Oficjalnie kontrakt podpisał dzień później, ale już 12 lutego 2012 roku było jasne, że Maciej Rybus przeniesie się z Legii Warszawa do Tereka Grozny. Pięć dni później dołączył do niego Marcin Komorowski. Kilka dni przed ważnym meczem ze Sportingiem Lizbona, kilka miesięcy przed arcyważnym EURO 2012. Z jednej strony – przyzwoity poziom sportowy (akurat wtedy nowy klub Polaka walczył o utrzymanie w grupie spadkowej, ale ambicje właściciela były zdecydowanie większe) i jeszcze bardziej przyzwoite pieniądze. Z drugiej – podróż na koniec świata.
Chyba wszyscy (włącznie z samym Rybusem) mieli mieszane odczucia po tym wyborze reprezentanta Polski. – Jest jeszcze taki młody, a już tylko hajs mu w głowie – mówili jedni. – Gra w Tereku będzie dla niego trampoliną. Szybko przeniesie się do klubu-giganta ligi rosyjskiej, a stamtąd być może trafi na Zachód – uspokajali drudzy.
Trzy lata. Jak podsumować ten okres? Czy z dzisiejszej perspektywy transfer ten uznać można za udany ruch?
Rybus, gdy jest zdrowy, gra regularnie. W trzy lata zanotował 67 występów, w których strzelił 10 bramek i zaliczył 12 asyst. Oczywiście liczby te nie rzucają na kolana, ale to przyzwoite statystyki jak na skrzydłowego. Stawiają na niego kolejni trenerzy, kibice skandują jego nazwisko. Zdarzają mu się występy spektakularne. Na przykład wtedy, gdy dwa razy pokonał bramkarza Dynamo Moskwa i zapewnił swojej drużynie wygraną 2-1. Taki sam wyczyn powtórzył jeszcze w tym samym sezonie w meczu z Amkarem Perm.
Niby wszystko ładnie, pięknie, ale przecież przed wyjazdem zakładaliśmy, że dość szybko Terek stanie się dla niego ewidentnie za mały i zaraz pódzie gdzieś dalej. Tak sie jednak nie stało. Owszem, kilka razy poważne zainteresowanie jego usługami wykazywało stołeczne Dynamo (najpierw za czasów Petrescu, później Czerczesowa), ale do transakcji ostatecznie nie doszło. Na tę chwilę Terek to średniak ligi rosyjskiej, mocarstwowe plany Kadyrowa nie do końca wypaliły.
Sam Rybus w wywiadzie dla Weszło! – udzielonym rok temu – o swojej przyszłości w Tereku wypowiadał się bez wielkiego entuzjamu.
Ale przyznasz, że liczyłeś, iż na tym etapie kariery będziesz już grał w innym klubie.
O formę sportową jestem spokojny, ale może gdyby nie te urazy, to faktycznie byłbym gdzie indziej. Pojawiały się różne zapytania, ale nikt nie weźmie kontuzjowanego. Muszę od nowa budować pozycję. Może jak się przypomnę i rozegram wszystkie mecze na wiosnę, to znowu coś się urodzi. Czy narzekam na Tereka? Nie, nie o to chodzi. Póki grasz i trenujesz, nie ma na co narzekać, ale kiedy leżysz kontuzjowany w łóżku i nie wiesz, co będzie dalej, to jest słabe.
Mówisz, że może coś się urodzi, jeśli wrócisz do gry. A co się rodziło wcześniej? Pod kątem kroku w przód interesowałyby cię pewnie tylko moskiewskie kluby, ewentualnie Zenit.
W górę idą też kluby z Krasnodaru. Budują dwa fajne stadiony i z tego, co mówili mi Mario i Artur, mają profesjonalne bazy, wszystko wygląda profesjonalnie i walczą o puchary. Może w Polsce nazwa „Krasnodar” nie robi furory, ale naprawdę… Od strony sportowej wygląda to fajnie. Czy taki transfer byłby realny? Mario był na meczu w Krasnodarze, gdy przegraliśmy 2:3, i mówił, że wpadłem Kubani w oko. Zagrałem, wydaje mi się, fajny mecz i parę pytań się pojawiło. Teraz, jak będę dobrze grał, oferty na pewno zaczną schodzić. Zostało mi półtora roku kontraktu, więc lato to dobry okres, żeby odejść. Ale już dostaję sygnały, że chcą zaproponować mi nową umowę.
Właśnie miałem o to pytać, bo nie widać po tobie wielkiego entuzjazmu.
Powiedziałem wstępnie dyrektorowi sportowemu, że… No, nie palę się do tego za bardzo. Ale to na razie luźne rozmowy, nic oficjalnego. Wspominali też, że mógłbym przedłużyć o rok, by Terek więcej zarobił na transferze, ale z drugiej strony rosnąca cena może odstraszyć inne kluby. Musimy to z Mariem dobrze przemyśleć.
*
Też macie wrażenie, że Rybus się trochę w tym Kisłowodzku zasiedział? Bardzo wątpliwe, by w tym miejscu zrobił kolejny krok do przodu w swojej karierze. Chyba już pora sie stamtąd zawijać.