Zaskakująco dobrze radziły sobie w Pucharze Polski ekstraklasowe ekipy, unikając krajowych agrowpierdoli. Do Cracovii, Zagłębia, Korony i Lecha, dziś dołączyła już Lechia. Jako szósta do 1/8 finału weszła też Jagiellonia, która znów niewiele robiła sobie z faktu, że zagrała z Pogonią bez połowy podstawowych piłkarzy, a strzelcy obu goli wspólnie mają tyle lat, co Kotorowski. Gdy już traciliśmy resztki nadziei, na wysokości zadania stanęła ekipa z wyglądu koszulek (bo nie z nazwisk) przypominająca Piasta Gliwice. 37-letni Tomasz Wietecha znów błysnął w karnych.
Zacznijmy jednak od meczu, teoretycznie, na najwyższym poziomie, czyli Jagiellonia Białystok – Pogoń Szczecin. Wynik 2:1.
Michał Probierz miesza składem jak nikt inny w tej lidze (tutaj dowody), więc dziś znów wybrał taki, jakiego jeszcze nie miał okazji. Niby nie dało się uznać go za głębokie rezerwy, z drugiej strony: Baran, Augustyniak, Straus, Góralski, Świderski, Mystkowski – to przynajmniej szóstka piłkarzy, którzy w tym sezonie grali niewiele, a już na pewno rzadko od pierwszej minuty.
Na szczęście dla Probierza, od dawna wiadomo, że wśród tych rezerwistów jest też prawdopodobnie kilku przyszłych Piłkarzy. 18-letni Świderski – smarkacz, który w „Weszło z butami” opowiadał, że na podryw ruszyłby z Kacprem Rosą (ale że z kim?!) – na 1:0 trafił przepięknie. Aż trudno uwierzyć, że parę miesięcy temu ten chłopak wpadł oko Probierzowi w czasie szkolnego treningu, który ten gościnnie prowadził w Łodzi. „Jeżeli nie zwariuje, nie będzie miał kontuzji i nabierze męskości, może wyrosnąć na jednego z lepszych polskich piłkarzy”, recenzował go trener w wywiadzie dla Weszło. I z pewnością to samo tyczy się Frankowskiego, który ostatnio w lidze grał w kratkę, a dziś trafił pierwszy raz od hat-tricka z Kruoją.
Pogoń zagrała bez Zwolińskiego w ataku, za to z Przybeckim, co dało mniej więcej obraz, co może czekać ten zespół, jeśli pierwszy z nich ze Szczecina odejdzie. Kiedy na domiar złego pomylił się Fojut (od początku sezonu jeden z jaśniejszych punktów zespołu) i wyleciał z czerwienią, wydawało się pewne, że już po wszystkim – można się rozjeżdżać do domów. Pogoń zaskoczyła o tyle, że w dziesiątkę stworzyła nawet więcej okazji, ale wiele to ostatecznie nie zmienia: o puchar powalczy za rok.
***
Światowo przez chwilę zrobiło się z kolei w Niepołomicach, gdzie na meczu Lechii pojawili się Adam Nawałka ze swoim asystentem Bogdanem Zającem. Całkiem dobrze trafili, bo w jej podstawowym składzie wyszło dziesięciu Polaków. Wprawdzie bez Mili, za to z Wojtkowiakiem, Wawrzyniakiem, Janickim… Generalnie, paroma zawodnikami, których selekcjoner powinien mieć przynajmniej na oku. Można oczywiście dyskutować czy Puszcza Niepołomice to rywal pozwalający na jakiekolwiek poważne osądy, ale OK, trudno mieć do selekcjonera pretensje, że postanowił wyjść z domu i się trochę przewietrzyć.
Co zobaczył? Dwa gole Wiśniewskiego, który – optymistycznie załóżmy – do kadry już raczej nie trafi. Dwa Pawłowskiego, w samej Ekstaklasie mającego do odrobienia jeszcze baaardzo dużo roboty. Jednak Makuszewski, który dołożył piąte trafienie, a przy dwóch innych miał udział, niewątpliwie był już w selekcjonerskim notesie. Dzisiaj dał się zapamiętać, chociaż wypadałoby to jeszcze powtórzyć na poważnym poziomie, bo Puszcza to ten level, że odechciewa się wygłaszania na jej temat jakichkolwiek opinii. Złotousty trener po meczu oświadczył, że gdyby padł gol na 2:2, mecz mógłby się inaczej potoczyć. A tak, cóż, skończyło się gładkim 5:1.
***
I tak docieramy do nieszczęsnego Piasta.
O ile Jerzy Brzęczek wyszedł z założenia, że dosyć żartów, bo kolejnej porażki już może nie przetrwać – i zmobilizował całą ekipę, o tyle w Gliwicach postanowili Puchar Polski zlać dokumentnie. O połowie pierwszego składu Piasta przeciętny kibic nawet nie słyszał: Rusov – Długołęcki, Korun, Klepczyński, Mokwa – Kuzdra, Moskwik, Dytko, Badia – Angielski, Musiolik. A gdyby ktoś miał wątpliwości, na ławce jeszcze lepszy skład węgla i papy. Od początku wyglądało to mało rozważne, biorąc pod uwagę, że Stal Stalowa Wola ma już na rozkładzie niejedną poważną ekipę. Rok temu ograła Lechię, w sezonie 2013/14 Cracovię, ze Śląskiem też przegrała dopiero w dogrywce. Nie mówiąc o Lechu parę lat wcześniej.
Jeden z niewielu piłkarzy w tej stawce – Badia – prawie wystarczył, by zrobić różnicę i wygrać 2:1. Prawie… Bo w 92. minucie „Stalówka”, która w całym meczu miała swoje okazje, zapewniła sobie jednak dogrywkę. W niej to już głównie wylegiwanie na murawie i wybijanie po autach, byle dotrwać do karnych i dać szansę Tomaszowi Wietesze. 37-latkowi, który parę lat temu w analogicznym przypadku wybronił Stali mecz z Lechem, zatrzymując w dogrywce strzały Djurdievicia oraz Injaca.
I co? Wietecha to jednak prawdziwy specjalista od karnych. W barwach Piasta wykonywali je: Klepczyński (bramkarz obronił), dalej Korun (przestrzelił), i Mokwa (Wietecha znów na wysokości zadania). Więcej jedenastek nie było, bo „Stalówka” w odróżnieniu od tzw. ekstraklasowych piłkarzy – trafiała.
Piast dostaje dokładnie to, o co prosił od samego początku, wystawiając swoje osiemnaste rezerwy. Jako pierwszy może już skupić się w stu procentach na lidze.