Zbigniew Małkowski i Paweł Sobolewski od miesiąca trenują z rezerwami. W klubie słychać, że i tak „dostali tę możliwość grzecznościowo, bo Korona uznaje, że od stycznia nie są już jej piłkarzami”. Oni są oczywiście przeciwnego zdania. W każdej chwili mogą przedstawić ważne, podpisane kontrakty. Przez ostatnie lata rozegrali w Kielcach łącznie 318 meczów. Wiele wskazuje na to, że 319. już nie będzie, ale o odejściu ani myślą. Gdyby tego było mało, posiedzenie, które miało to zamieszanie popchnąć naprzód, dziś zostało nagle odwołane.
Pomieszanie z poplątaniem?
To spróbujmy wolniej, po kolei.
Paweł Sobolewski – lat 35 (w Koronie od stycznia 2007 roku) i Zbigniew Małkowski – lat 37 (w Koronie od lipca 2009) w zeszłym roku podpisali nowe, dwuletnie umowy, które miały wejść w życie w styczniu 2015. Obie zawarł były prezes Tomasz Chojnowski – później w atmosferze skandalu wydalony z klubu. Nowe władze twierdzą, że Chojnowski działał na szkodę Korony. Powinien wystąpić o zgodę do rady nadzorczej, czego nie zrobił, tworząc w tamtym czasie jednoosobowy zarząd klubu. Obu zawodnikom zaoferował wysokie kontrakty i jeszcze wypłacił grubą prowizję ich menedżerowi.
I teraz klasyczny pat. Korona chciałaby się Małkowskiego i Sobolewskiego pozbyć. Utrzymuje, że ich kontrakty są nieważne, a liczą się te, które wygasły z końcem grudnia. Oni, że nic z tych rzeczy.
Dzwonimy, pytamy. Sobolewski niezwykle lakoniczny. Twierdzi, że spieszy się na trening rezerw.
Dlaczego dzisiejsze posiedzenie się nie odbyło?
– Podobno ktoś zachorował.
Kiedy sprawa się wyjaśni?
– Nie wiem.
Co dalej?
– Nic, poza tym, że trenujemy z rezerwami. Dla nas sprawa jest jasna. Mamy ważne kontrakty z Koroną. Dopóki nic więcej się nie wydarzy, nie będę gdybał, jakie scenariusze są możliwe – mówi.
Prezes Paprocki na łamach Dziennika Zachodniego dość precyzyjnie wskazuje z kolei, który scenariusz jest prawie niemożliwy. Mianowicie – powrót do pierwszej drużyny.
Od tygodni słychać, że Sobolewski ma ofertę z Widzewa, ale trudno mu się dziwić, że nie wykonuje nerwowych ruchów. Bo i w jakim celu? Żeby w Łodzi zarabiać którąś część sumy, jaką mógłby w Kielcach? Na tym etapie kariery, obaj z Małkowskim nie mają się gdzie spieszyć. – Klub uznaje, że nie są to już nasi zawodnicy, oni twierdzą dokładnie na odwrót i tkwimy w zawieszeniu, trwającym od pierwszej połowy stycznia. Dla obu stron jest to mało komfortowa sytuacja – przyznaje rzecznik Korony Paweł Jańczyk. Próby polubownego rozwiązania sprawy były podejmowane jeszcze w zeszłym roku, ale nie przyniosły rezultatu. Obaj ćwiczą więc z rezerwami. Prowadzonymi, co ciekawe, przez Arkadiusza Bilskiego – jednocześnie pełnomocnika zarządu do spraw sportowych.
Werdykt musi wydać Izba ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych przy PZPN. Termin rozprawy od kilku tygodni był wyznaczony na 10 lutego. Ale tu kolejna niespodzianka – dziś nic w tej sprawie się nie wydarzyło. Wczoraj po południu strony dostały wiadomość o odwołaniu posiedzenia. Lakonicznego maila:
„W związku z niemożnością przybycia przewodniczącego zespołu orzekającego na wyznaczony termin posiedzenia izby i braku możliwości wyznaczenia zastępstwa, posiedzenie zostaje odwołane, a o kolejnym wyznaczonym z urzędu strony zostaną powiadomione na piśmie”.
Prezes Korony był już w drodze, kiedy dowiedział się, że w Warszawie nikt na niego nie czeka.
Agnieszka Olesińska, przewodnicząca izby, którą poprosiliśmy o wyjaśnienie, mówi, że osoba, która miała przewodniczyć składowi orzekającemu, wczoraj nagle dała znać, że nie może stawić się na posiedzeniu. – Mimo starań, nie byliśmy w stanie zapewnić innej osoby, która mogłaby mu przewodniczyć. Na dziś były zapowiedziane również inne sprawy. Przyznaję, wyszło niefortunnie.
Czas leci, połowa lutego, okno transferowe, a w Kielcach ciągle przepychanka.
– Mamy ważny kontrakt!
– Nie macie.
– Właśnie, że mamy.
– Ale on nie obowiązuje!
Żarty żartami, ale mówiąc serio, sprawa mogłaby już znaleźć wreszcie rozstrzygnięcie. Jest szansa, że obrady izby odbędą się w przyszłym tygodniu. Sobolewski przekonuje, że prawo jest po stronie zawodników. Klub? Że ma argumenty, które mogą rzucić nieco inne światło. A przede wszystkim, że do czasu orzeczenia PZPN-u trudno rozważać jakiekolwiek dalsze kroki. Czyli pat, rasowy.
Fot. FotoPyK