Klimat napięcia i oczekiwania. Jak to u nas bywa, w polskich domach dominowało jęczenie w stylu “eee, niemożliwe”. Fakty zawstydziły niedowiarków. Równo osiem lat temu, 18 kwietnia 2007 roku, Michel Platini podczas Kongresu Wykonawczego UEFA, chwilę potrzymał w niepewności, ale potem wyciągnął karteczkę z napisem Poland – Ukraine. Zostaliśmy organizatorami drugiej największej imprezy piłkarskiej na globie, otrzymując 67 procent w pierwszej turze głosowania, rywalizując z Włochami, a także parą Chorwacja – Węgry.
Ten moment, ten krótki urywek z ogłoszeniem, w tamtym czasie był wałkowany częściej niż cokolwiek innego. Na pewno pamiętacie.
– Bój był bardzo zacięty. We wtorek na prezentacji wiedzieliśmy, że były to najlepsze kandydatury w historii. Dziękuję za wspólną rywalizację i zapraszam na imprezę do Ukrainy i Polski. Wreszcie wielki futbol zawita do krajów, które przed długie lata nie mogły się przebić w Europie. Jestem bardzo szczęśliwy i dziękuję wam wszystkim – mówił Michał Listkiewicz, ówczesny prezes PZPN. – Pokażemy światu słowiańską gościnność i kulturę – to z kolei słowa prezydenta Ukrainy
Przyznanie organizacji Euro właśnie Polsce i Ukrainie było pewnym przełomem. Ostatnim krajem z Europy Wschodniej, który dostąpił tego zaszczytu, była Jugosławia w 1976 roku. Sam pomysł powstał już w w 2003 roku, z inicjatywy strony ukraińskiej. Pierwsze porozumienie między państwami podpisano we wrześniu 2003 we Lwowie. Ideę poparły rządy, a także urzędujące w tamtym czasie głowy państw – Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma.
Ostatecznie po drodze dochodziło do rozmaitych perturbacji, opóźnień, niedociągnięć, błędów architektonicznych. Obiekty były przepłacane, ginęły miliony złotych. Typowe polskie piekiełko. W pewnym momencie gruchnęła informacja, że powierzenie organizacji Polsce i Ukrainie to przekręt. Innym razem o krok od wycofania się była Ukraina, a chęć jej odciążenia składali Niemcy. Następnego dnia opóźnienia wytykali oburzeni Włosi i bohatersko oferowali UEFA pomoc, chcąc przejąć organizację. Ostatecznie wszystko skończyło się sukcesem. Oczywiście poza boiskiem.