Reklama

Czarna księga 2002-2015. Upadki w rodzimej elicie

redakcja

Autor:redakcja

09 marca 2015, 22:00 • 10 min czytania 0 komentarzy

Stało się. Widzew prawdopodobnie przegra z Sandecją walkowerem, a nawet jeśli w tym pojedynczym meczu uda się uciec spod topora – sytuacja wcale nie stanie się mniej skomplikowana. Jeśli faktycznie zamieszanie związane z Byczyną zwieńczy przegrana 0:3 bez wyjścia na boisko, jesteśmy prawie pewni, że Widzew sezonu zwyczajnie nie dogra, o czym zresztą przebąkiwał już w piątek Sylwester Cacek. Zakładając ten najgorszy, czarny scenariusz – Widzew dołączyłby do coraz liczniejszego i niewątpliwie zacnego grona klubów, które w ostatnich latach nie ukończyły ligi…

Czarna księga 2002-2015. Upadki w rodzimej elicie

Jak wygląda to przerażające kalendarium rozkładu w naprawdę uznanych markach? Cóż, na dobrą sprawę powinniśmy się cofnąć chyba do 1990 roku, gdy w klubach zakręcono kurki z publicznymi pieniędzmi. To właśnie wtedy zaczął się stopniowy zjazd zepsutych przez kilkadziesiąt lat komunizmu „przedsiębiorstw”, w których wszystko opierało się na „załatwianiu”. Od „załatwiania” spotkań, przez „załatwianie” pieniędzy, po „załatwianie” licencji i reszty organizacyjnego bajzlu. Lata dziewięćdziesiąte ogółem były jednak dość dzikie – czas fuzji, rozłączania się, ligowych ciekawostek, które przemykały przez pierwszą ligę niczym komety. Nie ma co do tego jakoś szczególnie powracać. Rozsądniejsze i bardziej wartościowe jest bowiem przyjrzenie się cyrkom, które miały miejsce już w XXI wieku. Cyrkom, którym nadal nie jesteśmy w stanie się przeciwstawić.

Od czego się zaczęło? Może to mylna teza, ale datą idealną na rozpoczęcie kalendarium upadków polskich klubów jest naszym zdaniem 3 czerwca 2003 roku. To właśnie wtedy rozpoczął się czarny okres, który – jak pokazuje Widzew – trwa do dziś…

3 czerwca 2003. Koniec Pogoni Starej/Skompromitowanej

Dwa zwycięstwa, trzy remisy, DWADZIEŚCIA PIĘĆ porażek. To bilans Pogoni Szczecin w sezonie 2002/03, w którym portowy klub dosłownie sięgnął dna. Strata do bezpiecznej strefy wynosiła ponad dwadzieścia punktów, sytuacja w klubie przypominała szopę z farbami po przejściu tornado, a równia pochyła właśnie się kończyła – niżej po prostu upaść się nie dało. Mecz z Ruchem Chorzów zaplanowany na 3 czerwca się nie odbył, a od nowego sezonu Pogoń – ta Pogoń – przestała istnieć. W jej miejsce wskoczyła… Piotrcovia Piotrków Trybunalski, która przejęła nazwę i herb „Portowców”. To ta ekipa pod wodzą Antoniego Ptaka, który kilka lat wcześniej przeniósł się z ŁKS-u do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Piotrkowa. Pogoń dzięki interesom z biznesmenem spod Łodzi uratowała ligowy byt, ba, natychmiast wróciła do I ligi.

Reklama

Nie da się jednak ukryć – to właśnie ten walkower z Chorzowem może stanowić punkt odniesienia nawet dla dzisiejszej sytuacji Widzewa. Po tym oddanym bez walki meczu „oryginalna” Pogoń opuściła scenę. A romans „nowej” Pogoni (nie mylić z Pogonią Jeszcze Nowszą, założoną kilka lat później) z Ptakiem zakończył się zresztą niemal równie efektownie, jak sezon 2002/03, o czym za chwilę.

Szalony 2004. Żegnamy Błękitnych i „stare” KSZO

Już przed sezonem 2003/04 w drugiej lidze było wiadomo, że czekają nas pewne przetasowania. W wyniku wycofania Pogoni utrzymały się Tłoki Gorzyce, Piotrcovia się przefarbowała, już od początku sezonu problemy finansowe i organizacyjne mieli w Ostrowcu Świętokrzyskim i Stargardzie Szczecińskim. Efekt? Zimą II liga skurczyła się do szesnastu zespołów – interes zwinęli Błękitni oraz… nie, nie. Nie KSZO, ale to, czym stała się Ceramika Opoczno. Mirosław Stasiak, człowiek, który postawił Ceramikę na nogi zmieniając jej nazwę na „Stasiak”, przeniósł bowiem w lutym swój biznes do Ostrowca. Od lutego formalnie przestało istnieć KSZO, a zespół Stasiaka „przejął” jego tradycje. Tym samym – choć z ligi wycofali się w Ostrowcu – z mapy zniknął klub z Opoczna.

Prościej? W dwa lata Piotrcovię Piotrków Trybunalski i Ceramikę Opoczno, kluby bez większej historii, ale jednak z zaplecza krajowej elity, kompletnie wymazano ze środowiska piłkarskiego, w zamian ratując bardziej zasłużonych staruszków ze Szczecina i Ostrowca Świętokrzyskiego.

Swoją drogą – podobnych zawiłości nie było w przypadku Błękitnych, którzy się zwyczajnie rozsypali finansowo i organizacyjnie. Powiew normalności w tym licencyjnym gąszczu!

Karuzela 2006. Licencyjne eldorado trwa…

Reklama

Po dwunastu miesiącach wytchnienia, gdy jakimś cudem żaden klub nie zbankrutował, nie przeniósł się do innego miasta i nie sprzedał licencji – znów karuzela. O ile w sezonie 2004/05 wszystko było w miarę stabilne, w 2006 znów zaczął się show pod tytułem „Licencje tańczą na lodzie”. Swoją drogą, to dość znamienne – pierwsze kilka lat XXI wieku to właśnie handel obwoźny, który sprawiał, że z mapy znikały mniejsze kluby. Kolejna epoka to zaś spektakularne bankructwa, zresztą najczęściej uznanych firm ze sporych miast. Nie uprzedzajmy jednak faktów i spróbujmy uporządkować, co właściwie stało się w sezonie 2005/06:

– Amica Wronki przestała istnieć (choć niektórzy uparcie będą twierdzić, że istnieć przestał Lech, bo tak formalnie wyglądała cała operacja fuzji prowincjonalnego bogacza z wielkomiejskim biedakiem)
– Kujawiak „Hydrozagadka” w lutym 2006 roku nagle przeniósł się do Bydgoszczy, gdzie występował jako Zawisza (2) Bydgoszcz (ten prawdziwy Zawisza został w niższych ligach)
– jeszcze przed sezonem z rozgrywek odpadł GKS Katowice, który w wyniku problemów finansowych utracił licencję na grę na zapleczu Ekstraklasy i wystartował na czwartym poziomie rozgrywkowym
– po uzyskaniu w sezonie 2005/06 awansu do II ligi z występów w niej REZYGNUJE Kania Gostyń (!)

Ładnie? Najlepsze dopiero przed nami.

2007. Smutny koniec brazylijskiej samby

Drugi upadek Pogoni Szczecin na przestrzeni kilku lat. Antoni Ptak wraz ze swoim synem Dawidem postanowili zrobić z portowego miasta sambodrom. Ściągnięcie pięciuset osiemnastu Brazylijczyków nie przyniosło oczekiwanych efektów i Pogoń zaliczyła spektakularne wyrżnięcie czołem o ligową glebę. Kompromitujące szesnaście punktów, szał kibiców i rezygnacja z zaangażowania w piłkę nożną jednej z najbarwniejszych postaci tamtych lat. Ptak wyleczył się z futbolu na dobre, Pogoń zamiast sztucznych przedłużaczy życia wybrała rzetelną drogę odbudowy od najniższych lig, a Radosław Majdan przeżył najfajniejszą taneczną przygodę życia. Tak! Wiemy, że brał udział w „Tańcu z gwiazdami”, ale naszym zdaniem największą balangę zaliczył, gdy miał przed sobą na murawie dziewięciu Brazylijczyków i Celebana.

Aha, w międzyczasie z rozgrywek wycofał się Zawisza Hydrobudowa Kujawiak Włocławek Bydgoszcz. Nikt nie tęsknił.

2008. Wóz Drzymały w stolicy. Farbowana Polonia

Dobra wiadomość – uspokoiły się bankructwa. Zła wiadomość – rozszalały się degradacje za korupcję. Już od kilku sezonów ligą trzęsły kolejne kary za handel meczami, co umożliwiało utrzymanie się na zapleczu Ekstraklasy minimalnym nakładem sił i środków. W takich warunkach łatwiej było utrzymać płynność finansową, co poskutkowało chwilową stabilizacją mocy tych, którzy nie musieli obawiać się wrocławskiej prokuratury.

Niechlubny wyjątek? Jeden z ostatnich (oby!) przypadków kupczenia licencjami. Tym razem chodziło o słynny wóz Drzymały, który z Grodziska Wielkopolskiego udał się w wielką trasę po Polsce, by w końcu stanąć w Warszawie, przy Konwiktorskiej. Groclin Dyskobolię spuszczono gdzieś na piłkarskie peryferia, a do I ligi na białym koniu (powiedzmy…) wjechały „Czarne Koszule”. W gruncie rzeczy jednak – w tym okresie po stronie „strat” mamy tylko mały klub z Wielkopolski. Nieźle, biorąc pod uwagę jak masowo padały wcześniej i zaczną padać później wielkie marki…

2009. ŁKS upada po raz pierwszy

Rok później było już zdecydowanie gorzej. Z Ekstraklasy odpadł ŁKS, który w tajemniczych okolicznościach został pozbawiony licencji na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Bez dwóch zdań – to był początek zjazdu, który łodzianie zakończyli dopiero reaktywacją na piątym poziomie rozgrywkowym. Czy decyzja PZPN-u była słuszna? Procesy trwają do dziś, a obstawiamy, że ŁKS zdąży wrócić na szczebel centralny wcześniej, niż sądy ustalą kto miał w tym sporze rację. Fakty są jednak następujące: po latach przymykania oka w najwyższej lidze, po latach, gdy licencję tracili tylko totalni bankruci, tym razem Komisja Licencyjna postawiła na swoim i do końca wymagała przestrzegania najdrobniejszych przepisów zapisanych w podręcznikach licencyjnych.

Bez wnikania w przyczyny ich bezkompromisowości – ta decyzja rozpoczęła nie tylko demontaż ŁKS-u, ale i proces zmian w polskiej piłce. Zmian, do których część klubów z bólem się dostosowała, a część udaje, że wciąż ich nie widzi. Najświeższym z tej drugiej grupy jest lokalny rywal Łódzkiego KS-u, Widzew.

Aha, na zapleczu licencji nie otrzymał Kmita Zabierzów, ale to – przy dyskusjach wokół ŁKS-u – przeszło bez echa.

21 kwietnia 2011. Witamy w nowej rzeczywistości

Nowa dekada, stare problemy. A raczej… Stare efekty nowych problemów. Tym razem upadł Stilon Gorzów Wielkopolski, występujący w I lidze po nazwą „GKP”. Po raz pierwszy jednak mieliśmy tu do czynienia z upadkiem w „nowym” stylu. Żadnej korupcji. Żadnych licencyjnych historii. Żadnego wycofania z rozgrywek przed ligą, czy podczas przerwy zimowej. Stilon był pierwszym, ale niestety nie ostatnim klubem, który „wyjeździł” budżet do zera. To nie jest żadna przenośnia. Gorzowianie walczyli do samego końca, do ostatniej kropli benzyny w bakach ich prywatnych aut. Były zrzutki kibiców, były te prywatne samochody na meczach wyjazdowych, była totalna prowizorka i walka o to, by zagrać choć jeszcze jeden mecz.

Sportowo było nieźle. Ostatnie wyjazdowe spotkanie to zwycięstwo 3:1 z Odrą na stadionie w Wodzisławiu Śląskim. Wcześniej remis z Termaliką, chwilę później 3:3 z GKS-em Katowice. Stilon miałby szansę na utrzymanie. Niestety, 21 kwietnia 2011 roku nie dojechał do Łodzi na starcie z ŁKS-em. Nie było za co zatankować, nie było sensu inwestować prywatnych pieniędzy, by ratować od dawna martwy organizm. U siebie gorzowianie wystąpili jeszcze raz, przeciw KSZO, ale kolejny wyjazd do Świnoujścia i mecz na własnym obiekcie z Pogonią Szczecin nie doszły do skutku. GKP po trzecim walkowerze wyleciało z ligi. Nie za korupcję, nie za rozminięcie się z wymogami licencyjnymi. Z biedy, która dopadła ich w samym środku rundy. Pierwszy kamyk lawiny…

2012. Radzionków ratuje Bytom

Niemal identyczna historia z jedną, dość poważną różnicą. Ruch Radzionków wycofał się nie na kilka tygodni przed końcem, a na kilkanaście dni przed rozpoczęciem rozgrywek. Historia jak każda inna – coraz mniejsze pieniądze od sponsorów, coraz większe wydatki. W pewnym momencie zabrakło kasy, by utrzymać zawodników gwarantujących nie tyle walkę o utrzymanie, co… w ogóle wyjście na boisko. Ruch Radzionków skapitulował za pięć dwunasta, ratując tym samym… derbowego rywala, który był właśnie w środku przygotowań do nowego sezonu II ligi. Polonia Bytom wskoczyła na miejsce na zapleczu Ekstraklasy dosłownie „last minute”, a radzionkowskich kibiców czekało długie dwanaście miesięcy odpoczynku od piłki. Drużynę zgłoszono dopiero rok później do III ligi, gdzie – zgodnie z przepisami – ląduje się po wycofaniu z rozgrywek zaplecza Ekstraklasy.

2013. Dopada coraz silniejszych

GKP? Okej, to nie jest klub, który na stałe zapisał się w historii Ekstraklasy. Ruch Radzionków? Sezonowa ciekawostka z końca lat dziewięćdziesiątych. W sezonie 2012/13 wirus finansowej i organizacyjnej mizerii zebrał jednak śmiertelne żniwo wśród bardziej znanych klubów. Polonia Warszawa pod wodzą Ireneusza „Przelew z Wiednia” Króla, ŁKS Łódź, który bałaganem organizacyjnym zawstydzał w tym okresie biurka nawet najbardziej zbuntowanych gimnazjalistów. Dwie zasłużone marki. Dwa kluby z całkiem przyzwoitymi osiągnięciami i wieloletnią historią. Od lat w świadomości fanów futbolu w całej Polsce, z korzeniami jeszcze w czasach przed założeniem polskiej ligi piłki nożnej.

Upadły niemal jednocześnie. Polonia – gdy po sezonie nie otrzymała licencji na kolejny, ani na Ekstraklasę, ani na I ligę. ŁKS – chwilę wcześniej, po 22. kolejce I ligi, gdy PZPN zawiesił licencję łodzian. Już jej nie odwiesił. Łodzianie do końca sezonu przegrali wszystko walkowerami, zastanawiając się już wyłącznie nad możliwie jak najmniej bolesną reaktywacją w niższych ligach. I poloniści, i ełkaesiacy ostatecznie wylądowali w IV lidze z potężną nauczką na przyszłość – życie na kredycie zawsze kończy się nadejściem firmy windykacyjnej. Niestety, na ich błędach nie potrafili się nauczyć rywale…

Wspominaliśmy, że w międzyczasie – ale już w niższych ligach – padły też KSZO i Odra Wodzisław Śląski? No to wspominamy.


Epilog

Od tamtych wydarzeń nie minęły nawet dwa lata, podczas których na skraju bankructwa zdążyły stanąć również Stomil Olsztyn, Flota Świnoujście czy Ruch Chorzów. Dziś w przepaść leci już Widzew, a kolejnych do wylotu można szukać zarówno w Ekstraklasie (gdzie wciąż nie jesteśmy w stanie dać głowy za płynność finansową Korony Kielce i Górnika Zabrze), jak i w I lidze (w kolejce za Widzewem ustawili się już we wspomnianym Olsztynie i Świnoujściu).

Morał? Nie ma. Jeśli przez dwanaście lat pada kilkanaście klubów, a mimo to kolejka do skoku w błoto wciąż jest bardzo długa, na morały jest już za późno. Z drugiej strony – patrząc na to jak budowane są kluby, które przeszły przez czwartoligowe wygnanie… Może to jest właśnie spóźnione katharsis, które w wielu miastach Polski powinno mieć miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych?

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...