Reklama

Own Goal najlepszym strzelcem Arsenalu, słaby Liverpool, Sherwood z ciętą ripostą

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

29 sierpnia 2015, 20:03 • 6 min czytania 0 komentarzy

Nie ma w Anglii drugiej drużyny, która od tak wielu lat musi udowodniać, że naprawdę potrafi grać o coś więcej niż tylko czwarte miejsce. I równolegle do tego udowadniania, które trwa już ponad dekadę, biegnie dyskusja o tym, czego temu Arsenalowi brakuje. Teorie są różne. Są te personalne, które mówią, że Kanonierom do sukcesu brakuje defensywnego pomocnika i napastnika. Są psychologiczne – Arsenal nie ma mentalności zwycięzców. No i fizyczne – londyńczycy potrzebują siły, szybkości, mocy.

Own Goal najlepszym strzelcem Arsenalu, słaby Liverpool, Sherwood z ciętą ripostą

Syntezy tego wszystkiego w niedawnym felietonie dla „Daily Telegraph” dokonał Gary Neville. Zgodził się ze wszystkimi, ale przede wszystkim podkreślił zmianę w grze Arsenalu. Kiedyś meczom z tym zespołem dla rywali oznaczał ból w mostku i ścisk w żołądku. – W 1999 roku [rok potrójnej korony Manchesteru United], kiedy zremisowaliśmy z nimi i trzeba było grać powtórkę, to pomyśleliśmy – o Boże, trzeba z nimi znowu zagrać w środę – pisał były obrońca. Dziś Arsenal nie męczy, to jego można bardzo łatwo zmęczyć, zmieść.

To nie krytyka, która zrównuje Kanonierów z najgorszymi drużynami na świecie. Po prostu wskazuje to, czego drużynie Arsene’a Wengera brakuje, żeby walczyć o mistrzostwo. Bo żeby go zdobyć, trzeba wygrywać takie mecze, gdy nie idzie, gdy kibice rywala wyzywają, a sam przeciwnik kopie, bije i szczypie. Tak zwykle wyglądały spotkania z Newcastle United.

Ale same Sroki chcą się zmienić. Nowy trener, Steve McClaren mówi, że drużyna ma grać atrakcyjnie, ofensywnie. – Fani chcą widzieć drużynę podającą do przodu – tłumaczy. Do tego zabronił piłkarzom przeklinać, nakazuje przyjeżdżać na mecz w odświętnym stroju. Wszystko przez to, żeby zaczęli zwracać uwagę na więcej rzeczy, co miałoby bezpośrednio przełożyć się na większą koncentrację w meczu.

I cały misterny plan w sobotę legł w gruzach już po kwadransie, gdy pozbawiony rozumu (i to nie pierwszy raz w tym sezonie) napastnik Aleksandar Mitrović zaatakował Francisa Coquelina. Czerwona kartka, wylot z boiska.

Reklama

Bilans Serba w tym sezonie?

Pierwszy mecz – żółta kartka po 11 sekundach.
Drugi – żółta po dwóch minutach.
Czwarty – czerwona po 15 minutach.

No i Newcastle musiało się cofnąć, wybijać Arsenal z rytmu, a piłkę z pola karnego. Trzeba było po prostu zaparkować autobus. Zespół z St James’ Park dostanie brawa za wysiłek, ale statystyki są nieubłagane – po czerwonej kartce dla Mitrovicia Sroki nie oddały ŻADNEGO strzału. A Arsenal atakował, grał w zasadzie tylko na połowie rywala, a Petr Cech mógł spokojnie na drugą połowę wziąć ze sobą jakąś klasykę czeskiej literatury. Na przykład „Nieznośną lekkość bytu”.

A Arsenal grał przez cały mecz i nieznośnie, i lekko. To drugie dlatego, że aż prosi się, by w pomeczowym tekście pisać: „pach, pach, pach”, bo dopakowany przez ofensywnych pomocników środek pola Kanonierów (choć bez Mesuta Ozila) chciał, jak zwykle za wszelką cenę, wejść z piłką do bramki. Ale i nieznośnie, bo to wszystko rzadko trzymało się kupy. W pierwszym składzie wyszedł Theo Walcott, a Arsenal wciąż dośrodkowywał. W drugiej połowie pojawił się Olivier Giroud i wtedy Kanonierzy zaczęli posyłać piłki za obronę. Na szczęście dla Arsenalu wszystkich napastników wyręczył Fabricio Coloccini, od którego odbiła się piłka uderzona przez Oxlade-Chamberlaina. Own Goal to dziś najlepszy strzelec Arsenalu – ma już dwie bramki w Premier League.

Reklama

Mimo zwycięstwa, Arsenal potwierdził wiele z felietonu Neville’a. Newcastle nie stanowił wielkiego zagrożenia, a w takiej sytuacji aż prosi się, by rywala poniżyć, zmieść z powierzchni ziemi. Dawni Kanonierzy, ci z czasów Vieiry i Henry’ego, najpewniej wróciliby do Londynu z czterema-pięcioma bramkami.

***

Ale to i tak niewielki problem w porównaniu z tym, co teraz dzieje się w innej części Londynu, tej zachodniej. Chelsea znowu przegrała i to tak, że tylko Jose Mourinho twierdzi, że była to porażka niezasłużona. Bo Crystal Palace dało dwa silne, a nawet bardzo silne argumenty. Przy wydatnej pomocy fatalnej w tym sezonie obrony The Blues.

Najpierw pierwszy za sprawą Bakary’ego Sako.

A drugi to już sprawka Joela Warda. Asysta – strzelec wcześniejszej bramki. Jak podaje niezawodna opta, Malijczyk miał udział w dziewięciu golach w ostatnich dziewięciu meczach ligowych (w barwach Wolverhampton i Crystal Palace).

Chelsea wyrównała za sprawą przepięknej główki Radamela Falcao, ale nadzieja nie trwała długo, bo chwilę później padł gol Warda. The Blues walczyli, ale ich strzały albo blokowali obrońcy albo łapał Alex McCarthy.

Kolejny raz w tym sezonie drużyna Alana Pardew udowodniła, że ma wiele, by walczyć o wysokie lokaty. Wygrać na Stamford Bridge, idąc krok w krok z mistrzem Anglii? To już całkiem niezły wyczyn – zwykle do zwycięstwa w paszczy lwa trzeba było mieć mnóstwo farta i skupić się tylko na obronie. Idzie nowe.

Albo wraca stare, bo Mourinho wchodzi w krytyczny trzeci sezon w klubie. Po raz kolejny jego drużyna w takim okresie gra ospale, bezpłciowo i źle. Tak było wcześniej w Chelsea i tak też było w Realu. Ale Portugalczyk wpuszczając na boisko w końcówce żółtodzioba Loftusa-Cheeka zamiast Loica Remy’ego chyba sam zdiagnozował problem – tej drużynie potrzeba transferów. Ciekawe jak ten sygnał zinterpretuje Roman Abramowicz.

***

Chwalono Liverpool w poniedziałek za niezły mecz z Arsenalem, więc teraz przyszło beznadziejne spotkanie z West Hamem (0-3). Pomocnicy wchodzili sobie w paradę, napastnicy nie strzelali, a obrona zachowywała się parodystycznie, a zwłaszcza Dejan Lovren, który wspaniale bronił piłkę przed wyjściem poza boisko.

West Ham? Nie miał skomplikowanego pomysłu na grę – ustawił się przed polem karnym i wyprowadzał kontrataki. Co prawda grę Młotom ułatwił szybko strzelony gol, wystarczyło potem czekać na kolejne błędy Liverpoolu. Te zdarzały się co chwila, a gdy z boiska z czerwoną kartką zszedł Philippe Coutinho, to już było wiadomo, że gospodarzom nic już nie pomoże. Swoją drogą, Brazylijczyk przez to nie zagra za dwa tygodnie na Old Trafford.

***

Czerwono było też na Britannia Stadium. Sędzia wyrzucił dwóch piłkarzy. Obydwu ze Stoke. W pięć minut.

Najpierw zszedł Ibrahim Affelay.

Później z boiskiem pożegnał się Charlie Adam.

Kartki dość kontrowersyjne. W konsekwencji West Bromwich Albion przez godzinę grał z przewagą dwóch zawodników. Gospodarze zagrali w prowizorycznym ustawieniu 4-4-0. Jakich statystyk spodziewalibyśmy się na koniec spotkania? Co najmniej 65 proc. posiadania piłki WBA i zdecydowanej przewagi w strzałach. Tymczasem Stoke dłużej było przy piłce (o całe 0,3 proc., ale zawsze) i do tego 13 uderzeń, tylko dwa mniej od gości.

No ale to drużyna Tony’ego Pulisa oddała ten najważniejszy strzał. Gola tuż pod koniec pierwszej połowy zdobył Salomon Rondon z podania Rickiego Lamberta. Ten wszedł kwadrans wcześniej, bo trener uznał, że z dziewięcioma rywalami można sobie pozwolić na większą ofensywę. Ale znakomitego wyniku nie wywiózł. 1-0 to chyba za mało.

***

W wieczornym meczu Tottenham podejmował Everton. Mówi się, że perfekcyjny mecz zawsze musi skończyć się bezbramkowo. No, ale nie każde spotkanie bez bramek jest perfekcyjne. Gospodarze mieli co najmniej tysiąc sytuacji, przy których mogli strzelić, ale za każdym razem albo podawali piłkę dalej, albo strzelali prosto w Tima Howarda. Goście zaatakowali kilka razy, ale naprawdę rzadko jakoś konkretnie.

To był mecz z gatunku: „mogliby grać jeszcze tysiąc lat, ale żadnych bramek by nie było”. Kto oglądał, ten stracił czas.

Reasumując: północny Londyn oddał w sobotę 42 strzały, a jedyny gol padł po samobójczym trafieniu.

***

W Championship zadebiutował Piotr Malarczyk. Wszedł po przerwie, ale nie pomógł Ipswich Town – przegrali z Brighton 2:3. Ale debiut mógł być odrobinę lepszy, bo Polak strzelił nieuznaną bramkę.

Oby tylko nie powtórzył przygody Grzegorza Rasiaka z Tottenhamem, bo ten identycznie rozpoczął grę w północnym Londynie – od nieuznanej bramki.

***

Mistrzem ciętej riposty w sobotę zostaje Tim Sherwood.

– Do you think you’ll still be around when you’re Dick’s age?

– When your dick’s out?

***

Newcastle – Arsenal 0:1
Aston Villa – Sunderland 2:2
Bournemouth – Leicester 1:1 (90 minut Boruca)
Chelsea – Crystal Palace 1:2
Liverpool – West Ham 0:3 (!)
Manchester City – Watford 2:0
Stoke – WBA 0:1
Tottenham – Everton 0:0

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
2
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Anglia

Anglia

Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League

Damian Popilowski
8
Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League
Anglia

Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją

Maciej Szełęga
8
Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją

Komentarze

0 komentarzy

Loading...