Reklama

Bierzcie kilometrówki, wypisujcie delegacje do Francji. My tam naprawdę pojedziemy!

redakcja

Autor:redakcja

14 listopada 2014, 21:19 • 3 min czytania 0 komentarzy

No i mamy to! Dziesięć punktów po czterech jesiennych meczach i pierwsze miejsce w tabeli. Wszystko wskazuje na to, że w 2016 roku drogę do Francji pokona nie tylko kolumnada poselskich aut, z Adamem Hofmanem i Tadeuszem Iwińskim na czele, ale wyruszą w tę trasę także tysiące samochodów przystrojonych biało-czerwonymi flagami. Eliminacje da się jeszcze spieprzyć, ale na dziś zdecydowanie bardziej prawdopodobny wydaje się wariant, iż Polska przejdzie przez nie suchą stopą.

Bierzcie kilometrówki, wypisujcie delegacje do Francji. My tam naprawdę pojedziemy!

Z Gibraltarem – obowiązek. Z Niemcami – sensacja. Ze Szkocją – lekki niedosyt. W zasadzie to mecz w Tbilisi miał nam pokazać, w jakim my tak naprawdę jesteśmy miejscu i czy umiemy w końcu stawiać kropkę nad i. Mecze wyjazdowe były zmorą biało-czerwonych już od drugiej kadencji Leo Beenhakkera. Od tamtej pory ilekroć gdzieś jechaliśmy – no, chyba że do amatorów – to zawsze zbieraliśmy w czapkę lub w porywach remisowaliśmy. Niekończące się pasmo upokorzeń, klęsk i meczów do zapomnienia. Ale kadra prowadzona przez Adama Nawałkę naprawdę przełamuje bariery. Najpierw ten historyczny triumf z Niemcami, a teraz ograna 4:0 Gruzja. 4:0!

W Gruzji miało nie być łatwo i w wielu momentach pierwszej połowy nie było. Zdarzało się, że piłka spadała pod nogi przeciwników, ci oddawali błyskawiczne strzały, ale tyleż mocne, co niecelne. Kiedy jednak udało się nam trafić po raz pierwszy, mecz został „wzięty”. Tę pierwszą, najważniejszą bramkę zdobył Kamil Glik, który przeżywa swoje najpiękniejsze chwile w kadrze. Dopiero co zaliczył spektakularny, zdumiewający mecz z Niemcami, a teraz jeszcze strzelił niezwykle ważnego gola. Także on powalczył o bramkę na 2:0, zdobytą przez Grzegorza Krychowiaka. I wtedy wiedzieliśmy – są trzy punkty. Trzeba w tym momencie zaznaczyć, że kiedy Polska (Polska, a nie kadra PZPN – grali sami Polacy!) gra w takim zestawieniu, to przy stałych fragmentach jest zabójczo niebezpieczna. Glik, Szukała, Jędrzejczyk, Krychowiak, Lewandowski – pięciu zawodników o bardzo dobrych warunkach fizycznych, silnych, z dobrym wyskokiem i timingiem. Chyba wcale nie ma w Europie zbyt wielu drużyn o takich możliwościach walki powietrznej w szesnastce.

Od 2:0 było już miło i przyjemnie. Polacy wiedzieli, że wygrali, Gruzini – że przegrali, Kecbaja poszedł się pakować, a Sebastian Mila postanowił znowu zaznaczyć, kto tak naprawdę rządzi. Jego strzał był cudowny, nie powstydziliby się go najlepsi piłkarze świata. Ale Mila po prostu to potrafi – ma tak ułożoną nogę, że nieatakowany z tego sektora trafia w pięciu sytuacjach na dziesięć. I wydaje nam się, że to naprawdę dla niego fantastyczna nagroda, iż… tego gola mógł na własne oczy zobaczyć Michał Globisz. To przecież Mila zaangażował się w pomoc byłemu trenerowi i to w dużej mierze dzięki Mili PZPN sfinansował operację oczu tego szkoleniowca. Globisz niedawno na naszych łamach (TUTAJ) opowiadał, że wreszcie może obejrzeć spotkanie w telewizji. Dzisiaj na pewno oglądał i na pewno ten gol sprawił mu niebywałą radość.

Naprawdę, to jest świetna historia: o Mili, który wraca na szczyt i o Globiszu, który wraca do zdrowia. A losy obu tak pięknie się splątują.

Reklama

Mila podbiegł, przymierzył, później mógł zaprezentować typową cieszynkę polskich piłkarzy: rzadkie połączenie okrzyku „kurwaaaaa” wraz z serduszkiem ułożonym z palców. Czwarty gol to już efekt niebywałej ambicji Roberta Lewandowskiego, który przecież przy takim wyniku miał pełne prawo odpuścić niby straconą już piłkę, a on zamiast odpuścić – ruszył sprintem, oddał zblokowany strzał, a wszystko wykończył jesienny killer, Arkadiusz Milik.

10 punktów. A gdyby w Warszawie Kamil Grosicki strzelił tak troszeczkę, ciupeńkę w prawo, to byłoby 12. Ale nie bądźmy zachłanni. Na ten moment zatrudnienie Nawałki wygląda na strzał w 10.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...