Reklama

Od pechowca do dowódcy. Przemiana Jarosława Fojuta.

redakcja

Autor:redakcja

27 lipca 2015, 16:57 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jeśli suma szczęścia i pecha równa się zeru, to przed Jarosławem Fojutem naprawdę dobre lata. Jeden z największych pechowców w polskiej piłce, piłkarz którego w ostatnich latach los nie szczędził, ale i człowiek wciąż oczekujący od życia więcej niż gra w Pogoni Szczecin. Czy to już odpowiedni moment, by wejść na wyższy pułap?

Od pechowca do dowódcy. Przemiana Jarosława Fojuta.

6 maja 2012 roku. Fojut jedzie na ostatni mecz sezonu w roli kibica, bo kilka tygodni wcześniej uszkodził więzadło w kolanie. 90 minut stresu, a następnie wielkie święto. Nastrój sielankowy, że alkoholu nie odmówił nawet tak wytrwały abstynent, jak Orest Lenczyk. Piłkarze Śląska po zdobyciu mistrzostwa Polski imprezę zaczęli jeszcze w szatni, a co niektórzy to nawet i lekko wstawieni pojawili się przed dziennikarzami. Później wesoła podróż autobusem do hotelu, choć nie każdemu udzielił się ten klimat. Mila i Cetnarski na całe gardło śpiewają „Ale to już było”, a wtopiony w szybę Jarosław Fojut nie może powstrzymać łez. Osiągnął największy sukces w karierze i zdawać by się mogło, że był także największym wygranym magicznego sezonu Śląska. 25 lat, przedwstępna umowa z Celtikiem, żyć nie umierać. Tydzień później z planów walki o miejsce w składzie The Bhoys zostały jedynie złudzenia, zaciągnięty kredyt i wizja bezrobocia przez ładnych kilka miesięcy.

MECZ 18. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2010/11: LEGIA WARSZAWA - SLASK WROCLAW 1:2 --- POLISH LEAGUE FOOTBALL MATCH: LEGIA WARSAW - SLASK WROCLAW 1:2

Musiał mieć twardą dupę. Umowę ze Szkotami podpisał na pół roku przed planowanymi przenosinami. Najpierw miał przejść przez najtrudniejszą rundę w swojej karierze i pomóc Śląskowi w zdobyciu tytułu. Każde jego zagranie kibice dwukrotnie analizowali. Każdy błąd, dwukrotnie wytykali. Gdy chciał zabrać słowo, słyszał gromkie „spierdalaj”. Jak wówczas, gdy po słabym początku wiosny, trening odwiedziła kilkunastoosobowa grupa sektorowców. Próbowali wyciągnąć od drużyny powody tak słabej dyspozycji. Wszystkiemu z boku przyglądał się Lenczyk, a gdy już Fojut chciał wytłumaczyć kiepskie wyniki, w mocnych słowach dano mu do zrozumienia, że nie ma nic do gadania, bo na dobrą sprawę jest już piłkarzem innego klubu. Niedługo później wrocławianie grali w ćwierćfinale Pucharu Polski z Arką Gdynia. 44 minuta, „Jeff” wylatuje z boiska za czerwoną kartkę. Wchodzi do klatki schodowej, patrzy na tablicę ogłoszeń dla lokatorów, a na niej wyzwiska i groźby skierowane w stronę piłkarza. Jak się później okazało, tak bardzo odpuszczał w meczach Śląska, że za drużynę przypłacił zdrowiem i półroczną rehabilitacją.

Fojut był po prostu osobą, która we Wrocławiu musiała przyjmować na klatę skumulowaną złość ze strony kibiców. Zresztą już w 2009 roku nasłuchał się sporo gorzkich słów. Kompletnie zawalił mecz z Arką, po jednym z jego błędów rywale strzelili gola, później sam dołożył samobója i Śląsk zamiast trzech punktów, wracał do domu tylko z remisem. Wówczas Fojut został oskarżony przez jednego z kibiców o sprzedanie meczu. Dopiero później wszyscy dowiedzieli się, że „Jeff” od 15. minuty grał z kontuzją.

Reklama

Zresztą, gdyby nie te urazy to dziś można tylko gdybać, ile wynosiłaby jego wartość na rynku. Pierwszy rok w ekstraklasie? Problemy z więzadłami krzyżowymi i ponad cztery miesiące pauzy. Wrócił do gry, kilka meczów rozegranych i znów ładnych parę tygodni na leczenie, tym razem pachwiny. Rok 2010? Trzy miesiące z głowy. 2011? Nieco ponad dwa i wicemistrzowski medal mógł świętować tylko na trybunach. Następny już uraz zastopował jego transfer do Celticu.

Łącznie w ekstraklasie spędził trzy i pół sezonu. Niemal zawsze, gdy tylko był zdrowy, miał miejsce w wyjściowej jedenastce. Jednak na 103 spotkania ligowe, wystąpił tylko w 58. Przyznacie, że mało. Do niedawna piłkarz-szklanka. Gdy tylko dochodził do najwyższej formy, mocniejszy kontakt z rywalem, pach, nosze i zmiana. – Alkoholu nie tknąłem od roku ze względu na decyzję, jaką podjąłem po wielu kontuzjach – mówił nam w grudniu 2013 roku. Nie żeby wcześniej należał do mega imprezowego grona, ale dziś przykłada wagę do każdego detalu, byle tylko ograniczyć ryzyko kontuzji. Nacierpiał się już wiele, wiedział z jakimi wyrzeczeniami wiążą się te kontuzje i w jak ekspresowym tempie można zaliczyć zjazd. W ostatnim czasie odwrócił złą kartę i od kiedy upadł temat transferu do Glasgow, Fojut jest zdrów jak ryba. Miniony sezon? 43 mecze dla Dundee. Wynik, który wcześniej był jedynie w sferze jego marzeń.

TRENING DUNDEE UNITED FOOTBALL CLUB --- DUNDEE UNITED FC TRAINING

– To jest walczak i wcale się nie dziwię, że pomimo tylu kontuzji, on się nie poddał – mówi nam Michał Globisz, który w mistrzostwach świata do lat 20 oparł defensywę na Fojucie. – Mentalnie przypomina mi Grześka Krychowiaka, podobne typy charakterów. Nic ich nie złamie.

Pięć poważnych kontuzji w ciągu czterech sezonów. Nie sposób naliczyć, w ilu spotkaniach wychodził na boisko z urazami. Błędy, po których kibice chcieli wymierzać „sprawiedliwość”. Od dwóch lat jednak całkowity obrót spraw i żadnych problemów ze zdrowiem. 27-letni Fojut to już nie ten sam zawodnik, który opuszczał ekstraklasę ze spuszczoną głową. Tym razem wszedł do niej razem z drzwiami, a Czesław Michniewicz już chce się zakładać, że jego lider w tym sezonie nie przegra główki.

MICHAŁ WYRWA

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...