Nawałka kosztem gry Lewandowskiego z Milikiem poświęca pozycję typowej „dziesiątki”. Zresztą wielkiego wyboru na tej pozycji nie mamy, bo Starzyński nie podniósł się z ławki, Wolski nawet nie jest powoływany, Klich, Zieliński to samo. Ale może właśnie tak trzeba grać – stawiając na porządek w środku pola. Piękne przegrane już się wszystkim znudziły. Miejmy już te brzydkie zwycięstwa, bez wielkiej płynności i jakości w grze, a wszyscy będą szczęśliwi – mówi Kamil Kosowski, z którym porozmawialiśmy dziś o dwóch ostatnich meczach kadry. Zapraszamy.
Będziemy chwalić czy trochę narzekać też?
– Na razie trzeba bić brawo i dziękować piłkarzom za dwa emocjonujące wieczory, bo naprawdę sporo lat już minęło od kiedy nasza reprezentacyjna piłka przeżywała coś podobnego. U nas w Polsce nawet jak jest dobrze to każdy się zastanawia, dlaczego jest źle, a to trochę nieładnie.
Punktowo jest dobrze, w grze jest się do czego przyczepić…
– Z tego co mówił Nawałka, po trzech meczach eliminacji zakładał zdobycie siedmiu punktów. Jak czytałem opinie tzw. ekspertów to większość twierdziła, że strzela sobie w kolano, a on ten wynik jednak osiągnął. Mam nadzieję, że niektórym zamknął tym usta. Prawda jest taka, że Polska nie była lepsza ani w meczu z Niemcami, ani ze Szkocją, za to po raz pierwszy od bardzo długiego czasu była zespołem, który walczy i pokazuje, że zaangażowaniem i sercem też można przenosić góry. Dla mnie, poza zdobytymi punktami, to największy pozytyw. Ze Szkocją wyciągnęliśmy remis, mieliśmy kolejne okazje, a wydaje mi się, że gdybyśmy podobny mecz mieli przed rokiem to byśmy go po prostu przegrali.
Zastrzyk energii po pięknej wygranej?
– Takie zwycięstwa, jak nasze z Niemcami, budują zespoły. Nic innego nie jest w stanie dać takiego pozytywnego kopniaka i motywacji, której nie da się wyzwolić tylko słowami. Gry nie ma sensu analizować, bo w każdym elemencie byliśmy słabsi, ale na koniec wynik był dla nas korzystny. Niektórzy mówili, że trzeba tych Niemców odpuścić, skupić się na punktach ze Szkocją… Ale ja akurat od początku byłem zdania, że trzeba grać na maksa, agresywnie i próbować to wygrać.
Przeciwko Szkotom bardzo słabo wychodziło nam prowadzenie gry, rozgrywanie piłki. Poza ostatnimi 30 minutami wyglądało, że nie bardzo potrafimy to robić.
– Gdyby przeanalizować wszystkie nasze ostatnie mecze to nie wiem czy w którymś – poza Gibraltarem – prowadziliśmy grę. Mamy drużynę, która od dawien dawna próbuje grać z kontrataku. Brakuje lidera środka pola. Przynajmniej w rozgrywaniu do przodu, bo jeśli chodzi o defensywę, pozycja Krychowiaka jest niepodważalna i jak dla mnie – radzi sobie świetnie. Krzysiek Mączyński to raczej nie jest idealny kandydat, chociaż strzelił super bramkę – jak chciał, tak uderzył i tym się obronił.
Sebastian Mila?
– Zrobił dwie super akcje. Przy drugiej chyba wszystkim – nie tylko w Polsce, ale i za granica szczęki opadły. Wypada żałować, że Grosicki jej nie skończył, bo popsuł mu akcję życia na poziomie reprezentacji.
To jak ten środek, twoim zdaniem, powinien wyglądać?
– Jeżeli Adam Nawałka chce grać dwójką defensywnych pomocników, a widać, że ku temu się skłania, to nie ma mowy, żeby trzeci, bardziej ofensywny, grał przed nim. Mamy dwóch zbyt dobrych napastników, musimy grać w ustawieniu 1-4-4-2.
Ze Szkocją najlepiej wyglądaliśmy po zmianie Soboty na Milę, kiedy na bok zaczął schodzić Milik.
– Tak czy inaczej, Nawałka kosztem gry Lewandowskiego z Milikiem poświęca pozycję typowej „dziesiątki”. Zresztą wielkiego wyboru na tej pozycji nie mamy, bo Starzyński nie podniósł się z ławki, Wolski nawet nie jest powoływany, Klich, Zieliński to samo. Ale może właśnie tak trzeba – postawić na porządek w środku pola. Piękne przegrane już się wszystkim znudziły. Miejmy już te brzydkie zwycięstwa, bez wielkiej płynności i jakości w grze, a wszyscy będą szczęśliwi.
Może właśnie o to tu chodzi: żeby mieć świadomość swoich słabych i silnych stron. Nie liczyć, że będziemy pięknie grać w piłkę, wymieniać płynne podania w ataku pozycyjnych, tylko nastawić się na to, co umiemy, co jest dla nas łatwiejsze i może przynosić efekty.
– Właśnie o to mi chodzi. A jeśli ktoś ciągle narzeka to trudno. Nie zmienimy mentalności ludzi, którzy są oderwani od rzeczywistości albo grali w piłkę sto lat temu. Póki co nie ma sensu szukać dziury w całym, bo jesteśmy na dobrej drodze. Chociaż droga jest długa, kręta i z wieloma pułapkami.
A personalnie ktoś cię wyraźnie rozczarował w tych dwóch meczach?
– Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to że kiedy tracimy bramki, często zamieszany w to jest Łukasz Piszczek. Ze Szkocją raz nie upilnował skrzydłowego, raz zdrzemnął się przy stałym fragmencie. Z drugiej strony: asysta z Niemcami – klasa światowa. Łukasz daje bardzo dużo w ofensywie i to jest też rola trenera, żeby go odpowiednio odciążyć. Czysto teoretycznie to on byłby idealnym obrońcą do gry piątką z tyłu. Wtedy miałby trzech innych zawodników do asekuracji ze środka.
A skrzydła?
– Też dały trochę za mało, szczególnie z Niemcami, bo w drugim meczu Grosicki grał bardzo przyzwoicie. Ale nie chcę się czepiać… Cieszy mnie, że wreszcie mamy dwóch środkowych obrońców i Krychowiaka, bardzo dobrego w grze defensywnej. To newralgiczne punkty zespołu.
Masz przekonanie do Szukały?
– Bardzo solidny, dobry w powietrzu…
Z piłką przy nodze już słabszy. To samo zresztą tyczy się Krychowiaka.
– Teraz, jak skończyłem karierę i zacząłem analizować tę piłkę z trochę innej perspektywy, jeszcze bardziej dostrzegam, jaką rolę na boisku odgrywają defensywni piłkarze, ile muszą się napracować, żeby można było komfortowo pograć do przodu. Bo przecież, żeby tam, z przodu, móc sobie pozwolić na stratę, najpierw trzeba mieć zabezpieczone tyły. Z Niemcami, mimo że stwarzali sobie masę okazji, zagraliśmy na zero. Ze Szkocja dwa gole straciliśmy, ale już ustaliliśmy, że były to indywidualne pomyłki. Prawdę mówiąc, nie widzę lepszych kandydatów, którzy Glika czy Szukałę mogliby teraz zastąpić. Dlatego nie szukałbym dziury w całym, tylko patrzył na całokształt i wynik.
W mediach zapanowała sielanka. Remis ze Szkocją też został przyjęty z wielkim spokojem. Wygląda na to, że kadra pierwszy raz od dawna ma chwilę oddechu.
– Tylko, że krótka to chwila, bo za moment wyjazd do Gruzji i tam może być różnie. Ale fakt, przynajmniej do tego spotkania w kadrze będą mieć komfort, jakiego do tej pory nie było. Przed meczem wszyscy będą pozytywnie nastawieni, kibice nie będą śpiewać „nic się nie stało”, media też wszystko przedstawią w innym świetle niż dotąd. Zostaje tylko presja wyniku. Ta, która towarzyszyła reprezentacji przez ostatnie miesiące i lata, po prostu nagle zniknęła.
Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA