Reklama

Festiwal goli w Krakowie. Podoliński się opamiętał?

redakcja

Autor:redakcja

04 kwietnia 2015, 14:15 • 3 min czytania 0 komentarzy

Ekstraklasa postawiła nas dziś przed trudną próbą. Sobota świąteczna, a tu cztery mecze. Od 13 do 22 przed telewizorem. Układający terminarz zaskoczyli nas tym bardziej, że na pierwszy ogień rzucono Cracovię, co można odbierać dwojako – albo doznania artystyczne nie mają znaczenia przy wybieraniu kolejności, albo wyciągnięto wniosek, że każdy, kto zacznie świąteczną sobotę od „Pasów”, ten zrazi się do ligi tak bardzo, że dalszą część świąt spędzi już wyłącznie z rodziną. Kto wie, może to efekt jakiejś polityki prorodzinnej?

Festiwal goli w Krakowie. Podoliński się opamiętał?

Dziś jednak Cracovia nie zawiodła. Dwie pozytywne informacje dostaliśmy już przed startem. Po pierwsze: Mateusz Żytko zagrał w rezerwach z Kalwarianką (szok, rezerwy „Pasów” z NIM – z Żytką w składzie! – zwyciężyły!), po drugie: trener Podoliński zrezygnował z nowatorskiej formacji Pilarz-5-2 na rzecz starego dobrego 4-4-2. A mówiąc precyzyjniej – 4-3-2, bo Armiche Ortega znów udowodnił, że – starsi kibice zrozumieją – powinien dostać oficjalny zakaz noszenia koszulki z napisem „A.Ortega”. W Lechii zabrakło natomiast Mili i Wawrzyniaka, którzy wrócili z urazami z reprezentacji. I szybko okazało się, jak bardzo ich brakowało. Zarówno w ataku, jak i – przede wszystkim – w obronie, bo co znaczy Wojtkowiak występujący z musu na lewej, przekonaliśmy się już raz w reprezentacji.

Wynik może mylić, ale Lechia zagrała dziś fatalnie. Na tle potencjalnego pierwszoligowca nie potrafiła przejąć inicjatywy, ani narzucić swojego stylu. Vranjes niby próbował dyktować tempo, ale – nie licząc fenomenalnego gola – niewiele z tego wynikało, Nazario znów potwierdził, że powinien wrócić na Copacabanę, a i skrzydła nic nie wnosiły, bo ani Makuszewski, ani Grzelczak nie byli w stanie przekazać piłki Colakowi, którego Sretenović z Polczakiem koncertowo dziś wyłączyli. Jedyne, na co Lechię było dziś stać, to strzały z dystansu. Inna sprawa, że uderzenia, jakimi popisali się Grzelczak i Vranjes powinny – wróć – muszą (!) trafić do reklamy Ekstraklasy. Po prostu bajka.

Cracovia zagrała dziś jak nie Cracovia. Czwórka z tyłu spisywała się dużo pewniej niż – jak to zwykle bywa – trójka, a i w ataku niemal każdy zaprezentował się na miarę możliwości. Budziński zapisał gola i asystę, Rakels trafienie plus nieustanne mordowanie obrońców Lechii, a bardzo inteligentnie zagrał też Wdowiak. Można mieć tylko wątpliwości w przypadku karnego na młodym skrzydłowym „Pasów”. Sędzia pewnie tradycyjnie się wybroni, bo i komentatorzy potrzebowali z pięciu powtórek, by w ogóle pokusić się o ocenę, ale na nasz gust Mateusz – widząc zbliżającego się Gersona – dołożył od siebie naprawdę sporo. Choć tak kategorycznie – jak Mariusz Piekarski – na pewno do sprawy nie podchodzimy…

Reklama

Cracovia jednak – jednak! – walczy o utrzymanie, natomiast tytułem podsumowania warto zadać kilka pytań: czy trzeba było tak długo czekać na wyciągnięcie wniosków przez Podolińskiego? Trzeba było tak długo i kurczowo trzymać się tego 3-5-2? Trzeba było liczyć, że ludzie, którzy niewypał mają w DNA, nagle odpalą? Wnioski wyciągnięte – przyznajemy. Wkrótce okaże się czy nie za późno.

EfOLupR

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

„90 tys. zł za mecz to kwota nierealna”. Lech zabrał głos w sprawie Warty

Patryk Stec
3
„90 tys. zł za mecz to kwota nierealna”. Lech zabrał głos w sprawie Warty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...