Reklama

FK Sarajevo. Duże pieniądze, fanatyczni ultrasi i solidni piłkarze

redakcja

Autor:redakcja

13 lipca 2015, 17:47 • 8 min czytania 0 komentarzy

Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz – jedna z najbardziej oklepanych futbolowych maksym. Jeśli sprawdziłaby się w przypadku Lecha, to nie mielibyśmy żadnych wątpliwości co do wyniku w Sarajewie. Ale prawda jest taka, że nawet najlepszy poprzedni mecz nie daje gwarancji, że następny będzie równie udany. Każdy to osobna, ciężka praca do wykonania, a FK Sarajevo to przeszkoda, której nie można lekceważyć. Lech jest mocny, ale też trafił na rywala, który zbiłby bez trudu prawie każdą z nierozstawionych ekip. Bośniacy to zespół mający pieniądze, skonsolidowany skład pełen solidnych graczy, a do tego fanatyczny doping.

FK Sarajevo. Duże pieniądze, fanatyczni ultrasi i solidni piłkarze

Pieniądze jak mało gdzie na Bałkanach

Vincent-Tan-at-Koševo-klix.ba_

Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają i to przysłowie też możemy odwołać do futbolu. Bogaty nie zawsze klepie biedniejszego – oczywista oczywistość. Sarajevo jednak już na łatkę biedaka nie zasługuje, kilka lat temu może i owszem, ledwo wiązali koniec z końcem, dzisiaj to jeden z mających najsolidniejsze fundamenty klubów w regionie.

Wszystko zaczęło się, gdy w Bośni pojawił się Vincent Tan. Musieliście już nie raz i nie dwa słyszeć to nazwisko – facet wszedł w Cardiff City z torbami pieniędzy, potrafił sypnąć grubym groszem. W Walii jednak – delikatnie mówiąc – nie cieszy się uznaniem, między innymi dlatego, że chciał zmienić herb i barwy. W Bośni jednak Tan jest uwielbiany, cieszy się powszechnym szacunkiem nawet na fanatycznych trybunach. Doszło do tego, że otrzymał pieszczotliwy przydomek „Wujaszek”.

Reklama

doc6ga770a116v5r9c0cbk.ashx

Jak udało mu się zaskarbić sobie publikę? Oczywiście pompowanie pieniędzy w klub, który kasą nie śmierdzi, a na dodatek nie gra w rozgrywkach mających wielki potencjał, to jedna z głównych przyczyn. Ale też Tan prowadził tutaj działalność filantropijną: wsławił się w Sarajewie między innymi reakcją na powodzie, które już po jego wejściu do klubu nawiedziły Bałkany. Gdy tylko dowiedział się o skali zniszczeń, przekazał z własnej kieszeni grubo ponad sto tysięcy dolarów na naprawę szkód. Dodatkowo zorganizował zbiórkę w swojej rodzinnej Malezji, a podczas specjalnego meczu towarzyskiego ogłosił plan rozwoju medycyny w tamtym rejonie. Dosłownie serce na dłoni, choć znajdą się i tacy, którzy stwierdzą że podobne gesty mają służyć wyłącznie zwiększeniu popularności szkółki piłkarskiej FK Sarajewo, bodaj najważniejszego punktu projektu Tana.

Co ważne, malezyjski miliarder już sprawił, że na FK Sarajevo inni inwestorzy patrzą przychylniejszym okiem. Jakiś czas temu podpisano umowę sponsorską z Turkish Airlines, rekordowo wysoką jak na Bośnię. Prezes Edis Kusturica powiedział wówczas tak: – To jeden z najważniejszych momentów w historii Sarajewa. Nie chodzi tylko o sport, ale o fakt, że taka inwestycja biznesowa wysyła przekaż iż warto lokować pieniądze w naszym kraju. Pracując ciężko, mając zdrowy plan i uczciwe intencje, możemy pozyskiwać dobrych partnerów za granicą.

Screen Shot 07-13-15 at 06.09 PMFrekwencja przyzwoita, szczególnie biorąc pod uwagę standard ligi. Wzrost o 150% w stosunku do poprzedniego sezonu, a na pucharowych meczach zawsze jest komplet

Stadion_Asim_Ferhatović_Hase

Można z dużą dozą pewności powiedzieć, że Bośnia klubu mającego tak stabilną finansowo pozycję nie widziała. Z jednej strony Tan, z drugiej turecki potentat jako główny sponsor. Niejeden reprezentant silniejszej ligi chętnie by się z FK Sarajevo zamienił. Docelowo mistrz Bośni ma mieć jedną z najsilniejszych piłkarskich band Bałkanów, a zarazem europejskiej klasy akademię, która będzie szlifować perełki z całego regionu.

Reklama

Piłkarzy przypadkowych nie uświadczysz

Czy wsparcie miliardera oraz potężnej firmy oznacza, że klub wydaje kokosy i potrafi wyciągnąć poważnych piłkarzy ze znacznie bardziej renomowanych lig? Nie, póki co tak daleko Bośniacy nie zabrnęli. To raczej filozofia budowy „krok po kroku”, bez skoku na głęboką wodę. Drużyna oparta jest na graczach z regionu, nikt tu raczej nie kładzie na łopatki swoim CV, ale na pewno nie brakuje piłkarzy solidnych, takich, którzy mogliby się świetnie odnaleźć i w Ekstraklasie.

Są tu zawodnicy z przeszłością na zachodzie. Dobrym przykładem stoper Dżemal Berberović, dawniej etatowy kadrowicz reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Miał przygodę z Bayerem Leverkusen (gdzie ostatecznie nie zadebiutował), grał w Duisburgu, Liteksie, lidze tureckiej. Jak na tutejsze standardy – gwiazda.

0000001176Leon Benko w barwach Chorwacji

Liderami ofensywy są Leon Benko, Krste Velkovski i Ilos Stojcev. Benko to typowa dziewiątka, gracz z przeszłością w Norymberdze i Standardzie, który miał nawet epizod w reprezentacji Chorwacji, a umówmy się: tam słabych nie biorą, szczególnie do ataku. Gwarancja bramek.Velkovski to z kolei błyskotliwy skrzydłowy, aktualny kadrowicz Macedonii, a w zeszłym roku najlepszy strzelec Sarajewa. Kto wie jednak czy nie najgroźniejszy jest Milos Stojcev, typowy playmaker, dziesiątka i lokomotywa najbliższego rywala Lecha. Może i piłkarski obieżyświat, ale za to bezwzględnie w formie. Warto też zwrócić uwagę na Gojko Cimirota, defensywnego pomocnika, którego już łączy się z zachodnimi markami. Ze znanych nam twarzy jest Bojan Puzigaca, który jak na obrońcę wykręcał tam świetne statystyki bramek i asyst, a teraz ponoć jest o krok od transferu zagranicznego.

Gol Puzigacy z Gladbach

Tan wzmocnił Sarajevo przed Ligą Mistrzów, ale trzeba powiedzieć, że wielkiego rozmachu nie ma. To znaczy – zależy jaką miarą mierzyć, bo całkiem możliwe, że jak na bośniackie warunki są to transfery historyczne. Milan Stepanov, serbski stoper, w swoim czasie kosztował Porto trzy i pół miliona euro. Tomislav Barbarić, także środkowy obrońca, jest dwukrotnym mistrzem Chorwacji z Dynamem Zagrzeb, zna też dobrze smak eliminacji do LM. Tych dwóch w ostatnich latach mocno spuściło z tonu, ale to nie są przypadkowi zawodnicy. Ciekawie też wygląda zakupiony właśnie Harmony Ikande, jednokrotny reprezentant Nigerii, który kształcił się w szkółce Milanu, a ostatnio grał w Hapoelu Tel Awiw. Nigeryjczyk z Lechem jednak nie zagra, bo Bośniacy nie zdążyli go zgłosić.

Podsumowując, Sarajevo na pewno nie ma zawodników, których Lech mógłby pozazdrościć, ale nie ma też takich w pierwszej jedenastce, których trzeba się wstydzić. To solidna, zgrana ekipa, mająca w swoich szeregach grajków, którzy wiedzą o co w tym wszystkim chodzi. Twarda banda.

Przetarcie w pucharach zaliczone

Rok temu wywalczyli Puchar Bośni, co pozwoliło im na pierwsze za czasów Tana testy w Europie. Wypadły całkiem obiecująco i Sarajevo udowodniło, że nie jest chłopcem do bicia. A przecież od tamtego czasu skład okrzepł, został też wzmocniony.

W pierwszej rundzie Bośniacy wpadli na norweski Haugesund. U siebie przegrali 0:1, by w rewanżu wygrać 3:1. Podobny scenariusz miał miejsce później, gdy u siebie zebrali bęcki od Atromitosu, aby w Grecji powieźć rywala po dogrywce. Dopiero Borussia Moenchengladbach usadziła ich na miejscu – 2:3 w Sarajewie, a potem 0:7 w Niemczech. Za wysoka półka i tyle w temacie. Ale wcześniej obijali wcale nieprzypadkowe bandy, pochodzące ze znacznie wyżej notowanych lig. Poza tym styl w jakim to zrobili pokazuje, że lekceważenie ich naprawdę może skończyć się źle, a oni są wyjątkowo charakterni.

Kibicowsko gwiazdy Bałkanów

IMG_2569

maxresdefault

Stadion na meczu z Lechem powinien zapełnić się po brzegi. Arena imienia Asima Ferhatovicia otworzy bramy przed ponad dwudziestoma tysiącami widzów. Wśród nich fanatyczna „Horde Zla”, czyli „horda zła” jak siebie tytułują – ekipa bardzo dobrze znana w kibicowskim światku. Prawdziwa siła na Bałkanach, ustępująca tylko wielkim duetom z Belgradu i Chorwacji. Można się po nich spodziewać wszystkiego. Będzie piro, będzie głośny doping, oby obyło się bez spięć z kibolami Kolejorza.

Na to gwarancji jednak nie ma i jeśli teraz będzie gorąco, nie bądźcie zdziwieni. Horda potrafiła zadźgać kibica Partizana w Belgradzie, odgrywać pierwszoplanową rolę podczas zamieszek z Sirokim Brijegiem w lidze, gdzie zginęła jedna osoba, a czterdzieści trafiło do szpitala – w tym kilka z ranami postrzałowymi. Także w pucharach nie odpuszczali: mecz z Lewskim Sofia musiał zostać przerwany, starcie z Kukesi odbyło się z opóźnieniem, zaatakowali także fanów z Gladbach. Poza Dynamem Drezno właściwie nikogo nie lubią, mają wyłącznie większe bądź mniejsze kosy. Do przyjezdnych ustawowo są nastawieni negatywnie, chcąc zawsze pokazać swoją siłę. Jeśli nie dojdzie do zderzenia z lechitami, to trzeba będzie to rozpatrywać w kategoriach małego sukcesu.

Screen Shot 07-13-15 at 06.15 PM

Lech do Sarajewa jedzie w bardzo gorącym okresie. Bośnia i Hercegowina jest w samym środku obchodów okrągłej dwudziestej rocznicy masakry w Srebrenicy i jej najbliższych okolicach. Kluczowy moment wojny z Serbią z 1995 roku został zresztą kilka dni temu uczczony hołdem na Twitterze w wykonaniu… Jasmina Buricia, bośniackiego bramkarza Lecha. Historia sprzed dwudziestu lat wciąż jest przyczyną sporów między bośniackimi Serbami i Boszniakami. Cały kraj zresztą jest podzielony na trzy równe części – chorwacką, serbską i tą „bośniacką”. Lech zmierza do najważniejszej enklawy tej ostatniej, najbardziej zaangażowanej w rocznicowe uroczystości. Mamy nadzieję, że lechici nie powtórzą „litewskiego chama” i nie uderzą w te czułe miejsca Bośniaków… O tym bowiem, jak żywe są w Bośni wspomnienia sprzed dwóch dekad niech świadczy fakt, że w ubiegłym tygodniu kamieniami został obrzucony uczestniczący w uroczystościach w Srebrenicy premier Serbii. Aleksandar Vuczić.

Mimo wszystko kibice podróżujący do Sarajewa mają potężny atut w „rozmowach” z Bośniakami. Otóż za tydzień „Horde Zla” będzie musiała jakoś dojechać do Poznania, co może być czynnikiem hamującym temperament bośniackich chuliganów.

***

Lech ma oczywiście obowiązek przejść Sarajewo, odpadnięcie na pierwszej przeszkodzie byłoby dla poznaniaków katastrofą. Zarówno pod względem wizerunkowym, finansowym, ale też rankingowym – Lech od przyszłego roku miałby współczynnik, który dawałby mu rozstawienie właściwie wyłącznie w pierwszej rundzie eliminacji LE. Oby nóż na gardle nie sparaliżował mistrza Polski, bo choć nie zamierzamy deprecjonować jakości Bośniaków, to oczywiście i tak wszystkie atuty mamy po swojej stronie. Trzeba tylko umieć z nich skorzystać.

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...