Reklama

Legia trafiła z Nikoliciem. A co z „Pribrakadabrą”?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

26 lipca 2015, 20:55 • 4 min czytania 0 komentarzy

Początek sezonu to okres, w którym po boiskach Ekstraklasy pałęta się wiele nowych twarzy. Po niektórych na pierwszy rzut oka widać, że delikatnie rzecz ujmując – mogli nie mieć szóstki z WF-u, lecz zastrzyk jakości w porównaniu w zeszłym sezonem również się zdarza. Staramy się dość szybko wyłapać tych, którzy mogą coś do Ekstraklasy wnieść, w związku z tym wyciągamy lupę i szczegółowo przyglądamy się występom rokujących świeżaków. Dziś na tapecie wylądował Aleksandar Prijović, znany również w pewnych kręgach pod pseudonimem warszawski Zlatan.

Legia trafiła z Nikoliciem. A co z „Pribrakadabrą”?

Jak zapewne pamiętacie, zaliczył mocne wejście do naszego bagienka. Można nawet powiedzieć, że wskoczył do niego na główkę i zarył o dno, bo w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego tak bardzo chciał wyjść na kozaka, że zapomniał, iż ludzie w Polsce też mają dostęp do internetu i mogą zweryfikować pewne fakty. Należy jednak postawić wyraźną granicę pomiędzy oceną farmazonów, które opowiada a oceną jego przydatności do zespołu, który walczy w Europie i o odzyskanie tytułu mistrzowskiego. Oczywiście jedną z drugim poniekąd się wiąże, bo Prijović przedstawił się jako gość, który byłby przydatny nawet Realowi w walce o odzyskanie mistrzostwa Hiszpanii, ale jak zwykle wszystko weryfikuje boisko.

A na nim – jak do tej pory – Szwajcar wypada lepiej, niż się spodziewaliśmy. Wiele wskazuje na to, że gość może być pożyteczny, a delikatnie wyszydzany skauting Legii będzie mógł postawić sobie plusa przy jego nazwisku. Widzieliśmy wprawdzie kilka lepszych wejść do ligi (nie szukajmy daleko – Nikolić), ale widzieliśmy też bez liku gorszych.

Najpierw była jednak niewykorzystana setka w debiucie z Botosani, jak to zgrabnie ujął jeden z naszych czytelników: piłka, którą prawdziwy Zlatan ładuje do siatki bąkami. Plusy? Już wtedy dało się zauważyć, że gość potrafi się zastawić i uprzykrzyć życie obrońcom. Powiecie jednak, że to potrafiłoby zrobić większość szpaków wyjętych z osiedlowych siłowni i oczywiście będziecie mieli rację.

Potrzeba było więc więcej argumentów czysto piłkarskich ze strony Prijovicia. I w trakcie tych dziesięciu dni, które minęły od jego debiutu, dało się je dostrzec. We Wrocławiu Henning Berg zdecydował się wystawić go w pierwszym składzie, a za jego plecami znalazł się zdecydowanie bardziej ruchliwy Nikolić. Duet zdał egzamin, choć Prijović bramki nie strzelił. Utwierdziliśmy się w przekonaniu, że dla obrońców rywali nie jest on wymarzonym przeciwnikiem. Można nawet powiedzieć, że w kilku sytuacjach gość zrobił Celebanowi i Pawelcowi to, co swego czasu pewien brytyjski taksówkarz Albertowi Sosnowskiemu. Ostry nokaut, w związku z tym więcej miejsca w polu karnym miał wspomniany Nikolić.

Reklama

Z kolei w rewanżu z Rumunami Prijović pokazał, że sam wykończyć akcję również potrafi. Oczywiście miał na to tyle miejsca i czasu, że mógł pomylić murawę z bezludną wyspą, ale trzeba mu oddać, że zachował zimną krew.

Dziś Berg powtórzył manewr z Wrocławia. Prijović na szpicy, a za nim Nikolić. Mamy wrażenie, że to może być naprawdę nieźle dobrany duet. Skąd wniosek? Ano stąd, że pierwszy wyglądał naprawdę korzystnie aż do momentu, gdy murawę opuścił drugi, czyli przez 45 minut.

W przekroju całego spotkania – a dokładniej 72 minut – ciężko powiedzieć, by był jakoś szczególnie aktywny. W oficjalnych statystykach Ekstraklasy przy rubryce zagrania, znajdziemy liczbę „21”, a to w meczu, w którym Legia gniotła Podbeskidzie chluby na pewno mu nie przynosi. Dwa razy był też delikatnie spóźniony do dobrych podań w pole karne z bocznych stref boiska, tak więc próżno szukać jego nazwiska wśród strzelców bramek. W jednej z sytuacji dobrze przestawił środkowego obrońcę „Górali”, ale zbyt długo zwlekał z decyzją, w związku z czym Jaroch zdążył zaasekurować kolegę. Z drugiej strony, bardzo przytomnie zachował się przy bramce numer trzy dla Legii. Wygrał pojedynek główkowy i to w taki sposób, że zamienił bezpańską piłkę na asystę – ostatecznie tylko „drugiego stopnia”, bo po strzale Nikolicia piłkę do siatki wbił Kucharczyk.

Jakieś podsumowanie? OK, króciutkie. Posłużymy się ulubionym zdaniem kilka skautów polskich klubów, bo wciąż mamy mało danych. Tak więc Prijović – z potencjałem, do dalszej obserwacji.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...