Reklama

Dokąd zmierza Widzew? Druga liga i droga prosto w przepaść…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 maja 2015, 15:42 • 5 min czytania 0 komentarzy

Widzew jedną nogą jest już w drugiej lidze, za moment – o ile nic niespodziewanego się nie wydarzy – dostawi drugą. Zamiast zapowiadanej gry o Ekstraklasę, drugi spadek z rzędu. I, co przykre, chyba bardziej zasłużony niż ten poprzedni…

Dokąd zmierza Widzew? Druga liga i droga prosto w przepaść…

Na puste hasła, że Widzew jeszcze powalczy, nie było po wczorajszym meczu miejsca nawet u piłkarzy czy chodzącego przeważnie z głową w chmurach trenera. Była zaduma i wszechobecny smutek. Wojciech Stawowy nie opowiadał w końcu bajek, jedynie rozliczał piłkarzy. Mówił o stratach, niefrasobliwości, niewłaściwym zachowaniu i katastrofalnych 45 minutach. Realnie też ocenił sytuację: – Jeśli chcieliśmy gonić miejsce barażowe, to nie można było stracić punktów. A my je straciliśmy… Za tydzień może się spełnić scenariusz, że spadniemy z ligi.

Nie było nawijania makaronu na uszy. Nie było stałych formułek o matematycznych szansach, wierze do samego końca i meczu ostatniej szansy. Ta ostatnia szansa została już zaprzepaszczona. Widzew pięć kolejek przed finiszem rozgrywek traci dwanaście punktów do miejsca barażowego. Nie ma już nawet co pisać, że łodzian uratuje cud.

Pozamiatane. Spadamy – słychać było po meczu głosy kibiców. Stawowy jedynie stwierdził, że chciałby zakończyć sezon… na innym miejscu niż ostatnie.

***

Reklama

To był naprawdę paskudny sezon dla Widzewa. Rok pełen kompromitacji, przykrości i wpadek. Rok, który kibice Widzewa najchętniej wymazaliby z pamięci. Bajki Cacka o Ekstraklasie, zatrudnienie trenera-wuefisty, kolejne konflikty na linii kibice-klub, brak dopingu dla drużyny, powrót trenera bez doświadczenia, opowieści o Lidze Mistrzów, walkower z Sandecją spowodowany nieudolnym zarządzaniem, wyprowadzka do Byczyny, ubieganie się o zaproszenia zamiast biletów, niezapłacona kolejna rata układu, wystawienie herbu na sprzedaż.

Wymieniać można by długo.

Jeśli z daną klasą rozgrywkową ma żegnać się klub, który zorganizowany jest najgorzej, obecność Widzewa wśród spadkowiczów dziwić nie powinna. Drużyna powstawać zaczęła dopiero na wiosnę, ale po drodze miało już miejsce zbyt wiele organizacyjnych kompromitacji.

***

Byczyna. Mecz ostatniej szansy z Wigrami Suwałki ogląda 603 widzów. To największa frekwencja na domowym spotkaniu Widzewa w tym roku, choć stadion może pomieścić 1000 osób. Wśród tych sześciuset kibiców są dziennikarze, pracownicy i goście klubu, a także ludzie burmistrza Poddębic (to on zezwolił na grę Widzewa w Byczynie). Samych kibiców jest niewielu. Doping prowadzi ze sto osób, siedzą ramię w ramię z dziennikarzami. Nie ma mowy o żadnej oprawie, racach. Próba zachęcenia do dopingu kibiców, zlokalizowanych za bramką, ledwo dochodzi do skutku. Odpowiada kilka osób.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Fani Widzewa – ci wierni, przez lata kibicujący na trybunie pod zegarem – do Byczyny jeździć nie chcą. Nie podoba im się to, jak traktuje ich Cacek, do jakiego stanu doprowadził kolejnymi decyzjami ten klub (ostatnia: wystawienie na sprzedaż herbu). Nie chcą też jeździć na wieś, na którą tak uparli się w Łodzi, że kosztowało ich to oddanie trzech punktów poza boiskową rywalizacją. Nie podoba im się też to, że o możliwość wyjazdu do Byczyny trzeba się prosić. Klub nie sprzedaje biletów, jedynie – jako że nie można pobierać zysków na obiekcie sfinansowanym ze środków Unii Europejskiej – rozdaje wejściówki. Ubiegać może się każdy, deklarując we wniosku dobrowolne wsparcie, ale Widzew ma prawo do odmowy. I już niejednokrotnie z niego korzystał. Natomiast ci, którzy z prywatnych posesji, za zgodą właścicieli, oglądali mecz, otrzymywali od policji mandaty.

Kobieta wchodząca na stadion z dzieckiem dyskutuje przy wejściu: „Jestem żoną piłkarza, to moje 5-letnie dziecko. Czego jeszcze ode mnie chcecie? Książeczki zdrowia dziecka?!” Starszy mężczyzna wykłóca się z ochroną, że ta nie ma prawa go rewidować. Moje dane też są dokładnie weryfikowane, słyszę komunikat przez krótkofalówkę: Jest zgoda. Pan Tomasik może zostać wpuszczony.

To nie jest atmosfera, znana ze stadionu Widzewa, co najwyżej z imprez charytatywnych w małych miasteczkach. Ten doping setki osób, uzupełniony instrukcjami do piłkarzy „Lisu jest! Lisu jest!” (niepilnowany – w tym znaczeniu), nie wyglądał zbyt poważnie. Doskonale słyszane krzyki zawodników z pretensjami „Kimura, go away!” (od Bernhardta), również. To samo tyczy się informacji spikera o urokach Centrum Turystyki i Rekreacji w Byczynie.

Image and video hosting by TinyPic

No, nie jest to wymarzony kierunek do odwiedzin dla zapalonych kibiców.

***

Rozglądając się w sobotę po stadionie, zrozumiałem, że to wszystko jest… częścią planu Cacka. Przypomnijcie sobie, co mówił kilka miesięcy temu: – Wszyscy jesteśmy lekko podenerwowani, gdy coś nie wychodzi, czy to w pracy, czy w domu. To jednak nie upoważnia do ubliżania ludziom, tak jak ubliżano trenerowi na poprzednim meczu, a teraz trenerowi i mnie. Frustracja tego nie usprawiedliwia. Poza tym nie mówmy o kibicach. Sami o sobie śpiewają, że są kibolami. A ja kiboli nie chcę na stadionie. Ci ludzie po prostu nie będą mieli wstępu na stadion. Gwarantuję to. Nie wiem, w jakim terminie, ale to nastąpi. Nawet gdybyśmy mecze mieli oglądać w setkę osób na trybunach. Nie będzie takich scen. (…) Można oczyścić atmosferę na dwa sposoby. Albo wyrzucić chuliganów, albo wycofać klub z rozgrywek. Myślę, że jedną z tych metod przyjmę.

Image and video hosting by TinyPic

Cacek w końcu swego dopiął: nie chciał mieć kiboli i ich nie ma, na stadionie nikt go nie obraża. Już wcześniej zniechęcił do klubu kogo tylko się dało – od legend i byłych piłkarzy, przez wszelkich pracowników, po potencjalnych sponsorów. Teraz osiągnął niemożliwego, obrzydzając Widzew wielu kibicom. Oni za tym klubem pójdą jeszcze w ogień, ale nie w obecnym układzie. Nie w chwilach, gdy właściciel wystawia na sprzedaż herb.

***

Dla Widzewa istnieje jedna droga ratunku, przynajmniej sportowego. Jeśli łodzianie nie zajmą ostatniego miejsca w lidze, a problemy innych poskutkują brakiem licencji, jest nadzieja. Już teraz Flota nie jest w stanie zorganizować meczu ligowego, a i poważne tarapaty dotykają Stomil.

Rzecz jednak w tym, że sam Widzew nie może być pewien licencji. Klub nie spłacił jednej z rat układu z wierzycielami i wystąpił o zmianę jego warunków. Sprawa wisi na włosku, bo już jakiś czas temu Arka Gdynia złożyła wniosek o uchylenie układu, co oznaczać by mogło upadek spółki. Dochodzą do tego bieżące zobowiązania, jakie powstały w tym roku. Już ostatnio Widzew miał takie problemy finansowe, że trener na własną rękę załatwiał pieniądze, które pozwoliłyby drużynie jechać na mecz wyjazdowy. To, że w zarządzie pozostał już tylko sam Cacek, również nie napawa optymizmem.

– Może im szybciej się to wszystko skończy, tym lepiej. Zrozumiemy, że nie ma co się łudzić, że trzeba już dziś zaczynać wszystko od zera – mówi jeden z kibiców.

Sęk w tym, że ciężko się z takim stanem rzeczy pogodzić. Ale kierunek, którym dziś zmierza Widzew, to już tylko droga w przepaść…

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...