Umówmy się, że oglądanie pierwszej ligi daje przyjemność porównywalną do mycia talerzy. Na dodatek dodatkowo obciąża redakcyjny budżet, bo kiedy jeden ogląda, to drugi musi od czasu do czasu polewać go wodą, budząc z przyjemnej hibernacji. Ale to jednak był hit, a hitów przegapić nie można. Dwóch pretendentów do awansu – Wisła Płock i Bruk-Bet Nieciecza. Klub z tradycjami kontra popularne Słoniki, które wygrały 2:1 i oficjalnie zgłosiły akces do awansu. Teraz chyba nikt nie ma już żadnych wątpliwości. Nareszcie.
Powiemy wprost – po pierwszej połowie zwątpiliśmy. Któraś z tych drużyn miałaby grać w Ekstraklasie? Serio? Gdyby ktoś transmitował okręgówkę i pomylilibyśmy kanały, to o pomyłce zorientowalibyśmy się dzięki innym kolorom koszulek. Ledwie kilka rajdów, wybity ząb Fabiana Hiszpańskiego i wreszcie rzut karny, którego prawdopodobnie nie było. Zdaje się, że Piotr Wlazło jest wielkim fanem Michaela Phelpsa. Sędzia gwizdnął, a Wisła objęła prowadzenie, chociaż gdyby w piłce nożnej punkty przyznawało się za całokształt, obie drużyny byłyby na pokaźnym debecie.
Po pierwszej połowie, podczas której oglądanie meczu posłużyło za medytację, ze wszystkich sił mieliśmy ochotę wyłączyć telewizor. Niesłusznie, bo drugie 45 minut oglądało się może nie z przyjemnością – nie przesadzajmy – ale zęby nie bolały. Szczególnie jeśli chodzi o Niecieczę, bo ta z drugiej połowy spokojnie wtopiłaby się w drugą połówkę tabeli Ekstraklasy. Szacunek dla trenera Piotra Mandrysza, który popisał się niebywałym wyczuciem, wpuszczając na boisko Dawida Plizgę i Adriana Paluchowskiego. Obaj pokazali klasę. O Plizdze zdążyliśmy już zapomnieć, ale okazuje się, że wygląda naprawdę nieźle. Ta dwójka, razem z Jakubem Biskupem, zabrała płockich obrońców na wesołe miasteczko. O ile przy wyrównującym samobóju Marko Radicia dopisało trochę szczęścia, o tyle bramka Paluchowskiego, notabene dwie minuty po wejściu na boisko, przypadkowa już nie była.
Wisła została brutalnie zaorana. Słonie to piłkarze z Niecieczy, ale słoniami na boisku byli raczej ich przeciwnicy. Ociężali, bez życia. W ten sposób nie dało się wygrać, ani nawet zremisować. Teraz mogą żałować, że cały mecz na ławce rezerwowych przesiedział Marcin Krzywicki.
Do końca cztery kolejki, a Nieciecza zaskakująco zamiast osuwać się w dół, to sunie w górę tabeli. Właśnie awansowała na drugie miejsce, spychając dzisiejszych przeciwników poza oznaczające awans zielone pole. Wisły trochę szkoda zrobiło się nam dopiero w momencie pomeczowej rozmówki z Cezarym Stefańczykiem, który wyglądał tak, jakby przed momentem dowiedział się o śmierci kogoś bliskiego. – Gramy o lepsze życie, o lepszy byt. Determinacji nie zabrakło nam na pewno – mówił kompletnie rozbity.
Wygląda na to, że mieszkańcy Niecieczy mogą powoli stroić remizę. Albo grubo, albo wcale.
PB