Reklama

Waranecki jeszcze chce ratować Widzew: Mam ten herb w sercu

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 maja 2015, 22:31 • 8 min czytania 0 komentarzy

Rok temu był spadek z Ekstraklasy, teraz – spadek z pierwszej ligi. Wielu mówi: to koniec Widzewa. Nie wszyscy chcą się z tą myślą jednak pogodzić, nie wszyscy tak łatwo się na to godzą. – To nasza ostatnia szansa, by uratować ten klub – mówi Grzegorz Waranecki, łódzki biznesmen. I on ma plan, jak to zrobić. Teraz czeka na odzew innych. A zainteresowanie, jak sam twierdzi, jest…

Waranecki jeszcze chce ratować Widzew: Mam ten herb w sercu

Wyjaśnij, proszę, co się dzieje. Po kolei.
– To ostatnia szansa na uratowanie Widzewa. Ale już nie na zasadzie, co klub może zrobić dla nas, tylko co my możemy zrobić dla klubu. Objąłem część akcji z nowej emisji, 369 sztuk po tysiąc złotych i odkupiłem też część od samego Cacka, 199 sztuk. Rada Nadzorcza otrzymała wczoraj jego wypowiedzenie z dniem 31. maja, a miała też zgłosić rekomendację o upadłości likwidacyjnej. Zamiast tej decyzji, wypuszczono sześć tysięcy akcji za kwotę sześciu milionów złotych. Teraz czekamy. Do końca czerwca – to termin złożenia wniosku na grę w drugiej lidze, o pierwszej zapomnijmy – musimy znaleźć 400 tysięcy złotych, równowartość bieżących zaległości. Cacek tej kasy nie da i oficjalnie przyznaje, że jej nie ma. Albo więc zorganizujemy firmy i ludzi, którzy wyłożą pieniądze, albo gasimy światło.

Napisałeś na Twitterze, że potrzeba sześć milionów złotych.
– Napisałem trochę na wyrost. Sąd wydał po prostu zgodę na wypuszczenie sześciu tysięcy akcji po tysiąc złotych za jedną. To nie oznacza, że na wszystkie trzeba znaleźć od razu nabywców. Znajdźmy takich, którzy kupią czterysta. Tyle potrzebujemy na początek, by spłacić bieżące zaległości i ruszyć w drugiej lidze.

Co z układem? Zimowa rata nie została przecież spłacona.
– Został złożony wniosek o przesunięcie terminu raty do stycznia 2017 roku, kiedy będzie już stadion. Sąd działa zawsze na korzyść wierzycieli i, moim zdaniem, powinien wniosek przyjąć. Jeśli nie wyda zgody, to dojdzie do upadłości, czyli końca Widzewa i braku kasy dla wierzycieli. Kiedy jednak jest szansa na rzeczywistą spłatę długu – a tutaj ona się pojawia – sąd powinien przychylnie spojrzeć na sprawę. Tutaj problemu nie widzę, bardziej martwię się bieżącymi zobowiązaniami. Kasa świeci pustkami.

A wiesz, jak wygląda organizacja meczu w Byczynie? Wpływy z zaproszeń i darowizn to od 1200 do 1500 złotych. A koszty, jakie trzeba ponieść, to 28 tysięcy.

Reklama

Co dalej z Cackiem?
– Sławomir Pawłowski, który zarządza Sfinksem, powiedział, że będzie jeszcze namawiał Cacka, by został. Nie widzę w tej chwili nikogo na jego miejsce, bo funkcja prezesa wiąże się z odpowiedzialnością. Nikt się pod tym nie podpisze.

Ty byś się podpisał?
– Nie, nigdy w życiu.

Cacek, mimo złożonego wypowiedzenia, przy Widzewie zostaje. Powiązany z nim fundusz Altus ma większościowy pakiet.
– Cacek sam powiedział, że jeżeli uda nam się uzbierać kasę, to on usunie się na bok. Dla niego nie ma problemu, by zejść z głównej sceny.

Wierzysz w to?
– Nie mam wyjścia. Bo kto tutaj zostanie prezesem? Moim zdaniem, w sytuacji, gdy trzeba odpowiadać swoim majątkiem, nikt się nie podłoży… Pomysł jest taki, by ściągnąć wszystkie firmy, włącznie z tymi drobnymi, i ludzi, którzy zaczną wykupywać akcje. Już kiedyś mówiłem: zacznijmy jeść małą łyżeczką, a nie od razu chochlą. Wcześniej, jak były do kupienia akcje Cacka, to – przez cały ten dług – nie było chętnych. A teraz on utrzymuje, że usunie się w bok.

Znalezienie chętnych na czterysta akcji to nie jest problem?
– Możliwe, że już ich dzisiaj znalazłem. Ruszyło się. Miałem kilka spotkań, odebrałem sporo telefonów od poważnych ludzi. Podstawowe pytanie brzmi: jaki jest stosunek Cacka? Myślę, że obie strony muszą się umówić. Niech Cacek przedstawi oficjalnie stanowisko, że nie ma problemu z tym, by inni mu doradzali. Z tym już były wiele razy problemy. Bo tiki-takę to możesz grać z Messim, Neymarem i Suarezem, a nie na pierwszoligowych kartofliskach.

Zainteresowanym akcjami przeszkadza, mimo wszystko, obecność Cacka?
– Nikt nie ma wyjścia. Zawsze można powiedzieć: „Przeszkadza, kończymy to, do widzenia”.

Reklama

Nie jest za późno na to wszystko?
– Jest za późno o półtora roku, bo w grudniu 2013 mieliśmy pieniądze na Michniewicza. Piotrek, ja wiem, że jest za późno, ale co mamy zrobić? Powiedzieć, że to zostawiamy i koniec Widzewa? Pewnie, najłatwiej byłoby rzucić to w cholerę.

Ty już mi wielokrotnie mówiłeś, że dajesz sobie spokój.
– I pewnie wiele razy jeszcze powiem, ale mam ten herb Widzewa w sercu. I on działa na mnie jak narkotyk. Serce mi pęka, kiedy oglądam naszą kolejną porażkę z ogórkami.

Wybrałeś moment…
– … najgorszy, wiem.

To dobrze, że wiesz. Wtedy, zimą 2013 roku, próbowałeś coś jeszcze zrobić, ale po spadku z Ekstraklasy nie widziałeś już sensu, w połowie tego sezonu – również. Dziś, gdy jest kompletnie pozamiatane nawet w pierwszej lidze po porażce z Siedlcami, bierzesz się do działania.
– Rada Nadzorcza spotkała się jeszcze przed wczorajszym meczem z Pogonią, kiedy nie wszystko było tak oczywiste. Naradziliśmy się z Dariuszem Górnickim i Sławomirem Pawłowskim, który jest mega człowiekiem…

…on z własnej kieszeni płacił za ostatnie zagraniczne zgrupowanie Widzewa.
– Zgadza się.

Jaka jest wizja, powiedzmy, na dwa najbliższe lata?
– Zbieramy teraz kasę, startujemy w drugiej lidze, gdzie wystarczy budżet około dwóch milionów. Obecnych kontraktów nie przedłużymy, bo ci piłkarze kompletnie się nie nadają. Na temat trenera się nie wypowiadam, będzie lepiej. Zagramy wiec młodymi i niedrogimi zawodnikami, bo nie możemy przepłacać, i spróbujemy zająć miejsce w środku. Przede wszystkim jednak czekamy na stadion. Kiedy on powstanie, to przyjdą pieniądze. Dlatego teraz trzeba zdecydować, czy próbujemy ten czas wspólnie przetrwać. A Tomaszewski ze swoim pomysłem o FC Łódź niech się schowa, bo to nierealne.

Jest w Łodzi chęć, by Widzew ratować? Kiedyś byłeś do tego przekonany, a nie wiem, czy dziś jesteś.
– Co mam ci powiedzieć? Nie wiem. Robię, co mogę. Nawet, jeżeli ten klub upadnie, będę wiedział, że próbowałem. Nie siedziałem, nie gadałem i nie pisałem, tylko zrobiłem coś realnego. Jeśli ktoś za mną pójdzie, to ekstra. Jeśli nie… Do mnie pretensji nie będziecie mogli mieć. Ale skoro rozmawiamy, to powiem ci, że jest odzew, w miarę konkretny. Dzwonili różni ludzie, jedna naprawdę niezła firma. Marcin Domżalski mówi mi, że piłkarzy będzie leczył u siebie za darmo. Najpierw muszę jednak sprawdzić, na ile się to spina. Nie chcę, by się okazało, że niektórzy obejmą akcje i nic z tego nie wyjdzie. Ludzi na minę nie wsadzę. Rozważam opcję, by wszyscy chętni wpłacili środki na neutralne konto i wtedy, kiedy zbierze się kwota gwarantująca przetrwanie Widzewa, kupimy akcje.

Co w ostatnich dniach słyszałeś od najbliższych?
– Dobra, Piotrek, przestań. Mówili mi mniej więcej to samo, co ty (śmiech).

Jesteś blisko kibiców i słyszysz ich głos. Wielu uważa, że lepiej byłoby zacząć od zera.
– Też byłem takiego zdania. Pomyślałem jednak, że mielibyśmy do pokonania siedem klas rozgrywkowych, co – przy założeniu, że nie zawsze awansujesz – zajęłoby z dziesięć lat. Trochę długo, nie? Przecież ja już będę miał 54 lata! U mnie pozytywne myśli wywołuje stadion, on wiele zmieni. Liczę, ile powstanie tu loży, że Pawłowski zadeklarował, że weźmie dla siebie powierzchnię pod restaurację, że stworzymy normalny sklep z gadżetami, a nie taki z kontenera. Możemy sprzedać miejsca biurowe, ja jedno na pewno biorę dla siebie. Za jakiś czas będziemy też mogli usiąść z koncernami do rozmów na temat nazwy stadionu. Wierzę, że w ten sposób do pierwszej ligi wrócimy na nowym obiekcie, za trzy laty powalczymy o Ekstraklasę. Działajmy bez obietnic, małymi krokami.

Pewnie, możemy też zacząć od początku. Powiedz mi tylko: z kim? Nie wierzę, by znalazł się teraz chętny do finansowania klubu w B klasie. Spójrz też, co się dzieje w trzecioligowym ŁKS-ie, gdzie nie zrobili teraz awansu i nie mogą zebrać dwustu tysięcy .

ŁKS nie może zebrać dwustu, a Widzew zbierze czterysta?
– Przestań… Ilu kibiców ma Widzew?

Pewnie w samej Łodzi trochę więcej od ŁKS-u, ale wciąż porównywalnie. To nie jest podział warszawski.
– Czterysta tysięcy to kwota bardzo realna. Jeżeli te firmy, które dziś się zadeklarowały, faktycznie pomogą, to damy radę. Kiedy to wypali, wierzę, że ktoś da kolejne pięć-dziesięć tysięcy na miesiąc, byśmy utrzymali niedrogi zespół. Na koniec sezonu miejsce w środku tabeli i czekamy na stadion. Ja w to wierzę.

Jak reagują kibice?
– Różnie. Jedni mi piszą, żebym dał sobie spokój, bo jestem za cienki w uszach. A drudzy są za mną. Widzę jednak komentarze, że będą mnie rozliczać i patrzeć mi na ręce. Jak chcą, to niech patrzą. Tylko niech wcześniej dadzą pieniądze!

Co ty na takie głosy?
– Jednym uchem wpuszczam, a drugim wypuszczam. Mocno pomagał mi ostatnio Figlewicz, prezes OSK „Tylko Widzew”, merytoryczny gość. On też, wspólnie ze stowarzyszeniem, uważa, że jeśli jest niedaleka perspektywa stadionu, musimy jeszcze ten Widzew ratować.

Biednie w tej Łodzi, co?
– Jak nic nie wymyślimy, to na stadionie Widzewa będzie grali w rugby. A mnie pomysły się już kończą.

Co z wystawionym na sprzedaż herbem, co z działką?
– Nie znam na tyle tych tematów. Wczoraj miała zostać podjęta decyzja o ogłoszeniu upadłości, bo Rada Nadzorcza nie może działać na niekorzyść spółki. Daliśmy sobie kilka dni, wypuściliśmy akcje, poszedł w świat komunikat i czekamy. Jak nic przez tydzień się nie wydarzy, to kończymy zabawę. Ale mecenasi już się postarali i napisali taki wniosek, że wierzę, iż sąd pójdzie na korzyść wierzycieli. Wiesz, co? Chwyciła mnie za widzewskie serce ta myśl o upadłości. Chcę jeszcze powalczyć i zmobilizować innych do walki.

Jest szansa, by część środków zdobyć ze sprzedaży tej działki?
– Szansa jest, ale nie ma chętnego. Nawet poniżej kosztów…

Ty już mi kiedyś wspominałeś, że to nietrafiona inwestycja.
– Tę działkę już by sprzedali dziesięć razy, bo jest fajny plan zabudowy, ale nie ma kanalizacji. Wyobrażasz sobie osiedle domków jednorodzinnych, gdzie codziennie przyjeżdża szambiarka? Niepojęte. Wierz mi, że tą działką interesowali się wszyscy, bo lokalizacja i cena są naprawdę dobre. Tylko, że tam nie powstanie kanalizacja, przez co wszyscy deweloperzy się wycofują. Ktoś Cacka na tę minę wsadził, bo on kupił działkę, nawet jej nie oglądając.

Rozmawiał PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
5
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...