W pewnym sensie podziwiamy władze Podbeskidzia Bielsko-Biała. Jest to ten typ podziwu, który towarzyszy nam podczas śledzenia skoków Rosjan z dwunastego piętra bez spadochronu czy pozowaniu do zdjęć z modelkami na oczach zazdrosnej żony. Taki… Może nie podziw dla głupoty, to za duże słowo. Podziw dla niesłychanej brawury połączonej z szaloną ambicją. Zwolnić Michniewicza, który cudem uratował Ekstraklasę. Zwolnić Ojrzyńskiego, który do końca bił się o grupę mistrzowską ze składem dość odległym od piłkarskiej perfekcji. Co dalej? Wypieprzenie nowego trenera, jeśli nie uda mu się awansować do pucharów jeszcze w tym sezonie?
Zatrzymajmy się jednak na moment przy tym składzie dość odległym od piłkarskiej perfekcji. Pretekstem do zwolnienia Ojrzyńskiego stały się:
– brak awansu do finału Pucharu Polski
– brak miejsca w pierwszej ósemce Ekstraklasy
Stawiając na twardą logikę, wypadałoby więc stwierdzić: Ojrzyński miał wszystko, co potrzebne do osiągnięcia tych celów, a mimo to spartolił robotę. Zerknijmy więc dokładniej, jaki ekwipunek zostawili Ojrzyńskiemu ludzie wymagający od niego zdobycia Mont Blanc. Delikatnie rzecz ujmując – wysłali go z motyką na armię czołgów, bądź też z łopatą na wykopanie gazociągu północnego.
Uwaga, oto Podbeskidzie, według włodarzy tego klubu skład “spoko na górną ósemkę”.
Połową sukcesu każdego zespołu jest naturalnie bramkarz. W Podbeskidziu na tej pozycji faktycznie gra prawdziwy wymiatacz. Rysiek Zajac to weteran, klasowy golkiper, który zapewne już dawno grałby w jednej z uznanych zachodnich lig, gdyby nie legendarna wręcz lojalność. Za swoją fenomenalną postawę w 2014 roku zdobył wysokie trzecie miejsce w plebiscycie Weszło na najbardziej parodystycznego bramkarza roku. Ręcznik im. Ladislava Rybanksy’ego trafił wprawdzie do Grzegorza Sandomierskiego, drugie miejsce zajął zaś Wojtek Pawłowski, ale Richard do końca nie składał broni. Kiksy, nieudane wybicia, przepuszczanie piłki pod pachą – Zajac oferował cały przekrój zagrań nieodzownych dla bramkarza zespołu pierwszej ósemki krajowej elity. Przeżyjmy to jeszcze raz:
I tak dalej. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, czy z takim bramkarzem można szturmować europejskie puchary, niech zapyta prezesa Boreckiego. Można. Że to błąd Ojrzyńskiego, bo przecież miał Peskovicia? Przypomnijmy, że Pesković w co czwartym meczu dostawał od nas notę 3 albo niżej. Trzy razy złapał się do jedenastki badziewiaków, a ze średnią 4,65 nie ma czego szukać wśród najlepszych bramkarzy tej ligi. Ujmijmy to tak: ani Peskovicia, ani Zajaca nie widzielibyśmy w bramce któregokolwiek z zespołów znajdujących się ponad Podbeskidziem.
*
Idziemy dalej. Defensywa.
Adu Kwame. Średnia not 3,73
Konieczny. Średnia not 4,13
Pietrasiak. Średnia not 3,79
Kolcak. Średnia not 3,13, w swoich ośmiu meczach trzy razy zasłużył się na tyle, by trafić do naszych badziewiaków.
Przez litość nie wspomnimy o takich asach jak Mazan czy Pazio. Właściwie jedynym gościem, który grał tu na naprawdę wysokim poziomie przez cały sezon jest Pavol Stano, facet ściągnięty do Podbeskidzia – ha, kto by pomyślał – przez Leszka Ojrzyńskiego. Przyzwoity był też Telichowski, ale on akurat się zwinął przed sezonem. Nic dziwnego, w końcu Podbeskidzie zbroiło się na pierwszą ósemkę, więc nie było miejsca dla takich gagatków.
Pomoc. Tutaj mamy już prawdziwy festiwal zawodników, którzy w dolnej ósemce będą się zwyczajnie marnowali. Weźmy na przykład pod uwagę Piotra Malinowskiego, najlepszego piłkarza pośród sprinterów. Błyskotliwy skrzydłowy, który strzela gole precyzyjnie raz na sto osiemdziesiąt lat bez trudu sprawdziłby się zarówno zastępując Lovrencsicsa w Lechu, jak i zajmując miejsce kogoś z duetu Żyro-Kucharczyk. Problemem mogłyby być jednak piłki adresowane do sympatycznego “Maliny”. W końcu żaden Duda czy inny Hamalainen nie zagra takiego ciasteczka jak Sylwek Patejuk. Doprawdy nie wiem jak Podbeskidzie radziło sobie bez Patejuka wiosną.
A może Deja? Ten ze średnią not 4,14, który wypracował w tym sezonie oszałamiającą liczbę jednej asysty? Okej bez żartów. Jeśli mielibyśmy wziąć kogoś z Podbeskidzia do pierwszej ósemki byliby to Chmiel oraz Iwański, ale obaj raczej na wyrost i w roli wartościowych zmienników, a nie motorów napędowych. Zresztą, ten duet łącznie wypalił piętnaście razy, dorzucając do tego siedem asyst. Istotnie jest to największy skarb Podbeskidzia, co swoją drogą nieszczególnie dobrze świadczy o samym Podbeskidziu.
Jest jeszcze napad i faktycznie, tutaj widzimy pewne błędy Ojrzyńskiego. Błąd numer jeden – wiara w Demjana. Błąd numer dwa – wiara w Korzyma. Błąd numer trzy – brak kogokolwiek innego, w kogo można by uwierzyć. Atak śmierci uciułał dziesięć goli, ale żaden z napadziorów nie przekroczył magicznej bariery 4,50 pod względem średniej naszych not. Korzym ze średnią 4,00 dwa razy zagościł w zespole badziewiaków, Demjan ze średnią 4,33 – raz. Okej, my też nie możemy pozbyć się wrażenia, ze Korzym z Demjanem potrafiliby się odnaleźć w – na przykład – Górniku Zabrze, a ich fatalne liczby to splot wielu przyczyn z brakiem piłek od pomocników włącznie. Jeśli jednak jest to poziom “górnej ósemki” to raczej jej dołu. A i to na duży kredyt.
Zastanówmy się więc przez chwilę, którzy z zawodników Podbeskidzia nadają się do walki w pierwszej ósemce. Ustaliliśmy już, że nie są to:
Pesković ani Zajac
Adu Kwame, Chrapek, Cisse, Deja, Górkiewicz, Kolcak, Konieczny, Korzym, Lenartowski, Malinowski, Patejuk, Pazio, Pietrasiak, Sloboda, Sokołowski, Śpiączka, ani Tomasik.
Ani Demjan, ani Korzym.
Są to za to (na upartego): tymczasowo Stano, bo to prawie emeryt, Iwański oraz Chmiel.
O co miało grać w tym sezonie Podbeskidzie? Co miał ugrać z tymi ludźmi Ojrzyński? Kim miał szturmować warszawskie zasieki w półfinale Pucharu Polski, kim miał ukąsić Lecha tak, by ostatecznie wylądować w górnej ósemce?
Hasło na przyszły sezon: na Zajacu do Europy. W zajęczych podskokach.
Fot.FotoPyK