Anży Machaczkała. Klub, który przez kilka lat funkcjonował w oparciu o nieskomplikowaną filozofię polegającą na wierze w sprawczą siłę pieniądza. Który z oczywistych względów stał się atrakcyjnym miejscem do kontynuowania kariery dla takich gości jak Roberto Carlos, Samuel Eto’o, Willian, Christopher Samba czy Lassana Diarra. Który zupełnie niespodziewanie pojawił się w świecie w miarę poważnej piłki i zniknął z niego znacznie szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał, dławiąc się przy tym narastającymi problemami. I chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi zwiastowały spektakularny upadek nieprzyzwoicie bogatego niegdyś klubu, to koniec końców pogłoski o śmierci Anży okazały się mocno przesadzone. Po bolesnym spadku z Premier Ligi i sezonie spędzonym w drugiej lidze drużyna z Dagestanu wraca do rosyjskiej elity. Odmieniona i obyczajna, a przede wszystkim znacznie normalniejsze. Z budżetem ponad 10-krotnie mniejszym niż w tłustych latach, ale za to z nowymi nadziejami.
Mniej niż milion
Dla tych, którzy w ostatnim czasie stracili Anży z radarów i nie pamiętają, skąd w ogóle wzięła się – jak napisał kiedyś The Independent – najdziwniejsza drużyna swiata – krótki rys historyczny. W 2011 roku władzę w klubie przejął niewyobrażalnie bogaty Sulejman Kerimow (zdjęcie niżej), który za główny cel postawił sobie zbudowanie zespołu zdolnego do rywalizacji z największymi futbolowymi firmami. W realizacji dość karkołomnej misji wspierały Kerimowa lokalne władze, które oddały mu klub całkowicie za darmo. W zamian oligarcha miał po prostu inwestować w drużynę. W swoim postanowieniu Kerimow wytrwał jednak tylko dwa i pół roku. W tym czasie na transfery piłkarzy, ich pensje i premie przehulał, bagatela, 450 mln euro.
W sierpniu 2013 roku Kerimow zaczął wycofywać się rakiem z finansowania klubu na ogromną skalę. Według oficjalnych komunikatów wpływ na tak drastyczne cięcia miały poważne problemy finansowe, w jakich znalazły się prowadzone przez oligarchę przedsiębiorstwa. Nieoficjalnie mówiło się jednak o rozczarowaniu osiąganymi przez Anży wynikami i nie najlepszymi układami z nowymi władzami Republiki Dagestanu, które nie były skore do wspierania zespołu. W Anży z dnia na dzień nastała więc nowa rzeczywistość. Bez milionów Kerimowa, głośnych nazwisk w składzie, bez zaskakujących transferów i mocarstwowych planów. Na starcie sezonu 2013/2014 budżet z klubu z ponad 200 mln euro zmniejszono do 60. Rozpoczęła się masowa wyprzedaż najlepiej opłacanych zawodników.
Gwałtowne zmiany organizacyjne negatywnie przełożyły się na wynik sportowy klubu. W sezonie 2013/2014 przez Anży przewinęło się trzech trenerów, a zespół na pierwsze zwycięstwo czekał aż do 20 kolejki. Minimalna wygrana z Rubinem Kazań była jedną z raptem trzech w całych rozgrywkach, co tylko dopełniło obraz nędzy i rozpaczy. Rozbity wewnętrznie zespół spektakularnie zleciał z ligi, a w mediach coraz głośniej mówiono o początku końca projektu Kerimowa.
Paradoksalnie jednak spadek wyszedł Anży na dobre. Klub przeszedł głęboką reorganizację, a ograniczenia dotyczące zarobków piłkarzy na poziomie drugiej ligi rosyjskiej pomogły szybko i w miarę bezboleśnie uprządkować kwestie kontraktowe. Kolejnym redukcjom uległ też budżet klubu. W pierwszym sezonie po powrocie Anży do elity ma wynieść 25 mln euro i będzie jednym z niższych w całej lidze. Co więcej, żaden z obecnych zawodników Anży nie może liczyć na zarobki wyższe niz milion euro za sezon. Jak wielka to różnica w porównaniu z okresem, gdy w klubie brakowało chyba jedynie ptasiego mleczka, nie ma nawet sensu pisać.
Drastyczne cięcia budżetowe wywróciły panujące w Anży realia do góry nogami. W Machaczkale próżno szukać dziś gwiazd światowej piłki. Era beneficjentów nieograniczonej szczodrości Kerimowa, którzy brali dużo, ale dawali znacznie mniej, niż oczekiwano skończyła się na dobre. Zmiana strategii rozwoju – jak oficjalnie nazwano przeprowadzoną w klubie rewolucję – wymusiła na zarządzających zespołem kompletną zmianę optyki przy dokonywanych transferach. Dyrektor generalny Anży, Siergiej Korabliow przekonuje, że on i jego współpracownicy po prostu poszli po rozum do głowy i zaczęli adekwatnie oceniać poszczególnych zawodników i to, co mogą dać drużynie. Słowem, postawili na normalność, którą przez wiele lat konsekwentnie wykreślali ze wszystkich słowników.
Powrót na prowincję
Nowa polityka transferowa, zresztą zgodnie z oczekiwaniami, bardzo szybko przyniosła wymierne korzyści. Pozyskanych przez Anży zawodników nie sposób postawić na jednej półce z Eto’o czy Willianem, ale ich wkład w ekspresowy powrót klubu do Premier Ligi jest nie do przeczenienia. Sprowadzony z Zorii Ługańsk Yannick Boli (zdjęcie niżej) z 15 bramkami został królem strzelców rosyjskiej drugiej ligi, a sporo asyst przy jego trafieniach zaliczyli Brazyliczyk Leonardo, który do Dagestanu przeniósł się z azerskiej Gabalii i reprezentant Nigru Amadou Mutari. Trzon zespołu uzupełnili rosyjscy zawodnicy, którzy mimo spadku postanowili zostać w klubie – bramkarz Michaił Kierżakow, ulubieniec miejscowych fanów Ali Gadżibekow i mózg drużyny Ilia Maksimow. Wszyscy relatywnie tani i pełni mobilizacji. Kompletnie inni niż sprowadzane niegdyś na pęczki zblazowane gwiazdki. Dokładnie tacy, jakich w barwach Anży chcą oglądać kibice i władze klubu.
Transferowy azymut utrzymano także w obecnym oknie transferowym. W Anży znów pojawiła sie grupa zawodników niekoniecznie znanych szerszej publiczności, ale za to wierzących w plan rozwoju klubu i chących korzystać z możliwości, jakie daje gra w stosunkowo silnej Premier Lidze. I chociaż niektórzy, jak na przykład Lorenzo Ebecilio, otwarcie przyznają, że gdzie indziej mogli zarabiać więcej, to jednak w ogólnym rozrachunku żaden z potencjonalnych pracodawców nie miał im do zaoferowania tyle, co Anży.
Uporządkowane ruchy transferowe to jednak nie jedyna zmiana, jaka zaszła w Anży na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. Być może jeszcze ważniejszą jest przeniesienie klubowej bazy do… Machaczkały. Wcześniej wszyscy zawodnicy byli lokowani w Moskwie. Tam mieszkali, trenowali i oddawali się uciechom, głównie nocnego, życia. Oczywiście wszystko na koszt klubu z czego bardzo chętnie korzystali. Taki Samuel Eto’o wykłócał się nawet o to, kto w jego super komfortowym, dwupoziomowym apartamencie ma zapłacić za zabezpieczenie balustrady. Jako że strony nie doszły do porozumienia, Kameruńczyk cały okres spędzony w Rosji mieszkał w ekskluzywnym hotelu Lotte Plaza. Nie przeszkodziło mu to jednak zaprosić do Moskwy dziennikarzy francuskiej telewizji i na wizji opowiadać o urokach życia w wynajętym przez klub apartamencie.
Jeszcze ciekawiej prowadził się Mbark Boussoufa (po prawej na dole), który dosłownie każdą wolną chwilę spędzał w Amsterdamie. Do stolicy Holandii – podobnie zresztą jak na treningi – latał helikopterem, na co bardzo skarżyli się mieszkańcy niektórych moskiewskich osiedli. Marokańczyk tłumaczył, że chce po prostu być bliżej rodziny, która nie miała zamiaru przenosić się do Rosji, ale zdażały mu się także wycieczki z bardziej prozaicznych powodów. Ot, chociażby w celu odwiedzenia fryzjera, bo – jak twierdził – żaden z moskiewskich mistrzów nożyczek nie był w stanie poradzić sobie z jego afroamerykańskim uczesaniem.
Obecnie każdy przychodzący do Anży piłkarz jest kwaterowany w Machaczkale. Poza nielicznymi wyjątkami jak w przypadku obrońcy Dynama Moskwa, Aleksieja Kozłowa, który nie chciał nawet słyszeć o życiu poza rosyjską stolicą, fakt ten nie ma wpływu na decyzję zawodników. Klub zrezygnował też z budowy nowoczesnego centrum treningowego pod Moskwą i na dobre osiadł w Dagestanie, nie chcąc być dłużej gościem nawet na własnych włościach. Z metropolii wrócił na prowincję i w szybkim tempie zasymilował się z miejscowymi kibicami, którzy nie zapomnieli o Anży i wykręcili najlepszą frekwencję w drugiej lidze. Średnia na poziomie nieco ponad 7 tys. na mecz raczej nie powala, ale to i tak lepszy wynik niż u połowy zespołów Premier Ligi. A przecież cały czas mówimy o Dagestanie. Regionie, w którym futbol jest sportem numer 4-5 i pod względem popularności znacząco ustępuje miejsca takim dyscyplinom jak zapasy, boks czy sambo.
Echo obrazu
Duży wpływ na całkiem przyzwoitą frekwencję na Anży Arenie ma bliska współpraca klubu z kibicami i rozwijanie działu marketingu. Stosowane metody? Nic specjalnie wyszukanego. Ot, efektowne banery w centrum miasta zapraszające na mecz z dużym wyprzedzeniem czy wspieranie fanowskich inicjatyw do czego nie przykładano wcześniej wielkiej wagi. Do tego nieco większe akcje, jak na przykład „Mecz legend rosyjskiej i dagestanskiej piłki”. Bez szału i przesadnej oryginalności, ale za to z bardzo wymiernym efektem.
Coraz prężniej działa też klubowa telewizja, która przed spadkiem Anży z Premier Ligi istniała tylko teoretycznie. Po opuszczeniu elity klub chciał jednak pozostać atrakcyjny dla kibiców, a interesujące metariały pokazujace, co dzieje sie wewnątrz drużyny czy przybliżające sylwetki zawodników, w stu procentach spełniły swoją rolę.
Najnowszą produkcją przygotowywaną przez ekipę AnjiTV jest szeroko reklamowany film „Anży. Powrót”. Tematyka? Oczywiście nieoczekiwany krach finansowy, spadek z Premier Ligi, całkowita przebudowa klubu, mozolna walka o awans i powrót do krajowej elity. Od połowy czerwca w internecie dostępna jest zajawka poruszającego dokumentu, premiera ma odbyć się w ciągu najbliższych tygodni. Operatorzy klubowej telewizji przejechali za drużyną cały kraj, od Kaliningradu po Władywostok, mając pełny dostęp do zawodników i trenerów. Czujne oko kamery uchwyciło wszystkie wzloty i upadki, wszystkie radości i smutki, cały proces przebudowy mocno chwiejącej sie drużyny i jego szczęśliwy finał. Nic więc dziwnego, że film już teraz cieszy sie dużym zainteresowaniem. I to nie tylko wsród kibiców Anży.
Siła w młodzieży
Utrzymanie przy klubie sporej rzeszy kibiców, co przy masowym exodusie gwiazd i spadku z Premier Ligi nie było łatwym zadaniem, to bez wątpienia sukces władz i działu marketingu. Dzięki prowadzonym przez nich zabiegom problemy zespołu i niepewna przyszłość nie okazały sie gwoździem do trumny, lecz wyjątkowo trwałym spoiwem, dzięki któremu fani i klub wspólnie przetrwali nieciekawy okres. Co istotne, w najbliższym czasie poziom identyfikacji z zespołem powinien się jeszcze zwiększyć, bo w Anży dużo większy nacisk postanowiono położyć na szkolenie. Rozwój akademii to na ten moment priorytet dla władz klubu i jasny sygnał dla kibiców, że w Anży stawia sie na „tutejszość”, poczucie której odczuwa właściwie każdy Dagestańczyk.
Wbrew pozorom temat wychowania młodych zawodników nie był wcześniej w Anży całkowicie zaniedbywany. Przeciwnie, wraz z nastaniem ery Kerimowa w klubie podjęto decyzje o budowie akademii z prawdziwego zdarzenia, a także uruchomiono specjalny program, mający na celu popularyzację futbolu w Dagestanie. Inwestycja na starcie pochłonęła 700 mln rubli i oprócz budowy nowoczesnej akademii zakładała także powstanie siedem profesjonalnych szkółek na terenie republiki. – Często zarzucają nam, że tracimy wielkie pieniądze na zagranicznych zawodników. Na tym etapie to niezbędne, ale wraz ze wzmacnianiem pozycji klubu zajmujemy się rozwijaniem piłki nożnej w regionie. Dotyczy to nie tylko profesjonalnego futbolu, ale też masowego – opowiadał przed czterema latami ówczesny dyrektor generalny klubu German Czistjakow.
Klubowa akademia oficjalnie wystartowała w 2012 roku. Czynny udział w realizacji szeroko zakrojonych planów od poczatku jej funkcjonowania brali piłkarze Anży na czele z Roberto Carlosem i Samuelem Eto’o. Jednak z racji, że oczkiem w głowie Sulejmana Kerimowa była pierwsza drużyna i pragnienie natychmiastowych sukcesów, szkolenie młodzieży żyło własnym życiem, traktowano je trochę po macoszemu. Najnowsze wytyczne są już całkowicie inne. Docelowo akademia ma stać się flagowym projektem Anży, w klubie oczekuje się, że w perspektywie najbliższych lat procent wychowanków w pierwszej drużynie znacząco się podniesie. Dodatkową poprawę w zakresie jakości szkolenia mają przynieść wizyty w czołowych europejskich akademiach. Nie tak dawno przedstawiciele Anży spędzili kilka dni w Amsterdamie, gdzie korzystali z doświadczeń trenerów grup młodzieżowych miejscowego Ajaksa. Plany na najbliższą przyszłość? Wizyty w Barcelonie i Monachium. Potem czeka ich już tylko praca organiczna.
Kerimow wciąż patrzy
Oczywiście wszystkie zachodzące w Anży zmiany musiały na nowo zdefiniować stawiane przed zespołem cele. Dziś w Machaczkale nikt nie mierzy w czołowe lokaty, za sukces uznane będzie miejsce w czołowej dziesiątce Premier Ligi. Odpowiedzialość za wynik wziął na siebie doświadczony Jurij Siomin, przechwycony od Mordowii Sarańsk, gdzie obracając się w podobnych widełkach finansowych, wykręcił w zeszłym sezonie bardzo dobre 8 miejsce. Nad wszystkim czuwa oczywiście Sulejman Kerimow, który pomału zapomina o wcześniejszych niepowodzeniach.
Nie zmienia to jednak faktu, że kac po najdroższej imprezie w jakiej uczestniczył, męczy Kerimowa do dzisiaj. Ale winą za taki stan rzeczy oligarcha może obarczać wyłącznie siebie. W końcu to on rozpieścił piłkarzy, obdarowując ich – jak choćby Roberto Carlosa – najnowszymi modelami Bugatti czy nieprzyzwoicie wysokimi premiami. Dość powiedzieć, że pierwszym rosyjskim słowem, jakie zapamiętał Samuel Eto’o było „dwajnyje”, czyli „podwójne”, co rzecz jasna odnosiło się do otrzymywanych bonusów. W kuluarach spekuluje się jednak, że w przyszłości Kerimow może znów siegnąć głębiej do kieszeni. Wystarczy jeden, nawet niewielki sukces, jakiś impuls, który na nowo rozpali w nim miłość do piłki. Wtedy budżet Anży może znów wystrzelić w górę, a w Dagestanie pojawi sie nowa partia piłkarskich gwiazd, wlepiających rzęsy w pokaźny portfel właściciela.
Na razie jednak wielki powrót to tylko domniemania. Świadczy o tym chociażby fakt, że w ostatnim czasie ludzie Kerimowa próbowali rożnych zabiegów i forteli, by zdobyć dodatkowe środki dla finansowania klubu, ale żaden z nich nie został doprowadzony do końca. Ostatnie, mocno przedłużające sie spekulacje, mówiły o możliwej fuzji z Olegiem Mkrtczanem, mającym bliskie powiązania właścicielskie z Kubaniem Krasnodar, ale i te informacje należy sprowadzić do rangi zwykłych plotek.
Najbliższe lata będą wiec w Machaczkale – w porównaniu z wcześniejszymi realiami – wyjatkowo skromne. Zamiast podchodów pod Sergio Ramosa należy spodziewać się transferów kolejnych Żyrowów i Majewskich, jednak ta stopniowa i rozłożona w czasie budowa nowego zespołu, zagwarantuje to, czego w Anży wcześniej brakowało. Zagwarantuje normalność. Ale Kerimow i tak bedzie trzymać rękę na pulsie. I tego, że raz jeszcze spróbuje wskoczyć na karuzelę, nie można jednoznacznie wykluczyć. W końcu stara miłość nigdy nie rdzewieje.
KAROL BOCHENEK