Reklama

Polski trener na obczyźnie. Nasz ranking mówi wszystko

redakcja

Autor:redakcja

05 marca 2015, 19:25 • 6 min czytania 1 komentarz

Niedawne pozbycie się Jana Urbana z Osasuny przypomniało smutną prawdę na temat polskich trenerów za granicą. Niech się tylko nasi szkoleniowcy nie obrażają. Taka jest prawda. W dobie, gdy piłkarze reprezentacji grają w Bayernie, Sevilli i Arsenalu, polskich trenerów na tej półce nie ma i prędko nie będzie. W całej historii mieliśmy ich niewielu. Gmoch, Kasperczak, Górski, ktoś jeszcze? Ten niechlubny dorobek ułożyliśmy w formie rankingu. 

Polski trener na obczyźnie. Nasz ranking mówi wszystko

9. Marek Zub

Rodzynek. W czasach, gdy polskimi trenerami za granicą nikt sobie głowy nie zawraca, Zub potrafił zostać Trenerem Roku na Litwie. Dwa razy z rzędu zdobył tytuł z Żaligirisem Wilno. Wywalczył też Puchar Litwy i trzykrotnie Superpuchar. W zasadzie w ciągu dwóch i pół roku osiągnął wszystko na co tak naprawdę pozwalała pozycja litewskiego klubu. Całkiem nieźle, jak na trenera, który w Polsce nie cieszył się dużym szacunkiem. Oczywiście trzeba zachować przy tym wszystkim zdrowy rozsądek. Pamiętajmy, że to cały czas liga litewska, rozgrywki dla pół-amatorów.

8. Antoni Piechniczek

Reklama

Na temat pracy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich opowiadał: biegałem po plaży za Arabami, a oni dziwili się, że facetowi z medalem na mundialu jeszcze się chce. Piechniczek dwa razy grał w Gulf Cup (2 i 3 miejsce), zdobył krajowy puchar z Al Shabbab – brzmi to dziwnie, ale jeśli dołożymy do tego przygodę w Tunezji (dwa mistrzostwa i awans do finału Afrykańskiej Ligi Mistrzów z Esperance Tunis) wychodzi na to, że jednak jakieś sukcesy zapisał. W dodatku został namaszczony na trenera reprezentacji.

7. Andrzej Strejlau

Zagraniczne wojaże zaczynał od… Islandii. Na początku lat 80., dobre trzy dekady przed erą Gylfiego Sigurdssona, przez rok prowadził Fram Reykjavik. Dorosłą drużynę spuścił z ligi, ale z twarzą wyszedł w rozgrywkach juniorów, gdzie wywalczył… mistrzostwo. Chcielibyśmy kiedyś posłuchać opowieści o tamtych czasach, ale jakoś żaden dziennikarz nie garnie się, by pana Andrzeja o tę Islandię zapytać. Dużo więcej mówi się o Larissie. W sezonie 84/85 pod wodzą Strejlaua dotarła do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów i wygrała Puchar Grecji. Rok później znowu grała w PZP, ale tym razem uległa Sampdorii, a gole strzelał Roberto Mancini. Zważywszy na to, że Larissa była wtedy naprawdę przeciętną drużynę, a w Grecji panował duopol ateńsko-salonicki, trzeba te dokonania podkreślić. Na koniec kariery Strejlau wylądował w Chinach. Największe sukcesy: wicemistrzostwo kraju i przegrany finał krajowego pucharu, w którym podobno palce maczali sędziowie.

6. Piotr Nowak

Mniej więcej dziesięć lat temu był na topie. W Carson w Kalifornii w obecności 28 tysięcy widzów ograł Kansas i został mistrzem USA. Amerykanie mówili: świetny piłkarz, który został jeszcze lepszym trenerem. Nowak wniósł DC United na wyższy poziom. Miał wizję, wprowadził do drużyny niemiecki sznyt. Później został trenerem reprezentacji olimpijskiej i asystentem Boba Bradleya, aż przyszedł okres pracy w Philadephii Union i wszystko się posypało. Amerykanie mieli nową telenowelę, a głównym obiektem ataków był Nowak. Polak sprzedał dwóch kapitanów, dwóch najlepszych strzelców i dwóch uczestników Meczu Gwiazd. Fani klubu rozwiesili na mieście plakaty z karykaturą trenera, żądając natychmiastowej dymisji. Oskarżono go o znęcanie się nad zawodnikami, m.in. przeprowadzanie treningów w upale bez możliwości picia wody i zmuszanie do treningów kontuzjowanych zawodników. Przytoczono fakt rzekomej agresji Nowaka wobec zawodników i współpracowników. Nie odpuszczono tematu słynnych transferów – tutaj zarzucono mu czerpanie z nich korzyści finansowych. Kiedy w 2012 roku tracił pracę, mówiono, że w MLS jest już spalony. Do tej pory nie podjął pracy w żadnym innym klubie.

Reklama

5. Stefan Żywotko 

Człowiek totalnie zapomniany. Mieszka w Szczecinie, niedawno skończył 95 lat i jakkolwiek to zabrzmi, jest najbardziej utytułowanym polskim trenerem za granicą. Pracował w JS Kabylie, w jednym z najlepszych klubów w Algierii, pomiędzy rokiem 77 a 90 zdobył 13 różnych trofeów! Dwa razy wygrywał Afrykańską Ligę Mistrzów. Jest postacią ewidentnie unikatową i tylko jedna rzecz nas zastanawia: skoro osiągnął tak dużo, to dlaczego wiadomo o nim tak mało? Algieria w latach 80. musiała być jakimś hardcorem, ale mówimy jednak o dużym afrykańskim kraju, gdzie polski trener jest legendą. W latach 80. „Lisy Pustyni” dwa razy grały w mistrzostwach świata, a w 1990 zdobyły jedyne jak dotąd mistrzostwo kontynentu. Ostatnio Algieria była rewelacją mundialu. Kto by pomyślał, że w piłkę uczył ich grać… Żywotko. A wszystko w kraju, którego korzenie mają Zinedine Zidane i Karim Benzema.

4. Antoni Brzeżańczyk

W Polsce znany z mistrzostwa Polski z Górnikiem Zabrze (1972 r.), ale jego nazwisko częściej wymieniane jest jednak w kontekście pracy za granicą. W wielu publikacjach Brzeżańczyk jest przedstawiany jako Polak, któremu się udało. I można te głosy potwierdzić, sugerując się wicemistrzostwem Holandii z Feyenoordem, ale im dalej bierzemy wszystko pod lupę, tym bardziej wychodzi średnio. Admira Wiedeń – 9. miejsce, Iraklis – 6. miejsce. W PAOK-u był jedynie asystentem. Oczywiście najwięcej mówi się o Holandii. Polak jako trener w krainie, która uczyła wówczas świat futbolu robił wrażenie. Odkopaliśmy jednak pewną holenderską publikację na temat Brzeżańczyka i już w pierwszym akapicie pada słowo „dziwak”. Facet, który nie rozstawał się z fajką, a w dodatku nikt nie wiedział skąd tak naprawdę wziął się w Feyenoordzie. – Debiutował na Camp Nou z Barceloną, podszedł do Cruyffa i poprosił o zdjęcie. Piłkarze Feyenoordu złapali się za głowę – napisał Voetbal International.

3. Kazimierz Górski

Dziewięć lat w Grecji. Cztery mistrzostwa i dwa krajowe puchary. Polski trener wszech czasów za granicą potwierdził nietuzinkowy warsztat do tego stopnia, że gdy Grecy orientowali się, że w restauracji siedzi Górski, wstawali z miejsc i grali wybrane melodie na jego część. Tak się zdobywa szacunek. Po latach byli zawodnicy Panathinaikosu i Olympiakosu wspominają, że sukcesy osiągał głównie dzięki wierze w ludzi. Miał ten słynny trenerski nos, wiedział kiedy przycisnąć, a kiedy odpuścił. Różne koleje losu go w tej Grecji spotykały, ale koniec końców wyszedł zwycięsko. W Olympiakosie wywalczył mistrzostwo, krajowy puchar i… odszedł. Zapisał piękne karty na greckiej ziemi, nawet jeśli żadna z prowadzonych przez niego drużyn w europejskich pucharach nigdy nie przeszła drugiej rundy.

2. Henryk Kasperczak

Jedyny polski trener, który poprowadził zagraniczną drużynę na mundialu. Jasne – do Francji w 1998 roku przyjechał ze słabą Tunezją, szybko się spakował, ale dotąd nikt nie powtórzył jego wyczynu. Przygoda Kasperczaka z frankojęzycznym światkiem zaczęła się od Pucharu Francji z Metz, potem wprowadził do ekstraklasy Saint-Etienne i Strasbourg, z paryskim Racingiem doszedł do finału Pucharu Francji, a gdy już został trenerem roku w plebiscycie „France Football”, znalazł zatrudnienie w silnym Montpellier z Carlosem Valderramą i Laurentem Blanc. Doszedł z nim do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. W pewnym momencie szedł tak mocno do przodu, że na początku lat 90. ofertę złożyła mu Marsylia. Po latach mówi, że błędem było odrzucenie tej propozycji został w Lille, a potem rozpoczął podbój Afryki. Poprowadził w sumie pięć reprezentacji: Wybrzeże Kości Słoniowej, Tunezję, Maroko, Mali (dwukrotnie) i Senegal. Największym sukcesem był finał z Tunezją w 1996 roku.

1. Jacek Gmoch

Dostał kiedyś w Grecji tytuł „człowieka nie do zniszczenia”. To znaczy, że jest nietykalny. Prawdopodobnie najbardziej znany Polak w ojczyźnie Zorby. Prowadził tu aż dwanaście klubów, w tym rzecz jasna Olympiakos i Panathinaikos. Można się dzisiaj śmiać z tych jego żartów w studiu TVP, można szydzić ze słynnych malowanek, ale to Gmoch w sezonie 84/85 poprowadził „Koniczynki” do… półfinału Pucharu Europy. Wyeliminował kolejno Feyenoord, irlandzkie Linfield i IFK Goeteborg (rok później wygrali Puchar UEFA). Ścianą nie do przebicia okazał się dopiero Liverpool. Nie dziwne, że w Grecji cieszy się większym szacunkiem niż w Polsce. Został wybrany nawet trenerem lat 80-tych tamtejszej ligi. W sumie dwa mistrzostwa (PAO, Larissa), kilka mniej znacznych sukcesów (m.in. utrzymanie Gianniny), miejsce w piątce najlepszych szkoleniowców w historii ligi i pamięć tak wielka, że w 2010 wygrzebano go z Woronicza i powierzono na moment drużynę Panathinaikosu. Była nawet szansa, że zagra w Lidze Mistrzów z Barceloną, ale ktoś w porę tę abstrakcję ukrócił i znalazł trenera na stałe. Aha, Gmoch był też mistrzem Cypru z APOEL-em Nikozja.

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...