Gdybyście mieli scalić wszystko, co najgorsze w futbolu – żenującą defensywę, brak bramkarza i napastnika, a przy tym zero jakiegokolwiek pomysłu na grę, to dostalibyście idealny obraz Górnika Zabrze 2015/16. Narzekamy w tym sezonie na Lechię Gdańsk, psioczymy na Podbeskidzie czy Lecha, tymczasem to Górnik jest na ten moment bezwzględnie najgorszą drużyną w lidze. Trenerzy mogą w przedmeczowych zapowiedziach mydlić oczy, że to klub z tradycjami, 14-krotny mistrz Polski, bla, bla, bla, ale całe to teoretyzowanie bierze w łeb, gdy na boisko wybiega ta bezradna paczka. Jezu, w ogóle o czym tu pisać – 0:3 od Termaliki, nie stwarzając przy tym jednej sensownej akcji, to jak wskoczyć na główkę do pustego basenu.
Leszek Ojrzyński poprowadził w nowym miejscu pracy ledwie jeden rozruch, ale dopiero ta miazga w Mielcu uświadomi mu, jak rozklekotaną drużynę objął. Niby Przybylski i Madej próbowali jakoś szukać gry i w jakikolwiek sposób wrócić do meczu, ale cała reszta nie dojechała. Gergel zaliczył chyba najgorszy występ, od kiedy pojawił się w Polsce, z kolei Kosznik z naprawdę niezłego wahadłowego stał się bezużytecznym zapalnikiem. O obronie złożonej z Dancha, Kopacza i Szeweluchina pisać już nie będziemy, bo musielibyśmy zastosować dziennikarstwo kontrolowane z pierwszych kolejek, czyli control+c, control+ v. Nie zmienia się w Zabrzu praktycznie nic. Pięć meczów – remis i porażka. 10 spotkań z rzędu bez zwycięstwa. Pozazdrościć powtarzalności.
Polot zaczyna natomiast łapać Nieciecza, która powoli przestaje śmierdzieć pierwszą ligą. Do pewnego momentu można się było zastanawiać, czy to Górnik jest tak wstydliwe słaby, czy podopieczni Mandrysza faktycznie poczuli się mocni, ale – biorąc pod uwagę także poprzednią kolejkę – chyba druga odpowiedź będzie bardziej poprawna. Na poprzednim pracodawcy koncertowo zemścił się strzelec dwóch goli Plizga, filtrującymi – jak to ujął Rafał Wolski – podaniami popisywał się Babiarz, a i w końcu przełamał się Drozdowicz, bohater rozmówki w przerwie.
– Ile czekałeś na drugie trafienie na boiskach Ekstraklasy? – zapytał Cezary Olbrycht.
– Sześć meczów.
– Cztery lata – zgrabnie dopowiedział reporter NC+.
I obaj mieli rację!
Termalice – choć taka gra na silniejszych przeciwników nie wystarczy – za dzisiejszy mecz należą się wyłącznie słowa uznania, natomiast końcowy akapit tradycyjnie należy poświęcić Pawłowi Gilowi. Tradycyjnie, bo każdy noworodek w Polsce wie, że żaden arbiter tak często nie przyciąga błędów lub – jak mawiają eksperci – „kontrowersji”. Dziś kontrowersja była jedna – czy należał się karny dla Niecieczy po faulu Kosznika? Nasz werdykt: sytuacja mocno stykowa, ale obrońca Górnika ciut przesadził i dał powody, by gwizdnąć. A co w drugą stronę? Ano w drugą stronę nasz ulubiony arbiter nie dostrzegł ręki Fryca po zagraniu tego samego Kosznika. I tutaj potrzebowaliśmy kilku powtórek, by ocenić tę sytuację, ale naszym zdaniem defensor Niecieczy znajdował się w wystarczającej odległości od wrzucającego, by tę rękę wycofać. Nie zrobił tego, więc dał podstawy do podyktowania jedenastki przy stanie 1:0 dla Niecieczy. Z drugiej strony – Gil mógł też gwizdnąć karnego dla ekipy Mandrysza po zapasach Sadzawickiego ze Smuczyńskim.
Do wszystkich tych sytuacji wrócimy przy niewydrukowanej tabeli, ale jedno w Ekstraklasie się nie zmienia: jest Gil, jest zabawa.
Fot. FotoPyK