Ile razy czytaliście tłumaczenia, że mecz się źle zaczął, niefortunnie ułożył, bo „pierwsi straciliśmy bramkę”? Jako że ktoś zawsze – no, prawie zawsze – stracić ją musi, postanowiliśmy sprawdzić, jak na takie wydarzenia reaguje się w Europie. To znaczy, jak zespoły z Anglii, Hiszpanii i Niemiec zachowują się po pierwszym zdobytym bądź straconym golu.
Już ostatnio przy jednym z tekstów o Borussii Dortmund pisaliśmy, że dla podopiecznych Juergena Kloppa złe otwarcie meczu to właściwie wyrok. Wychodzą na boisko, nic złego się nie dzieje, ale gol – obojętnie, czy w pierwszych, czy w końcowych minutach – to jasny sygnał: „Panowie, możecie rozejść się do domów”. Wszystko dlatego, że z jedenastu spotkań o takim scenariuszu BVB wybrnęła tylko raz (na remis), a pozostałe dziesięć skończyła w czapę.
W Bundeslidze to najgorszy wynik, w Hiszpanii – również nie znaleźlibyśmy gorszej w tym względzie ekipy. W obu tych ligach trafimy jednak na drużyny, które mają problemy z opanowaniem takiej sytuacji, włącznie z aspirującym do Europy Hoffenheim. Trochę lepiej wygląda to w Anglii, bo najgorsza Aston Villa – będąc pierwszym tracącym zespołem – raz nawet wygrała. Zresztą, w Premier League te średnie punktów na mecz są wyraźnie wyższe.
Kto ma najlepszą reakcję na otwierającą bramkę dla rywali? Hm, nie ma tu większego zaskoczenia – ścisła europejska czołówka. Bayern w takiej sytuacji był w tym sezonie tylko trzy razy, a i tak dwa z tych meczów zakończył zwycięstwem. Chelsea, zaczynając w ten sposób mecz pięciokrotnie, skończyła z dziesięcioma punktami, a Real – z dwunastoma (przy sześciu próbach).
Co drugi mecz od bramki dla przeciwnika zaczyna Eintracht Frankfurt, odrobinę rzadziej Tottenham, a jeszcze częściej – Malaga. Cała trójka pokazuje jednak, że potrafi wychodzić z opresji.
Najlepsi spośród tych, którzy pierwsi zdobyli bramkę? Tutaj mała niespodzianka: Southampton, który z czternastu takich spotkań aż trzynaście doprowadził do końca z korzystnym wynikiem. Drugie w kolejności jest Atletico (jedna porażka z 16 meczów), trzecia Barcelona (jedna porażka z 15 meczów), a czwarty… Augsburg. W przypadku niemieckiej rewelacji sytuacja jest ciekawa – spotkań, w których obejmowali prowadzenie, jest zaledwie osiem, ale dopiero w tym ósmym, akurat w miniony weekend, nie dowieźli prowadzenia do końca.
I jeszcze jeden wykres – spojrzenie na najsłabsze ekipy spośród tych, które pierwsze strzeliły gola. Największe problemy zlokalizowaliśmy w Realu Sociedad (1,4 pkt na mecz), Granadzie (1,43 pkt) i Leicester (1,43 pkt). Próżno w tym gronie szukać drużyn, które zajmują wysokie miejsca w tabeli. Oni w większości krążą wokół strefy spadkowej albo, tak jak Leicester, Freiburg czy Granada, w pocie czoła walczą o utrzymanie.
Statystyki przygotowane przez Marcina Tyca (obserwuj na Twitterze: @MarcinTyc)