Wiadomo, większość tekstów po tym meczu będzie analizą beznadziejnej sytuacji Lecha Poznań. My też pewnie będziemy o tym pisać. Zaraz zwolniony będzie Maciej Skorża, pewnie polecą też inne głowy. Ale teraz, na gorąco, zaraz po meczu, warto pisać o tym, jak grała Cracovia. Bo grała naprawdę znakomicie.
Damian Dąbrowski. Imponujący jest rozwój tego piłkarza, chyba nawet bardziej imponujący niż progres Bartosza Kapustki. Oto 23-latek z defensywnego pomocnika z jako-takim potencjałem, który raczej jest specjalistą od odbioru i podania do najbliższego, stał się rozgrywającym co się zowie. Przegląd pola, technika – to stoi u niego na najwyższym poziomie. Piłka, którą dograł przy piątej bramce Cracovii, czyli trafieniu Jakuba Wójcickiego, powinna być pokazywana na redditach, wykopach i youtube’ach całego świata. 40 metrowe podanie, i to po ziemi. Kilka minut później Dąbrowski piłkę już podniósł i podał do Erika Jendriska, ale ten przegrał pojedynek z Paulusem Arajuurim.
Było to zaskoczenie, bo przez cały mecz to piłkarze Cracovii wygrywali pojedynki. Rakels, Cetnarski, Kapustka i Jendrisek młócili klepki i podania jak najęci. Najlepszy był ten drugi, który zszedł po godzinie gry, ale chyba po to, że Jackowi Zielińskiemu zrobiło się żal byłego klubu. Gol i dwie asysty. Występ praktycznie bezbłędny. Gdyby grał cały mecz, pewnie dorobek byłby dwukrotnie większy. Cetnarski w formie to piłkarz, który nie szuka na boisku kwadratowych jaj, tylko prostych rozwiązań. I robi to tak, że wychodzi to doprawdy ślicznie. Ten zawodnik to jedna z ciekawszych historii w ostatnich latach w lidze. Żeby oddać cesarzowi, co cesarskie – czwarta bramka krakowskiego zespołu padła z ewidentnego spalonego.
Cała Cracovia z przodu grała świetnie, ale z tyłu już tak kolorowo nie było. Gdy Szymon Pawłowski w końcu się rozluźnił i zaczął dryblować jak w rundzie finałowej zeszłego sezonu, posypały się sytuacje dla Lecha. Raz po raz widać było, że w słabszej formie jest Sreten Sretenović, bezpośrednio winny przy dwóch bramkach Lecha.
Ale to i tak nic przy liście błędów obrońców Kolejorza. Szwajcarzy z Bazylei mogą sobie pluć w brodę, że lekko odpuścili czwartkowe spotkanie w Lidze Europy, bo gdyby choć trochę podkręcili tempo, to z tak rozkojarzoną defensywą mogliby strzelić z siedem bramek. I nawet nie chodzi o to, że obrońcy Lecha przegrywają pojedynki, oni mają problemy z elementarzem – ustawieniem, przekazywaniem sobie krycia. To są rzeczy, które ćwiczy się na treningu.
Na osobny akapit zasługuje Maciej Gostomski. Polski bramkarz wskoczył do składu za Jasmina Buricia w meczu z Basel. Golkipera bardzo przeciętnego, ale na pewno lepszego od Polaka i wie to niemal każdy. Tymczasem Gostomski zagrał w pucharach, grał fatalnie, ale to, co zrobił w meczu w Krakowie przerosło wszystkie wyobrażenia. Już po czterech minutach Cracovia prowadziła 2-0, a on po prostu dał krakowianom strzelić obie bramki. Chwilę później przy wyrzucaniu piłki po prostu podał do Rakelsa, ale udało mu się strzał wybronić. Natomiast rzut karny to już mistrzostwo świata parodii futbolu.
Raz – po co? Dwa – dlaczego nogami?? #GostomskiStateOfMind pic.twitter.com/93OYYt98qz
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) październik 4, 2015
Maciej Skorża po meczu nie chciał rozmawiać na temat swojej przyszłości, ale chyba nie ma o czym rozmawiać – zaraz będzie zwolniony.
Fot. FotoPyK