– Reprezentacja Polski, która uparcie na boisku rozczarowuje, wciąż ma potężny potencjał marketingowy. Zmieniają się cele, piłkarze i selekcjonerzy, a wszyscy wciąż wspaniałomyślnie zakładają, że od teraz będzie już tylko lepiej. Tak było zawsze, bo fani biało-czerwonych kredytem zaufania obdarzali bezwarunkowo każdą ekipę, ale po mistrzostwach Europy w 2012 można już mówić wręcz o modzie na oglądanie spotkań kadry z trybun. To, co niespecjalnie zadziałało przy piłce klubowej, świetnie się sprawdza w futbolu na poziomie reprezentacyjnym. Nowe stadiony są wystarczającym magnesem, by przyjść na trybuny i w komfortowych warunkach obejrzeć występ biało-czerwonych – piszą dziś Fakt oraz Przegląd Sportowy, nawiązując do meczów z Niemcami i Szkocją, które zapełnią trybuny Stadionu Narodowego. Zapraszamy na wtorkowy przegląd najciekawszych artykułów prasowych.
FAKT
Kibice wciąż kochają reprezentację – stwierdza dziś Fakt na pierwszej stronie z piłkarskimi materiałami. Na mecze z Niemcami i Szkocją już od dawna nie ma biletów. Łącznie obejrzy je ponad 100 tys. ludzi.
Efekt EURO 2012 wciąż działa. Przynajmniej jeśli chodzi o liczbę kibiców oglądających mecze reprezentacji Polski. Po mistrzostwach Europy każde spotkanie rozgrywane w Polsce ogląda z trybun średnio 37,3 tys. kibiców! Kadra Waldemara Fornalika ma trochę lepszy wynik (37,7 tys.) od kadry Adama Nawałki (36,6 tys.), ale zmieni się to już po dwóch najbliższych spotkaniach. – Biletów na dwa najbliższe spotkania już nie ma. Kibice są mocno przywiązani do reprezentacji i wierzą w dobre wyniki. Teraz wszystko zależy już od piłkarzy. Wszyscy mamy nadzieję, że odpłacą dobrą grą – mówi Janusz Basałaj.
Więcej zacytujemy z Przeglądu. W ramkach drobiazgi:
– Mila: Niemcom nic nie należy się z automatu
– Sobota: Musimy uważać na Szkotów
– Zmiany w zarządzie Lechii Gdańsk.
Kamil Grosicki mówi: Jestem kozakiem, nie pękam przed Niemcami.
Kamil Grosicki (26 l.) jako jeden z pierwszych pojawił się w Warszawie na zgrupowaniu reprezentacji przed meczami eliminacyjnymi Euro 2016 z Niemcami i Szkocją. „Grosik” jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem przygotowań do walki o punkty kręcił z telewizją Canal Plus odcinek znanego programu emitowanego w Lidze+Extra „Turbo Kozak”. – Mam nadzieję, że kozakiem to zostanę po meczu z mistrzami świata (…) już 26 lat i chcę wreszcie odcisnąć piętno na grze drużyny narodowej. Od „Błaszcza” dostałem kilka pożytecznych rad. Przede wszystkim muszę być bardziej nieprzewidywalny, a nie tylko wiatr we włosy, gaz do przodu i kiwka. Kuba zawsze powtarza: rozegraj z kolegą, staraj się przetrzymać piłkę, innym razem idź w akcję jeden na jeden. Wtedy możesz zaskoczyć przeciwnika – tłumaczy Grosicki. „Grosik” debiutował w kadrze ponad sześć lat temu, ale nigdy nie grał w niej pierwszych skrzypiec. Na 24 rozegrane mecze w koszulce z orłem na piersi tylko połowę zaczynał…
Wielki kryzys Podolskiego?
Trzy razy grał już przeciwko reprezentacji Polski, ale teraz może mieć spore problemy, żeby powiększyć ten dorobek. Lukas Podolski został co prawda powołany na sobotni mecz przeciwko biało-czerwonym na Stadionie Narodowym w Warszawie, ale jeśli pojawi się już na boisku, to jedynie w roli zmiennika. Dla urodzonego w Gliwicach piłkarza obecny sezon zaczął się fatalnie. Jeszcze dobrze nie zamknęło się letnie okno transferowe, a Poldi już mówi o zmianie klubu. Przegrywa rywalizację o miejsce w wyjściowym składzie w klubie, przegrywa i w kadrze, gdzie Joachim Löw stawia teraz na Andre Schürrlego.
Zajrzyjmy jeszcze na trzecią stronę, gdzie bije w oczy duży tytuł: Obrona Legii to wielka dziura.
Legia w ostatnich czterech meczach ligowych straciła aż osiem bramek. Od początku sezonu Duszan Kuciak skapitulował już 13 razy. Ostatni raz tak dużo goli Legia straciła na tym etapie rozgrywek cztery lata temu. Co się stało, że gra tak słabo w defensywie? Przede wszystkim w dużo słabszej formie jest Kuciak. Przez trzy wcześniejsze sezony nie popełnił tylu błędów, co w tej rundzie. W Gliwicach (1:3) przy jednej z bramek zawalił, przy innych mógł zachować się lepiej. – Kuciak od pewnego czasu nie prezentuje się dobrze. Podejmuje błędne decyzje, odbija piłki nie tam, gdzie trzeba. Moim zdaniem to ewidentny problem psychiczny – analizuje były obrońca Legii Tomasz Łapiński (45 l.). Sugeruje, by zastąpić go Konradem Jałochą (23 l.), który jeszcze nie wpuścił gola, a wystąpił już w czterech meczach ligowych.
Maciej Skorża przekonuje natomiast, że w Lechu wreszcie pojawiła się chemia.
GAZETA WYBORCZA
Dla Wyborczej pisze dziś z Madrytu niejaki David Ruiz. O Grzegorzu Krychowiaku jako polskim Makelele. Asystent trenera Unaia Emery’ego twierdzi, że są ulepieni z tej samej gliny.
“Sam, uważaj, podaj, szybciej” – kiedy trener Sevilli Unai Emery i jego asystent Pablo Villanueva usłyszeli te słowa wypowiadane poprawnie po hiszpańsku, uśmiechnęli się tylko do siebie. Wiedzieli, że mało znany Polak o piekielnie trudnym do wymówienia nazwisku – Grzegorz Krychowiak – nie przybył do Andaluzji, żeby przepraszać, że żyje. Obaj znali jego wartość od dawna. Emery umieścił nazwisko Krychowiaka na szczycie listy życzeń transferowych, którą przekazał latem dyrektorowi sportowemu Monchiemu. Nie wahali się wydać na Polaka ponad 5 mln euro, co znaczy, że ich przekonanie i determinacja były wysokie. Chcieli gracza, który byłby urodzonym liderem, przywódcą prowadzącym zespół na wojnę, a nie kimś, kto w trudnych chwilach chowa się za plecy kolegów. Nie minęły dwa miesiące i dziś już prawie cała Hiszpania wie, iż po raz kolejny trafili w dziesiątkę. – Krychowiak ma gen wojownika, z tym człowiek się rodzi. Mówi po francusku, angielsku, ale jestem pewien, że za trzy miesiące będzie wypowiadał się płynnie po hiszpańsku. To gracz wyjątkowo inteligentny na boisku i poza nim – przekonywał mnie Villanueva w długiej rozmowie poświęconej Polakowi. Spektakularny triumf w Lidze Europy w minionym sezonie nie uchronił Sevilli od rozpadu drugiej linii. Sukces andaluzyjskiego klubu bywa impulsem dla najbogatszych, by sięgnąć po piłkarzy z Ramon Sanchez Pizjuan. Tego lata Barcelona zapłaciła 20 mln euro za Chorwata Ivana Rakitica, długo wydawało się, że trener Emery straci także Kameruńczyka Stephane’a Mbię wypożyczonego z Queens Park Rangers. Rewolucje spotykają Sevillę co sezon. Zespół należy co prawda do hiszpańskiej klasy średniej, ale żyje z kupowania mało lub średnio znanych piłkarzy i kreowania ich na gwiazdy warte dużych kwot. Tak było m.in. z Danim Alvesem (dziś Barcelona), Sergio Ramosem (Real Madryt), a także z całą grupą graczy od Scotta, Biri Biriego, Pintinho, Buyo, Sukera, Zamorano, Simeone, Julio Baptisty po Kanouté.
Zaglądamy też do Gazety stołecznej, a tam rozmówka z Dusanem Kuciakiem. – Wpuszczam sporo przypadkowych goli. Nigdy wcześniej tak często mi się to nie zdarzało – mówi bramkarz Legii.
Skąd bierze się ta twoja obniżka formy?
– Nie wiem, czy można nazwać to obniżką, bo choć jest słabo, to aż tak bardzo źle nie jest. Dobre mecze przeplatam słabymi. Gdybym był bez formy, to w każdym spotkaniu grałbym źle. A tak nie jest.
Jak to jest możliwe, że w meczu z Trabzonsporem jesteś najlepszy na boisku – chwalą cię kibice, polscy i tureccy dziennikarze. Mijają trzy dni i bronisz słabo, a nawet bardzo słabo.
– Najbardziej wkurzam się na to, że wpuszczam sporo przypadkowych goli. Nigdy wcześniej tak często mi się to nie zdarzało. Nie uważam jednak, abym w Turcji bronił jakoś nadzwyczajnie. Miałem bardzo dobre dwie interwencje, może trzy. Poza nimi nic szczególnego nie pokazałem. W dowiezieniu tego 1:0 do końca bardziej pomogło nam szczęście niż ja sam.
Pierwszy, drugi, trzeci – przy którym z goli Piasta zawiniłeś najbardziej?
– Słyszałem już głosy, że przy pierwszej bramce powinienem zachować się lepiej. Nie chcę się tłumaczyć, ale nie wiem, co mogłem zrobić więcej. Na pewno ten gol obciąża moje konto, ale powiedzmy sobie szczerze, to był totalnie zepsuty mecz przez nas wszystkich. Najbardziej boli mnie ten drugi wpuszczony gol, kiedy próbowałem podawać do Inakiego Astiza, a piłka podskoczyła mi na trawie. Jeszcze nigdy w życiu nie wpuściłem takiej bramki.
SPORT
Chorzowska okładka Sportu.
Na początku rozmówka z Kamilem Grosickim, ale „Grosika” szerzej będziemy cytować akurat z Przeglądu Sportowego. Operacja Niemcy została już jednak rozpoczęta.
W poniedziałek zameldowali się na miejscu zbiórki Thiago Cionek i Kamil Grosicki. Ten drugi przyleciał do Polski już w niedzielę, ale załatwiał prywatne sprawy. Podobnie jak Artur Jędrzejczyk, który Rosję opuścił w piątek, ale przed wyjazdem o Warszawy odwiedził rodzinne strony (…) W pierwszym treningu wzięło udział 14 z 24 piłkarzy. Do hotelu nie dotarli jeszcze Wojciech Szczęsny, Łukasz Piszczek i Łukasz Teodorczyk. Ten ostatni miał przylecieć do Warszawy jako ostatni (…) Mecz obejrzy oczywiście komplet publiczności. Podobnie będzie we wtorek, kiedy zagramy ze Szkocją. W sumie ponad sto tysięcy ludzi siądzie na trybunach w te dwa wieczory. W sumie nuda.
W Gliwicach szybka poprawa nastrojów.
Fortuna kołem się toczy – mówi przysłowie. Tak też jest z Piastem. Zespół po fatalnym starcie w lidze, odrodził się i wygrał trzy mecze z rzędu, lecz ostatnio przechodził kolejne trudne chwile. Zamieszanie wokół klubu zaczęło się przed meczem z Koroną. Zawieszenie Armando Nievesa i Amine trochę popsuło humory w zespole. Niespodziewana porażka w słabym stylu jeszcze je pogorszyła, a odsunięcie od pracy z drużyną asystenta Pereza Garcii, wskazywało, że nie dzieje się najlepiej. Antidotum na pogorszenie atmosfery przyszło szybko, a było nim zwycięstwo nad Legią Warszawa. Piast do bólu wykorzystał niedzielną słabość zespołu ze stolicy Polski. Po końcowym gwizdku nastroje w szatni były iście szampańskie. Piłkarze i trenerzy przybijali sobie “piątki” i poklepywali się po plecach. Sami byliśmy świadkami, gdy dyrektor generalny Zdzisław Kręcina gratulował sukcesu… żonie trenera Angela. Hurraoptymistyczne reakcje nie mogą jednak dziwić, gdyż wygrana nad Legią to zawsze spory sukces, a Piastowi ta sztuka udała się po raz pierwszy w swej historii! Szkoleniowiec gliwiczan po wygranym spotkaniu nawiązał jednak do wydarzeń z poprzedniego tygodnia – Myślę, że nikt się po nas nie spodziewał, że pokonamy mistrza Polski. Trenowaliśmy ciężko i pokazaliśmy to na boisku. Chciałbym mocno podziękować za pracę mojemu asystentowi – Aloisio.
W ramkach:
– Lech może zagrać kolejny mecz przy pustych trybunach
– Legia nie wytrzymała tempa w czasie maratonu
– Pracowity weekend czeka Podbeskidzie.
Natomiast Robert Warzycha opuszcza na chwilę Zabrze, by zacząć kurs trenerski.
Dyrektor sportowy zabrzańskiego klubu przebywa na kursie trenerskim UEFA A w Białej Podlaskiej. Jego ukończenie pozwoli Warzysze rozpocząć zajęcia na kursie UEFA PRO, niezbędne do zdobycia licencji na prowadzenie zespołu ekstraklasy. Przypomnijmy, że Warzycha zaocznie zdobywa średnie wykształcenie w jednej z łódzkich szkół. Wtorek rozpocznie się od analizy wideo meczu w Chorzowie. Zwycięzców się nie sądzi, ale na pewno zostanie zwrócona uwaga na kolejny słaby początek w wykonaniu zabrzan. Podobnie było w kilku kolejnych meczach. Śląsk, Piast, Lechia, teraz Ruch… W każdym z nich Górnik potrzebował czasu, by zacząć grać na dobrym poziomie…
Na koniec można poczytać też o pierwszej lidze: o GKS-ie Katowice, który sam pakuje się w tarapaty. Albo Miedzi Legnica, z której zwolniono właśnie trenera Wojciecha Stawowego.
SUPER EXPRESS
Ostatnia strona: “Lewy zdążył w ostatniej chwili”. Główny punkt zaczepienia to zdjęcie, jak Lewandowski przyjeżdża na zgrupowanie kadry, ponoć trzy minuty przed godziną zbiórki.
Lider kadry na zbiórkę podjechał w towarzystwie żony Anny terenowym mercedesem. Elegancki i wyluzowany “Lewy” czule pożegnał się z ukochaną i szybko zaszył się w pokoju. As Bayernu zameldował się w hotelu jako jeden z ostatnich. Od rana wszędzie było natomiast pełno Kamila Grosickiego (26 l.). – Wiadomo, Niemcy to mistrzowie świata, ale nie ma się co ich bać. Każdy piłkarz marzy, by zagrać w takim meczu. Oni muszą, my możemy. Do odważnych świat należy – uśmiechał się skrzydłowy, który zdobył dwa gole w pierwszym starciu eliminacji Euro 2016 przeciwko Gibraltarowi. W oczekiwaniu na zawodników, po hotelowym holu przechadzał się selekcjoner Adam Nawałka (56 l.). – Będzie dobrze, musi być dobrze! – odpowiedział na życzenia reporterów “SE”. – Wiem, że czeka mnie ciężka walka o miejsce na prawej obronie z Łukaszem Piszczkiem, ale wierzę, że przydam się drużynie. Nie boję się walki. W każdym meczu ligi rosyjskiej trzeszczą kości, nauczyłem się nie odpuszczać …
Najobszerniejszy materiał w dzisiejszym wydaniu to wywiad z Sebastianem Milą. Sebek zapewnia, że to będzie sezon Śląska Wrocław. Jest kilka wątków, można przeczytać.
Figura jak u modelki, a przecież niedawno miałeś 10 kilo nadwagi. Jak to możliwe, że doświadczony piłkarz tak się zapuścił i co się stało, że szybko odzyskałeś sylwetkę?
– Zaczęło się od kontuzji
Nie mogłem trenować, a to powoduje niebezpieczeństwo złapania kilogramów. Myślałem, że będzie tak jak kiedyś: nawet jak w godzinę przytyję “sto kilo”, to w następne pół godziny je zrzucę. Niestety, człowiek coraz starszy, więc organizm już tak szybko sobie nie radzi. To nie tak, że się obżerałem. Nie pilnowałem po prostu godzin posiłków i kalorii. Lubię makaron, więc mogłem go jeść na śniadanie, obiad i kolację. A tak być nie powinno. Teraz śniadanie to płatki i jogurt zero procent. Nie jest to smaczne, ale z owocami da się zjeść (śmiech). Odstawiłem słodycze, alkoholu nie piję. Dzięki współpracy z dietetyczką Śląska i poświęceniu mojej żony w kuchni doszedłem do siebie. Wcześniej w żartach koledzy porównywali mnie do Pavla Horvatha z Viktorii Pilzno. Dobry gracz, ale wygląda, jakby ważył 200 kg. Na szczęście już go nie przypominam (śmiech).
Między innymi dzięki tobie Śląsk znów jest w czołówce. A co to będzie jak wróci Marco Paixao.
– Mój pobyt w Śląsku to sinusoida. Raz dobrze, raz źle. Wychodzi na to, że ten sezon będzie dobry, bo poprzedni był zły. A Paixao? Lubię Marco, jego gole dały nam wiele punktów, a mnie
wygraną w zakładzie. W poprzednim sezonie założyłem się z dziennikarzem Polsatu, Bożydarem Iwanowem. Stawiałem, że Marco strzeli co najmniej 8 goli. Bożydar dzwonił w trakcie sezonu i przypominał, że chodzi tylko o ligowe trafienia, ale i tak już po trzech miesiącach zakład był rozstrzygnięty. Stawką było to, że Bożydar weźmie udział w naszym treningu w koszulce Śląska. Jeszcze do tego nie doszło, ale mam nadzieję, że w końcu się doczekamy.
Kilka rzeczy jeszcze w ramkach:
– Kocian stracił robotę w Ruchu
– Nawałka aktywny na treningu kadry
– To nie Wilczek, to już Wilk!
To pierwszy hat trick na poziomie Ekstraklasy w karierze pomocnika śląskiego klubu. Wywróżyła go żona. – Przed wyjściem z domu na mecz z Legią małżonka rzuciła żartem: Kamil, strzel coś w końcu, ale nie tak, jak na Koronie. Po chwili dodała ze śmiechem: strzel dwa, a najlepiej to od razu trzy gole. Miała wyczucie. Z tego spotkania zostały mi dwie pamiątki: koszulka i piłka, o którą upomniałem się u naszego kierownika – zdradza. Wilczek liczy, że Piast w tym sezonie awansuje do grupy mistrzowskiej. – Pokonanie Legii ma wartość, bo to w końcu mistrz Polski, ograny w Europie – mówi. – Wierzę, że po tej wygranej zmieni się opinia o naszej drużynie, bo po słabym starcie nie mówiło się o nas najlepiej. Chcemy znaleźć się w pierwszej ósemce i jesteśmy blisko, aby ten cel osiągnąć – uważa.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Grosicki na okładce PS.
A także na drugiej i trzeciej stronie.
Grosik debiutował w reprezentacji ponad sześć lat temu, ale nigdy nie grał w niej pierwszych skrzypiec. Na 24 rozegrane mecze tylko połowę rozpoczynał w podstawowym składzie (sześć w spotkaniach o punkty, sześć w meczach towarzyskich). Do tej pory można go było zapamiętać z dobrego występu w meczu el. MŚ 2014 z Anglią (1:1) na Stadionie Narodowym. Właściwie nigdy specjalnie się nie wyróżniał. Aż do wrześniowego starcia z Gibraltarem, w którym zdobył dwie bramki. Obok Roberta Lewandowskiego był najlepszy na boisku. Nic dziwnego, że selekcjoner Adam Nawałka dba o relacje z Grosikiem. – Chyba w tym przypadku nie jestem wyjątkowy, bo trener ma taki styl, że lubi mieć kontakt z zawodnikami. Fajnie, że interesuje go, w jakiej jestem formie sportowej i zdrowotnej. Kiedy borykałem się z kontuzją pleców, selekcjoner pytał, czy dam radę wyleczyć się do meczu z Niemcami. Udało się, nic mi już nie dolega. Jestem w stu procentach gotowy na dwa najważniejsze spotkania tej jesieni – zapowiada Grosicki.
Moda na kadrę nie przemija – o tym pisze Antoni Bugajski.
Reprezentacja Polski, która uparcie na boisku rozczarowuje, wciąż ma potężny potencjał marketingowy. Zmieniają się cele, piłkarze i selekcjonerzy, a wszyscy wciąż wspaniałomyślnie zakładają, że od teraz będzie już tylko lepiej. Tak było zawsze, bo fani biało-czerwonych kredytem zaufania obdarzali bezwarunkowo każdą ekipę, ale po mistrzostwach Europy w 2012 można już mówić wręcz o modzie na oglądanie spotkań kadry z trybun. To, co niespecjalnie zadziałało przy piłce klubowej, świetnie się sprawdza w futbolu na poziomie reprezentacyjnym. Nowe stadiony są wystarczającym magnesem, by przyjść na trybuny i w komfortowych warunkach obejrzeć występ biało-czerwonych. Nawałka już w swoim selekcjonerskim debiucie mógł liczyć na wsparcie 40 tys. ludzi, mimo że chodziło tylko o rozgrywaną we Wrocławiu towarzyską potyczkę ze Słowacją. Polacy przegrali 0:2, a mimo to cztery dni później na meczu z Irlandią w Poznaniu (0:0) pojawiło się 31 tys. fanów. Po tych dwóch bezbarwnych spotkaniach kolejnym rozgrywanym w Polsce był sparing ze Szkocją. W marcu na Stadionie Narodowym pojawiło się 41 tys. ludzi. Z kolei w czerwcu w Gdańsku mieliśmy sprawdzian z zupełnie nieatrakcyjnym rywalem, czyli z Litwą, ale mimo to na mecz pofatygowało się aż 33 tys. kibiców. O takiej frekwencji na ligowym meczu nawet z najbardziej atrakcyjnym rywalem działacze tamtejszej Lechii mogą co najwyżej pomarzyć.
Podolski nie sprawdzi rodaków. Jeszcze niedawno był gwiazdą reprezentacji RFN. Teraz Lukas Podolski pewnie nawet nie zagra z Polską – cytowaliśmy kawałek z Faktu. Ale jeszcze fragment:
W Arsenalu w tym sezonie rozegrał raptem 143 minuty we wszystkich rozgrywkach. Taki wynik nie przystoi mistrzowi świata. Statystyka pokazuje, że z kolejki na kolejkę Premier League Poldi gra coraz mniej, a przecież jego najdłuższy występ trwał zaledwie 13 minut. Potem było już tylko gorzej. W tym czasie inny reprezentant Niemiec grający w Londynie – Andre Schürrle imponuje formą i przede wszystkim regularnymi występami. Niemiecki skrzydłowy jest w Chelsea jednym z ważniejszych zawodników i taką samą rolę ma powoli w drużynie narodowej. W trakcie mundialu w Brazylii Joachim Löw regularnie wprowadzał go w trakcie meczów, ale teraz już wystawiać będzie w podstawowej jedenastce. – Schürrle przez wiele lat będzie teraz rywalizował z Marco Reusem o miejsce na lewej stronie pomocy. Lukas Podolski będzie co najwyżej ich zmiennikiem – stwierdził Oliver Kahn po mundialu. W Niemczech pomocnik Chelsea ma u niemal wszystkich bardzo wysokie notowania. Przebojowy, dynamiczny, skuteczny – udowadnia to w niemal każdym meczu kadry.
Tomasz Hajto jest zdania, że Niemcy zaliczą wpadkę. Rozmowa nie powala.
– Niemcy lubią utrzymywać się przy piłce, mają świetnych zawodników ofensywnych, potrafią wygrywać sytuacje jeden na jednego, są nauczeni schematów. Nie lubią, kiedy im się przeszkadza rozgrywać piłkę. Dlatego może warto nie czekać na swojej połowie, tylko założyć wysoki pressing?
Nie porwiemy się z motyką na słońce?
– To może lepiej wyjść na boisko, położyć się i czekać na wyrok? Ja bym ryzykował. Nie wolno bać się porażki, bo co w sumie Polska ma do stracenia? Przegra? Tak się wszystkim przed meczem wydaje. Dobry wynik byłby na wagę złota. Niemcy i tak wyjdą z grupy. Ale gdzieś punkty stracą. Może u nas?
Jakie atuty ma nasza kadra?
– Adam Nawałka to mój kolega i wiem, że ma pomysł na zespół. Na razie nie bardzo wiem którym zawodnikom mam kibicować. Tylu ich sprawdził, że nie wiadomo, jak wygląda optymalna jedenastka, bo z Niemcami zagramy inaczej niż z Gibraltarem. Drużyna ma solidny kręgosłup: Wojciecha Szczęsnego w bramce, Łukasza Piszczka i Kamila Glika w obronie, Grzegorza Krychowiaka w pomocy i Roberta Lewandowskiego w ataku.
Na koniec trochę tematów ligowych. Andrzej Juskowiak odwołany z zarządu Lechii – to już wiadomo, więc idziemy dalej – poczytać o zaskakującej słabości w defensywie Legii.
Co się stało, że gra tak słabo w defensywie? Duży wpływ na tak dużą liczbę straconych bramek ma na pewno słabsza forma Kuciaka. Trzy wcześniejsze sezony nie popełnił tylu błędów, co w tej rundzie. W meczu z Piastem (1:3) przy jednej z bramek kompletnie zawalił, przy innych mógł zachować się lepiej. – Kuciak od pewnego czasu nie prezentuje się dobrze. Podejmuje błędne decyzje, odbija piłki nie tam, gdzie trzeba. Moim zdaniem to ewidentny problem psychiczny. Nawet w meczu w Trabzonie, za który był chwalony, wcale nie grał dobrze. Nie wychodził do piłek, widać było po nim dużą nerwowość – analizuje były obrońca Legii Tomasz Łapiński. Sugeruje, by zastąpić go Konradem Jałochą który jeszcze nie wpuścił gola, a wystąpił już w czterech meczach ligowych. – Może warto byłoby dać odpocząć Kuciakowi. Musi znów uwierzyć w swoje możliwości – przekonuje Łapiński. – Zawodnik z pola może odpocząć, ale bramkarz musi bronić – nie zgadza się z nim były pomocnik Legii Sylwester Czereszewski. – Ale nie podoba mi się jego zachowanie, to, że tak często krzyczy na obrońców – dodaje. Nie można jednak wszystkiego zwalać na Słowaka. – Legia traci sporo goli po indywidualnych błędach obrońców…
W ciągu tygodnia kibice zobaczyli dwie zupełnie inne twarze Kolejorza. W obu przypadkach zespół grał dobrze i skutecznie – o tym natomiast na sam koniec Maciej Henszel.
Kiedy Maciej Skorża przejmował na początku września wicemistrzów Polski, mówił, że teraz nie ma zbyt wiele czasu na zmiany i majstrowanie przy taktyce zespołu. Twierdził, że najwcześniej będzie to możliwe podczas zimowej przerwy w rozgrywkach. Wystarczył jednak nieco ponad miesiąc i już zdążył postawić własną pieczęć na zespole. Nieprzewidywalny – tak można określić Lecha Skorży. To słowo ciśnie się na usta, kiedy przeanalizuje się dwa ostatnie mecze. Należy dodać – dwa zupełnie różne mecze, w których lechici byli niczym kameleon, bo potrafili zmienić swoją taktykę właściwie o 180 stopni, dostosowując ją do klasy rywala. Przeciwko Legii Warszawa (2:2) tydzień temu na stadionie przy Łazienkowskiej widzieliśmy Lecha schowanego na własnej połowie, przyczajonego, który stosował żelazną konsekwencję w taktyce, opierającej się na wybiciu rywalowi jego atutów z ręki – udało się zneutralizować np. najgroźniejszych piłkarzy gospodarzy, czyli Miroslava Radovicia oraz Ondreja Dudę. A po przejęciu piłki goście wyprowadzali błyskawiczne kontrataki. Zupełnie inaczej Lech zagra w niedzielę przeciwko PGE GKS Bełchatów (5:0). Rzucił się od początku na przeciwnika, atakował pressingiem już na jego połowie, zdominował, stłamsił, zepchnął do rozpaczliwej defensywy i tworzył kolejne sytuacje, które dały pięć goli i efektowny triumf. Kibice byli zachwyceni, bo dawno nie widzieli Kolejorza tak efektownie walczącego.