– Zespół z Warszawy bardzo łatwo awansował do 1/16 Ligi Europy, a na krajowym podwórku wygrywał większość spotkań “na pół gwizdka”. Tak sobie myślę, że legioniści chyba pomyśleli, że przyjechali na wieś i spokojnie w Łęcznej wygrają (…) Mogę się założyć, że nikt nie wierzył, że wygramy z Legią. I powiem więcej, ja sam miałem wątpliwości. Szczerze mówiąc chyba wszyscy jesteśmy tym lekko zaskoczeni. Jak patrzyłem na wydarzenia na boisku, momentami nie wierzyłem – takie to historie w wywiadzie dla Sport.pl opowiada dzisiaj Veljko Nikitović.
Facet ma 34 lata, jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników Łęcznej, biega po boiskach w Polsce od wiosny 2004 roku, trochę już w tej piłce widział, a opowiada, takie rzeczy…
Wszyscy jesteśmy lekko zaskoczeni…
Momentami nie wierzyłem…
Nikt nie wierzył, że wygramy…
Miałem wątpliwości czy nam się uda…
Dziwne, prawda? Chociaż tutaj, tak naprawdę, wcale nie o Nikitovicia chodzi, ani o to, żeby się nad nim pastwić. Przez X minionych sezonów wspominaliśmy czasy, kiedy mieliśmy w tej naszej lidze zespoły potrafiące rywali totalnie zdominować, bić na kwaśne jabłko, regularnie, pewnie. Wspominaliśmy Wisłę, która witała przeciwnika, po czym jedyne pytanie brzmiało: jak wielkie chcecie dzisiaj zebrać lanie?
Te czasy minęły, ale jeśli sami piłkarze innych drużyn – którzy przecież powinni być do tego ostatni – znów uwierzą, że „Legii się ograć nie da”, to nie minęły bezpowrotnie.
Za wcześnie na to odrobinę. Legia przed meczem w Łęcznej wygrała na wyjazdach pięć razy, ale też z czterema rywalami przegrywała. W sumie – siedmiokrotnie jesienią dało się jej urwać punkty. Udało się Piastowi, udało się Pogoni, Podbeskidziu, Górnikowi czy Bełchatowowi.
KAPITAN zespołu Łęcznej – Nikitović jest tymczasem mocno zaskoczony, że Górnik potrafił przeciw niej prosto kopać piłkę. Powtarzamy: kibice mogli być zdziwieni, dziennikarze mogli, komentatorzy, ale gdyby wszyscy, włącznie z piłkarzami, zaczęli myśleć w taki sposób, to tę ligę już dziś można by rozwiązać, podać sobie ręce, a Legię koronować. Pierwszy gwóźdź do trumny jakiejkolwiek rywalizacji.
Można Legii nie dogonić kadrowo, finansowo czy marketingowo, ale piłkarz ma OBOWIĄZEK wierzyć, że na boisku mogą dziać się cuda. Albo po prostu to, co działo się już wielokrotnie – także w tym sezonie.