Reklama

Race w ramach protestu? To dopiero początek wojny z federacją?

redakcja

Autor:redakcja

17 listopada 2014, 14:38 • 3 min czytania 0 komentarzy

Podczas wczorajszego meczu na San Siro w Mediolanie, gdzie Włochy podejmowały reprezentację Chorwacji, najjaśniej błyszczały… kibolskie race taśmowo lądujące na murawie obiektu. Media po raz kolejny obiegły obrazki z zamaskowanymi postaciami odpalającymi kilkadziesiąt świecidełek, które następnie zostały wrzucone na trawę. Zazwyczaj pytania po takich akcjach są dwa: dlaczego udało im się to wszystko wnieść oraz czym sprowokowała ich ta wściekle zielona trawa, że trzeba ją było obrzucić pirotechniką?

Jak się jednak okazuje, sprawa nie jest wcale tak jednoznaczna, jak wydawało się w momencie wypalania traw na San Siro. Chorwaccy ultrasi puścili bowiem w świat informację, że ich drobny „peformance” w trakcie zremisowanego z Włochami spotkania miał ściśle określone przyczyny, wśród których nie znalazła się chroniczna nienawiść do zieleni. Kibice z Zagrzebia, Splitu i innych chorwackich miast pragnęli w ten sposób… zamanifestować swoją nienawiść do Chorwackiego Związku Piłki Nożnej oraz całego tamtejszego światka piłkarskiego, w ich oczach skorumpowanego i zepsutego.

Race w ramach protestu? To dopiero początek wojny z federacją?

Jakkolwiek dziwnie może brzmieć tłumaczenie wrzucania rac na murawę protestem wobec związku – w tym szaleństwie paradoksalnie jest sporo logiki. Karę za zachowanie kibiców poniesie bowiem właśnie znienawidzona organizacja. Biorąc pod uwagę, że poza pirotechniką, na trybunach kibice stoczyli też krótką bitwę z ochroną i policją – grzywny mogą być naprawdę wysokie.

O co więc właściwie poszło? W dużym uproszczeniu, to kolejna bitwa trwającej od lat wojny chorwackiego świata kibiców ze Zdravko Mamiciem i wszystkim, co w jakikolwiek sposób popiera jego politykę. Mamić – pierwszy po Bogu w Dinamie Zagrzeb, ale i szalenie wpływowa osoba nie tylko w chorwackim futbolu, ale i w tamtejszej polityce – prowadzi bowiem od dawna ostrą walkę zarówno z fanatykami Dinama z grupy Bad Blue Boys, jak i… całym światem. I mówiąc: „całym światem” mamy na myśli naprawdę cały świat, od dziennikarzy, przez ekspertów, po sądy (które według kibiców korumpuje). Nie chcemy się powtarzać, więc po prostu zachęcamy do zapoznania się z tą barwną postacią W TYM MIEJSCU, a także TUTAJTUTAJ.

W ostatnich miesiącach walki – bo chyba tak już trzeba określać sytuację w Zagrzebiu – przybrały na sile. Według kibiców Bad Blue Boys, grupa najemników wynajętych przez Mamicia (nie jest tajemnicą, że nieliczni dopingujący na meczach Dinama kibice to „chłopcy” Zdravka) zaatakowała i próbowała zamordować (!) dwóch sympatyków zespołu z bojkotującej mecze grupy. To dramatyczne wydarzenie spowodowało zawieszenie bojkotu i na kolejnym ligowym spotkaniu z Osijekiem, BBB zasiedli z powrotem na swojej północnej trybunie, przeganiając z niej „chłopców Mamicia”.

Oczywiście podczas spotkania nie zabrakło gorących pozdrowień dla „uwielbianego dobrodzieja”. Teoretycznie powrót wypalił – fanatycy dopięli swego i bez przeszkód powrócili na swoje miejsce na trybunach, w dodatku nie zmieniając ani o centymetr własnych poglądów. Problemy zaczęły się dopiero w momencie, gdy zapowiedzieli oficjalnie swój udział w kolejnym meczu, przeciw zespołowi z Salzburga. Reakcja klubu była natychmiastowa – 800 zakazów stadionowych dla kibiców z Bad Blue Boys, w teorii za „niecenzuralne przyśpiewki”.

Reklama

Naturalnie przerwa na reprezentację stała się wyśmienitą okazją, by cała ta grupa zamanifestowała raz jeszcze swój sprzeciw wobec takich działań, afirmowanych również przez Chorwacki Związek Piłki Nożnej (według kibiców – kukiełki Mamicia). Stąd też na trybunach zagościł przekreślony wizerunek Mamicia:

Oraz odpalone i wrzucone na murawę race.

Biorąc pod uwagę jaką determinację wykazują chorwaccy kibice w proteście przeciw Mamiciowi w Zagrzebiu, sądzimy, że kolejne mecze reprezentacji Chorwacji będą przebiegać w podobnej atmosferze…

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...