Reklama

Dokąd zmierza Berg? Układamy najbardziej absurdalną 11-tkę

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2015, 09:45 • 6 min czytania 0 komentarzy

Patrzymy na Henninga Berga i zastanawiamy się, co i w którym momencie poszło nie tak. Facet ewidentnie błądzi, podejmuje zupełnie niezrozumiałe decyzje i wypowiada się w sposób dość absurdalny. A przy tym jest coraz bardziej smutny i zaczyna przypominać gościa, który potrafiłby zabić ducha karnawału nawet w samym sercu Rio de Janeiro. Zrozumielibyśmy, gdyby Norweg – niczym Jose Mourinho – próbował swoim zachowaniem zdjąć presję z piłkarzy lub odwrócić od nich uwagę. Niestety coraz częściej odnosimy wrażenie, że jemu po prostu wszystko wymknęło się spod kontroli.

Dokąd zmierza Berg? Układamy najbardziej absurdalną 11-tkę

Berg sprawia wrażenie człowieka, który na siłę próbuje udowodnić wszystkim, że wie i widzi zdecydowanie więcej. Tak jak w ostatnim meczu z Zagłębiem – o czym wielokrotnie już wspominaliśmy – kiedy na środku obrony postawił na kompletnie nieprzygotowanego Vranjesa, kosztem umiejących tam grać Jodłowca i Makowskiego. Albo w Superpucharze z Lechem, gdzie od czapy wystawił Ryczkowskiego na dziesiątce i Pazdana w pomocy, mimo że przez cały okres przygotowawczy testował inne warianty. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Norweg usilnie szuka meczu, w którym uda mu się odnieść spektakularne zwycięstwo za sprawą swojej autorskiej, nieszablonowej decyzji.

A przecież Berg niejednokrotnie pokazywał, że ma dobre oko do piłkarzy, i że potrafi ich wymyślić na zupełnie nowych pozycjach. Kiedyś napisaliśmy, że zrobił w Legii rewolucję w składzie bez rewolucji w kadrze. Przerobił taktykę, pozamieniał miejscami skrzydłowych, Jodłowca na stałe przeniósł do drugiej linii, a z Radovicia zrobił najlepszą dziewiątkę w lidze. Nawet awaryjne przesunięcie Guilherme na lewą obronę pozwoliło mu wyjść obronną ręką z okresu przymusowej absencji Tomasza Brzyskiego.

Tamte zmiany dały wymierną korzyść Legii, a także promowały samego Berga. Dziś jednak wydaje się, że Norweg wyczerpał swoje pomysły, a jego roszady w wielu przypadkach wyrządzają krzywdę zarówno drużynie, jak i samym zawodnikom. Z pewnością dzisiejsza kadra Legii nie daje już takich możliwości w rotowaniu pozycjami, jednak – jak za chwilę wykażemy – wiele pomysłów Norwega nie wynikało z braku odpowiednich piłkarzy, ale z chęci zaskoczenia przeciwnika. Niestety w ostatnim czasie Berg częściej zaskakiwał samego siebie i – przy okazji – swoich piłkarzy. Udało nam się nawet skompletować całą jedenastkę złożoną z jego najdziwniejszych pomysłów:

Reklama

Na początku marca Berg wpadł na pomysł, by dać odpocząć Kuciakowi i w roli pierwszego bramkarza sprawdzić sprowadzonego chwilę wcześniej za pół miliona złotych Arkadiusza Malarza. Wyobrażamy sobie, że przy dobrej dyspozycji 35-latek mógłby zostać między słupkami nawet do końca rundy. Niestety Malarz kompletnie zawalił Legii mecz z Lechem w Poznaniu, który w pewnym sensie rozpoczął drogę „Kolejorza” na szczyt tabeli. Najlepszym podsumowaniem Malarza w roli pierwszego bramkarza jest tu reakcja samego Berga, który od tamtej pory nie dał mu zagrać ani minuty, nawet przy rotacji w lidze, czy też w najwcześniejszej rundzie Pucharu Polski.

Ostatni ligowy mecz z Zagłębiem był natomiast kwintesencją pomysłów Berga na środek defensywy Legii. W piątek oglądaliśmy duet stoperów stworzony ze ściągniętego z Zawiszy prawego obrońcy, Igora Lewczuka oraz ze ściągniętego z Lechii środkowego pomocnika, Stojana Vranjesa. A w pomocy zagrał posiadający ogromne doświadczenie na tej pozycji Tomasz Jodłowiec. Jak wytłumaczył swoje decyzje sam Berg? „Jodłowiec wprawdzie grał jako środkowy obrońca, ale to było dawno. Natomiast Vranjes to doświadczony piłkarz.”

***

Wypowiedź Vranjesa dla Przeglądu Sportowego po jednym z meczów Lechii:


***

Jedźmy dalej – o problemach Legii z lewą obroną wiedzą wszyscy. W pewnym momencie Berg wpadł na pomysł, by lukę na tej pozycji wypełnić największym człapakiem w drużynie, Helio Pinto. Portugalczyk dostał nawet kilka szans, a jego przygodę z defensywą brutalnie zakończyli piłkarze Pogoni Szczecin. Czy naprawdę trzeba było stracić punkty – w końcowym rozrachunku tak przecież potrzebne – by przekonać się, że Pinto kompletnie się nie nadaje do takiego grania?

Reklama

Jeśli chodzi o prawą stronę defensywy, to chyba najbardziej absurdalną decyzją Berga było kilkukrotne wystawienie tam Roberta Bartczaka, czyli lewego pomocnika, który dobrze wygląda w dryblingu, natomiast nie jest zbyt szybki, słabo dośrodkowuje i generalnie ma problemy z bronieniem. A przecież Legia to klub złożony głównie z prawych obrońców – są Rzeźniczak, Lewczuk, Broź, Bereszyński, a z młodych lepiej predysponowany na tę pozycję jest Misiak (a latem jeszcze próbowano dokupić Ksionza). Bartczak na prawej stronie defensywy to jeden z najdziwniejszych pomysłów, który miał oczywiście swoją cenę, bo w jakimś stopniu kosztował Legię Superpuchar.

***

Pomeczowa wypowiedź Bartczaka dla legia.com:

***

W środku pola mamy Michała Kopczyńskiego, który decyzją Berga latem pozostał w klubie. A sam zawodnik – po dobrym roku w Suwałkach, gdzie został wybrany piłkarzem sezonu – był pierwszym, który chciał odejść. Norweg postawił jednak na swoim, a teraz prawie w ogóle nie pozwala defensywnemu pomocnikowi grać. A kiedy w końcu dał mu szansę, to obok takich piłkarzy, jak Makowski, Ryczkowski i Pablo Dyego, czyli raczej w trudnych warunkach do wybicia się. Na domiar złego Legia rozprawiła się z Łęczną dopiero po zejściu „Kopy”, czyli ciężko tu mówić o wykorzystanej szansie. Wygląda na to, że 23-latek, który w Ekstraklasie rozegrał jak dotąd ledwie siedemnaście minut, dzięki Bergowi kolejną rundę spisze na straty.

W jedenastce absurdów norweskiego szkoleniowca środek pomocy uzupełniają Michał PazdanAdam Ryczkowski, którzy zostali tak ustawieni w meczu o Superpuchar z Lechem. Z pewnością nie była to potrzeba chwili, bo na ławce usiedli wtedy będący w świetnej formie Furman oraz szykowany na dziesiątkę w okresie przygotowawczym Masłowski. Tutaj Berg ewidentnie próbował zrobić coś nieszablonowego i ewidentnie przeszkodził swoim piłkarzom w nawiązaniu równorzędnej walki z dobrze dysponowanym rywalem.

Z kolei w inauguracyjnym meczu tego sezonu w lidze na lewym skrzydle pojawił się Michał Masłowski, który był cieniem samego siebie. Kompletnie niewidoczny i kompletnie nieprzydatny, w przerwie został zmieniony przez Kucharczyka, który – również dzięki kontrastowi – błysnął w tym meczu. Najlepszy komentarzem dla tego manewru był sam wynik, do przerwy remisowy, a po zamianie stron wyraźnie wykazujący wyższość Legii.

Od jakiegoś czasu pewnego rodzaju ekwilibrystykę Berg uprawia też z Markiem Saganowskim, który jest rzucany po całym boisku. Najbardziej doświadczony legionista grywał już za napastnikiem, z lewej strony pomocy i, jak w meczu z Piastem, na prawym skrzydle. Później wszyscy chętnie podliczali Markowi minuty bez gola (tak, my też), zapominając że często musiał sobie radzić na pozycjach, na których nigdy nie wyglądał najlepiej.

Z kolei w ataku Bergowi wypalił kiedyś wariant z Radoviciem, więc po odejściu Serba nie rezygnował z pomysłu z fałszywą dziewiątką. Jako że Norweg robił swego czasu wszystko, by nie wystawiać Orlando Sa, kilka razy najbardziej wysuniętym zawodnikiem Legii był Ondrej Duda, wspierany przez Michała Masłowskiego. Słowak to jednak zupełnie inny typ, niegotowy na fizyczną walkę z obrońcami, mniej pazerny na gole i mniej przebojowy. Na szpicy nie sprawdził się zupełnie i, kto wie, być może te kilka słabszych spotkań zaważyło na jego niedoszłym transferze do Interu.

***

Jak najlepiej podsumować ostatnie szalone pomysły Henninga Berga? Wystarczy zwrócić uwagę, że większość jego udanych manewrów wcielił w życie na początku swojej przygody z Legią, a im dłużej pracuje, tym więcej absurdalnych ruchów wykonuje. Czy są to rozpaczliwe próby pokazania światu swojego kunsztu, czy może raczej zwyczajny splot nieszczęśliwych wypadków – czas pokaże. I wtedy okaże się też, czy zapamiętamy Norwega z manewrów w stylu Radovicia na dziewiątce, czy raczej Vranjesa na środku obrony.

MICHAŁ SADOMSKI

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
2
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...