstraklasie. Następnie po flagę, niczym w średniowieczu, ruszyli serbscy chuligani, a całość zakończyła się jedną wielką jatką, w której aktywnie uczestniczyli także piłkarze. UEFA ukarała Serbów karą odjęcia trzech punktów, a Albańczyków – zweryfikowaniem wyniku meczu na 3:0 dla gospodarzy. Następnie CAS zmieniło decyzję, utrzymując karę dla Serbii, ale zwycięstwo w spotkaniu z 2014 roku przyznając Albanii.

Bez tych trzech punktów Albania byłaby w tabeli za Danią i miała przed sobą dość ciężkie baraże. Niuans? U “pilota” drona znaleziono w ostatnich dniach nielegalną amunicję. Co nie zmienia faktu, że zdobył w tych eliminacjach tylko jeden punkt mniej od Serbii, która zakończyła je z czterema “oczkami” na koncie.

*

Albania to zmęczenie. Nie można odpocząć, ponieważ nigdy nie jest się samemu. Nawet w klimatyzowanym, cichym, pustym hotelu samotność jest pozorna, bo myśl zajmuje właśnie ona, Albania. Jej faceci, jej smród, pradawność, piękno, jej istnienie i jej obłęd.
Andrzej Stasiuk w książce “Dziennik pisany później”.

*

– Kiedy mówiłem, że jesteśmy w stanie to zrobić, nikt nam nie wierzył – cieszył się Gianni De Biasi podczas konferencji po ostatnim meczu z Armenią. Zaczęło się od gola Bekima Balaja w Lizbonie, zakończyło na efektownym 3:0 w sędziowanym przez Szymona Marciniaka meczu ósmej kolejki eliminacyjnej. Można się oczywiście wykręcać, że dwa z czterech grupowych zwycięstw to mecze z Armenią, do tego jedno to walkower przyznany przez CAS, ale nikt Albańczykom nie odbierze bezbramkowego remisu w Danii i zwycięstwa nad Portugalią, dwóch spotkań, które tak naprawdę zadecydowały o kolejności zespołów w tej grupie. Co ważne – stracili przez całe eliminacje pięć goli, w tym dwa w doliczonym czasie gry w prestiżowym starciu z Serbami.

Obłęd, o którym pisał Stasiuk, polega jednak na tym, że Albańczycy do sukcesu sportowego dołożyli niebywałą wręcz sztukę: idealne odbicie nastroju tej ziemi. Lorik Cana na zakończenie eliminacji stwierdził rzeczowo: świetnie, że nasze występy we Francji będą mogli obejrzeć Serbowie, zgromadzeni z piwem przed swoimi telewizorami. Nawet w takim momencie, nawet w takiej chwili, Albańczyk pamiętał, by dopiec swoim wrogom. Albańczycy walczyli o flagę “Wielkiej Albanii” na murawie w Belgradzie. Albańczycy pamiętali, że ich serca biją dla Tirany, choć przecież urodzili się setki kilometrów od stolicy, wychowywali się w Lozannie albo Bazylei. Nawet ludzie, których można byłoby określić mianem farbowanych lisów, ludzie, którzy wcześniej preferowali grę pod obcymi sztandarami, dziś mówią z dumą: jestem Shqiptarem.

*

Poświęcam tę książkę słowu pokora, które nie występuje w języku albańskim. Jego brak może za sobą pociągnąć na­der ciekawe konsekwencje w dziejach narodu.
Ornella Vorpsi, z książki “Kraj gdzie nigdy sie nie umiera”.

*

Co dalej z Albanią? Skoro już osiągnęli wyśniony sukces, skoro już jadą do tej wymarzonej Francji – gdzie mają zamiar się zatrzymać? Gianni De Biasi, albo raczej Gani Abazi, bo tak “zalbańszczyli” jego imię i nazwisko miejscowi, już ma status półboga, zresztą podobnie jak Lorik Cana. Tirana prawdopodobnie nadal nie wytrzeźwiała po weekendzie, podobnie jak kilka miast w Kosowie i dzielnic w szwajcarskich miastach. Czy stać ich, by utrzymać ten poziom? – Z tego co zaobserwowałem, to duży problem albańskich piłkarzy. Bardzo szybkie osiągnięcie zadowolenia z tego, gdzie jesteśmy, osiadanie na laurach – tłumaczył De Biasi w jednym z wywiadów dla “FIFA The Weekly”. – To musimy koniecznie zmienić. To bardzo dumny naród, ale trzeba tym chłopakom stawiać coraz wyższe cele, momentami takie, których nawet nie brali pod uwagę.

W tym samym wywiadzie De Biasi mówi, że gigantycznym osiągnięciem będzie faza play-off. Bezpośredni awans? “Będzie uważany za cud”.

Ale gdzie te cuda mają się dziać, jeśli nie w Albanii.

 

JAKUB OLKIEWICZ

Fot. główne: testtube.

Najnowsze

Ekstraklasa

Więcej kasy do pieca, więcej! Prezes Śląska wygrywa plebiscyt na “delulu roku”

Kamil Warzocha
1
Więcej kasy do pieca, więcej! Prezes Śląska wygrywa plebiscyt na “delulu roku”
Liga Narodów

Nowe reguły losowania grup eliminacji MŚ. Jeśli zwolnić trenera, to teraz

AbsurDB
8
Nowe reguły losowania grup eliminacji MŚ. Jeśli zwolnić trenera, to teraz

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...