Wtorek z eliminacjami Ligi Mistrzów ma na tym etapie wyjątkowo gorzki smak. Znów o prawo wejścia do finansowego eldorado i piłkarskiego raju grają Albańczycy, Szwedzi, Ukraińcy i Austriacy, znów my możemy co najwyżej obejrzeć ich w jakości HD z mistrzowską oprawą fundowaną przez NC+. Tym razem jednak pocieszać mogliśmy się w doborowym gronie – w końcu z gry odpaść miało obrzydliwie bogate AS Monaco, a i znienawidzony w niektórych kręgach Celtic nie miał przed sobą spaceru.
Jak było? Emocjonująco, to na pewno. Dziś Liga Mistrzów, a raczej jej przedsionek, zafundowała nam pięć spotkań i każde może opowiedzieć osobną historię. Kilkanaście minut marzeń, gdy AS Monaco wreszcie dopadło Valencię na odległość jednego gola. Znakomite odrobienie strat przez Malmoe w starciu z Celtikiem. Dreszczowiec tuż pod naszą granicą, we Lwowie, z udziałem Szachtara Donieck. Bardzo długo nierozstrzygnięte starcie pogromców Lecha z Bazylei i ich rywali z Tel-Awiwu. Na dobrą sprawę tylko pewne rozprawienie się ze Skenderbeu przez Dinamo Zagrzeb odbyło się bez historii.
*
Niespełniony sen AS Monaco. Tak wkrótce można określić to, co stało się dzisiaj na cichym stadionie w Księstwie. Wystarczyło „tylko” wygrać 2:0, co przecież dla takiego zespołu, z takimi nazwiskami (El Shaarawy cały mecz na ławce!) nie powinno być niemożliwe. Zanim jednak piłkarze w biało-czerwonych ciuchach zdążyli wyjść na murawę – Alvaro Negredo przypomniał, dlaczego ma miejsce w składzie Valencii. Potężny błąd jednego z obrońców zespołu z Ligue 1, szybka decyzja o lobie. Pyk. 1:0. Czwarta minuta gry. Pozamiatane?
Jak się okazało – niekoniecznie. AS Monaco musiało teraz strzelić trzy gole, ale miało na to przeszło osiemdziesiąt minut. Nie było więc huraganu, nie było rzucenia wszystkich sił do przodu, zamiast tego rozsądne konstruowanie kolejnych akcji. Pierwszy gol padł jeszcze przed przerwą i on akurat wyłonił się z chaosu, a nie przemyślanego rozegrania. Raggi odnalazł się gdzieś w polu karnym, w zamieszaniu zdołał się obrócić i zapakować piłkę do siatki. 1:1, grubo ponad godzina do końca.
Z czasem gospodarze atakowali coraz mocniej, ale razem z tym obniżała się ich kultura gry. Więcej było strat, więcej gry na aferę, co wybitnie nie pasuje choćby do błyskotliwego Martiala. Inna sprawa, że to właśnie w totalnym chaosie padła i druga bramka dla Monaco, gdy po serii rykoszetów piłkę z najbliższej odległości wepchnął za linię Elderson.
Do końca pozostał kwadrans i choć podopieczni Jardima atakowali do ostatnich sekund – w Lidze Mistrzów zagra Valencia. Tym samym do elity piąty zespół wprowadzili Hiszpanie. Dominacja La Liga staje się… trochę nieznośna. Chyba nawet dla zagorzałych fanów hiszpańskiej piłki, której aktualnie ciężko wyszukać godnego rywala.
*
FC Basel. Pogromcy Lecha Poznań tym razem nie będą mościć się na piłkarskich salonach. Oczywiście to dla nas żadne pocieszenie, a raczej smutna wiadomość. Szwajcarzy mogli wywalić się na nieszczególnie wysokiej przeszkodzie. Polska drużyna nie potrafiła się nią stać, ale izraelska już tak. 2-2 w Szwajcarii, 1-1 w rewanżu. Maccabi Te Awiw tylko i wyłącznie dzięki solidnej i skutecznej grze w dwumeczu zagra w Champions League.
To przede wszystkim ogromny sukces drużyny, ale musimy tu wspomnieć o człowieku, który swoimi golami urzeczywistniał jej marzenia. Eran Zahavi. Gość, który swego czasu w zasadzie odbił się od ściany we włoskim Palermo, powinien spodziewać się sowitej premii na swoim koncie. Pięć spotkań w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów – siedem bramek i trzy asysty. I dziś znów nie zawiódł. Kosmos.
Oczywiście warto pamiętać, że szwajcarski zespół został skrzywdzony w pierwszym spotkaniu przez sędziego, ale dziś miał bardzo dużo czasu, by wszystko wyprostować. A tylko bił głową w mur. Przykro było patrzeć jak przykładowy Birkir Bjarnason, który na tle Lecha wyglądał jak gość z nieosiągalnej dla nas półki, w starciu z Maccabi okazał się piłkarzem zupełnie zwyczajnym.
*
Z gry wypadł również Celtic, który nie potrafił utrzymać wątłego i kruchego jak Bartłomiej Grzelak prowadzenia z pierwszego meczu. 0:2 z Malmoe i koniec marzeń o Lidze Mistrzów. Co prawda prawnicy z Glasgow nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa, ale mamy wrażenie, że Szwedzi mają jednak odrobinę większy porządek w papiurkach niż Legia rok temu.
*
Szachtar z Rapidem stworzył fantastyczne widowisko we Lwowie. Liga Mistrzów znów szalenie blisko naszych granic i… emocjonująca jak zwykle. Rapid Wiedeń przy potężnym wsparciu swoich kibiców do samego końca walczył chociaż o awans i był naprawdę blisko. Konkretnie – kilka centymetrów. Po pierwszym meczu wygranym przez Ukraińców 1:0, w rewanżu cztery gole padły jeszcze przed upływem 30. minuty. Kolejna godzina to teoretyczna kontrola meczu przez gospodarzy, w praktyce zaś…
Szósta minuta doliczonego czasu gry. Atak Rapidu. Piłka uderza w słupek. Kilka centymetrów od odebrania Ukraińcom Ligi Mistrzów w niepowtarzalnych okolicznościach. Niestety, nie weszło. I zamiast pięknej historii mamy średnio namiętny, kolejny i przewidywalny awans Szachtara do fazy grupowej Ligi Mistrzów.