Reklama

Od Premier League do B-klasy. Huśtawka nastrojów w Bełchatowie.

redakcja

Autor:redakcja

06 grudnia 2014, 17:54 • 2 min czytania 0 komentarzy

Na pozór dla takich meczów szkoda włączać telewizor. Oczekiwania zerowe. Raczej spotkanie, które leci w tle, gdy człowiek odkurza albo robi obiad i raz na kilkanaście minut zerknie w ekran, by zobaczyć, co się dzieje. Dziś jednak kto nie obejrzał starcia Bełchatowa z Łęczną, ten gapa. Jakość, walka, tempo, rytm, piękne bramki… Szkoda tylko, że jedynie w pierwszej połowie, bo po przerwie zostaliśmy razem z rozbudzonymi nadziejami sprowadzeni brutalnie na ziemię. 

Od Premier League do B-klasy. Huśtawka nastrojów w Bełchatowie.

Dziać zaczęło się już od początku. Pierwsza rzecz, która zwróciła naszą uwagę, to zachowanie piłkarzy bez piłki. Zwykle – w większości meczów ekstraklasy – jest ono brutalnie statyczne. Jak w starciach oldbojów z zagranicznych lig – kto bez futbolówki, ten stoi i czeka na rozwój wypadków. W Bełchatowie było jednak inaczej. Wszyscy ruszyli na boisko w takim tempie i z taką – jak mawia Przytuła – chcicą, że momentami można było przecierać oczy ze zdumienia. Obaj beniaminkowie czuli, że przeciwnik jest do ugryzienia, ale obaj – co zauważył po meczu Veljko Nikitović – postanowili wygrać ten mecz po piłkarsku. Nie walką, szarpaniem czy chamskimi zagraniami, ale przede wszystkim jakością. Najlepiej o tym świadczą fantastyczne gole. Pierwszy – trafienie życia nieprzewidywalnego i jadącego dziś na środkach przeciwbólowych (!) Cernycha i drugi – Basty, który efektownym lobikiem skarcił neuerującego Prusaka. – Bramka kuriozum – ocenił Veljko.

Kuriozalnie było za to po przerwie. Kuriozalnie słabo. Obie drużyny nie rezygnowały ze zwycięstwa, bardzo fajnie wyglądali rozgrywający Poźniak i Burkhardt, ale z każdą kolejną minutą paliwo się wyczerpywało i ci, którzy mieli zapewnić spektakl, gaśli. No, może nie licząc bocznych obrońców, których akurat i Bełchatów, i Łęczna mają klasowych. Mierzejewski, Mraz, Mójta, Basta – czwórka, która była do wyjęcia za grosze, a która dziś należy do ligowej czołówki.

Zupełnie przepadł za to Michał Mak, którego – w odróżnieniu od duetu Paixao – żal wypuszczać na boisko bez brata. Skrzydłowy, o którego zabiega Legia, jak zwykle robił sporo wiatru, ale dość szybko był kasowany. Fakty są takie, że Mak zaliczył dziś trzynasty ligowy mecz bez gola. Kiedy ostatnim razem trafiał do siatki, za oknem świeciło letnie słońce, a eksperci apelowali, by na Niemcy wystawić rezerwy. Jeśli Michał faktycznie chce odejść już zimą, to – taka rada od starszych kolegów – wypadałoby zacząć walczyć o transfer grą i liczbami, a nie tylko barwnymi wypowiedziami. Stać cię na to, chłopaku, jak niewielu skrzydłowych w tej lidze.

Reklama

Najnowsze

Polecane

Grey Days z New Balance, czyli hołd dla dziedzictwa marki

redakcja
0
Grey Days z New Balance, czyli hołd dla dziedzictwa marki
Niemcy

Kamiński o trudnym okresie w Bundeslidze: Zaciskałem zęby, nie obrażałem się i zasuwałem

Bartosz Lodko
1
Kamiński o trudnym okresie w Bundeslidze: Zaciskałem zęby, nie obrażałem się i zasuwałem
Anglia

Sean Dyche grozi wyprzedażą zawodników, jeżeli Everton nie zostanie sprzedany

Bartek Wylęgała
0
Sean Dyche grozi wyprzedażą zawodników, jeżeli Everton nie zostanie sprzedany

Komentarze

0 komentarzy

Loading...