Kiedyś mówiło się, że Bogusław Cupiał sędziemu, który przyjeżdża na mecz Wisły nie zaproponuje nawet filiżanki kawy – tak brzydzi się korupcją. Wyrzucał z klubu po kolei – Blachę, Łobodzińskiego, Czerwca. Jak tylko temat przewinień korupcyjnych pojawiał się w kontekście Wisły, choćby rykoszetem, wyciągał umowę delikwenta, pokazywał odpowiedni zapis i na jego podstawie decydował o zakończeniu współpracy. Z Łukaszem Gargułą jej nie kończy, mimo że znów zbierają się nad nim ciemne chmury, a prokuratorzy grożą palcem.
Na wstępie, żeby było jasne – wcale nie zamierzamy przekonywać, że Garguła powinien wylecieć z Wisły. Nie nam o tym rozstrzygać, ani o tym decydować. Wyłącznie analizujemy sytuację.
Historia jest o tyle ciekawa, że wczoraj piłkarz Wisły poddał się odpowiedzialności za współudział w czynach korupcyjnych w latach 2003 – 2005 w Bełchatowie. Komisja Dyscyplinarna przy PZPN nałożyła na niego karę dwuletniej dyskwalifikacji w zawieszeniu oraz grzywnę w wysokości 80 tysięcy złotych. Jeśli porównać ją z karami innych zawodników, skazanych w tej samej sprawie, jest to suma naprawdę wysoka. Z dwóch powodów. Po pierwsze – bo proporcjonalna do zarobków, a po drugie – gdyż Gargule postawiono zarzut udziały w aż 30 ustawionych meczach.
Interesująco jest tym bardziej, że nie przyznał się do winy, a mimo to poddał się karze. Dlaczego miałby chcieć to zrobić? Ano dlatego, że dla prokuratora związkowego sprawa była na tyle ewidentna, że gdyby nadal szedł w zaparte, groziłaby mu nawet bezwzględna dyskwalifikacja, bez możliwości zawieszenia. Postępowanie przed organami PZPN było więc niejako czystą kalkulacją. Lepiej zapłacić 80 tysięcy złotych (niewiele mniej Garguła zarabia w ciągu miesiąca) i dalej móc grać w piłkę niż nie zdecydować się na współpracę i zmierzyć się z ryzykiem zakończenia kariery.
Garguła, przynajmniej na dziś, jest w na tyle dobrej sytuacji, że poza postępowaniem dyscyplinarnym, w którym został ukarany, równolegle toczy się jeszcze proces w bełchatowskim sądzie, gdzie może dowodzić swojej niewinności. Dla Wisły to również pewna furtka, z której jak widać postanowiła skorzystać. Póki wyrok nie zapadnie PRZED SĄDEM, klub traktuje Gargułę zgodnie z zasadą domniemania niewinności. Mówił o tym niedawno w wywiadzie dla Weszło trener Wisły:
– Musimy zaufać Łukaszowi. Jasno zadeklarował, że nie miał z tym nic wspólnego i nie mamy podstaw, żeby mu nie wierzyć. Jest z nami, jest potrzebny. Dobrze gdyby się ta sprawa wreszcie wyjaśniła.
Postępowanie dyscyplinarne w Polskim Związku Piłki Nożnej, jak widać, nie jest dla Wisły wyznacznikiem. Nie podejmuje w związku z jego zakończeniem żadnych kroków. Niewykluczone zreszą, że – z perspektywy klubu – temat korupcyjnych zarzutów Garguły gładko, bez ofiar i awantur rozpłynie się w powietrzu. Stanie się tak, jeśli Wisła nie zaoferuje mu nowego kontraktu. Obecny wygasa w czerwcu, a do tego czasu sąd najpewniej nie wyda orzeczenia.
W tym układzie wszystko, co się zdarzy później, może już nie być sprawą Wisły.