Pamiętacie czasy, kiedy jedynym prawowitym Ronaldo był Brazylijczyk? Jeśli nie, to prawdopodobnie jesteście gimbusami i trochę wam współczujemy. Starszy Ronaldo, dla odróżnienia od tego Portugalskiego nazywany również grubym, też miał w sobie wyjątkowy urok. Może nawet większy. Okrągły brzuszek towarzyszył jego karierze prawie tak często jak okrągła piłka. Daleko mu było do miana maszyny czy atlety. A jednak stał się najlepszym napastnikiem na świecie. Równo cztery lata temu Ronaldo Luiz Nazario de Lima ostatecznie zakończył karierę.
Nie będziemy opisywać całej jego kariery, bo zapisalibyśmy nie kartkę z kalendarza, ale całą kronikę. Skupimy się na ostatnim epizodzie, czyli grze w brazylijskim Corinthians. Myślano, że sprowadzenie Ronaldo to czysty marketing. Przecież leczył poważną, sto dwudziestą ósmą w karierze kontuzję. Do tego, również jak zwykle, zmagał się z nadwagą. Z czasem pokazał, że wcale nie zamierza być ani maskotką, ani biernym statystą. I zaczął strzelać bramki. Mniejsza o to, że wyglądał jak turlająca się po boisku kulka.
W nowym klubie zadebiutował prawie cztery miesiące po podpisaniu kontraktu. Tyle było potrzebne, aby doszedł do siebie i złapał kształt choć przypominający zawodowego sportowca. Cztery dni później, w klasyku z Palmeiras, strzelił pierwszego gola. Pobiegł cieszyć się razem z kibicami, wspinając się na ogrodzenie, które nie wytrzymało presji i napierających fanów i grubego Ronaldo. Nowe barierki nazwano imieniem Fenomeno, a obok postawiono tablicę upamiętniającą jego pierwszą bramkę dla Corinthians.
W 2009 roku był najlepszym strzelcem zespołu, ale kontuzje nie oszczędzały go nawet na ojczystej ziemi. Tym razem chodziło o złamanie kości śródręcza, które wykluczyło go na dwa miesiące. W międzyczasie jego unieruchomienie wykorzystano na odsysanie tłuszczu. Zabieg liposukcji przyniósł rezultaty. Ronaldo był o 700 mililitrów chudszy.
Kolejny sezon przyniósł mieszane uczucia. Raz bramki, raz kontuzje. Ostatecznie Ronaldo coraz częściej wspominał o zakończeniu kariery. Na początku deklarował, że zrobi to pod koniec 2011 roku, ale przedwczesne odpadnięcie z Copa Libertadores, konflikt z kibicami i – przede wszystkim – nadwaga oraz ból fizyczny, zmusiły go do wcześniejszego powiedzenia „pas”. Decyzję ogłosił równo cztery lata temu.
– W Milanie odkryto, że cierpię na tzw. zaburzenia tarczycy. Jest to zaburzenie, która spowalnia metabolizm i kontrolę nad wagą, konieczne jest stosowanie hormonów, które są zakazane w piłce nożnej, są uważane za doping. Wiem, że wielokrotnie żartowano z mojej wagi. Nie żywię urazy. To była piękna, ciekawa i wyzywająca kariera. Niestety, przegrałem ze swoim ciałem – powiedział na pożegnalnej konferencji prasowej.
Ronaldo może jest i dwóch, ale wśród nich tylko jeden Fenômeno.