Reklama

Podoliński podjął ryzykowną grę. Nokaut coraz bliżej

redakcja

Autor:redakcja

26 września 2014, 11:16 • 4 min czytania 0 komentarzy

Z zaciekawieniem przyglądamy się efektom pracy Roberta Podolińskiego w Cracovii. Znamy go z Dolcanu i byliśmy przekonani, że prędzej czy później upomni się o niego klub z Ekstraklasy. Tyle tylko, że ostatnimi czasy Bob Budowniczy coraz mniej przypomina nam tego zawsze uśmiechniętego, pewnego siebie i do bólu konsekwentnego stratega. Albo to jego misterny plan, albo trener trochę się pogubił.

Podoliński podjął ryzykowną grę. Nokaut coraz bliżej

Nie musimy dodawać, że jednak skłaniamy się ku wersji numer dwa. Do tej pory co wziął w swoje ręce, najpierw proponował własne rozwiązanie, dostawał na nie zgodę i dążył do celu. W podwarszawskich Ząbkach miał za zadanie utrzymywać pierwszą ligę, a o mały włos byłby awans. A było tak: wszystkie ręce na pokład, natomiast kto nie z nami, ten wypad za burtę. Progres zaliczała nie tylko drużyna, lecz przede wszystkim praktycznie każdy zawodnik.
– z Piątkowskiego, który w karierze więcej niż 10 goli w sezonie strzelił raz, w trzeciej lidze, wypromował do Ekstraklasy;
– z odrzuconego Piesia zrobił środkowego pomocnika, który dziś z powodzeniem grałby w Ekstraklasie, gdyby nie fakt, że kosztuje 400 tys. zł.;
– zahukany Leszczyński zdołał nawet zadebiutować u Nawałki, natomiast kiedy wyraźnie odbiła mu szajba i wpuszczał gole rodem z „Łapu-capu”, natychmiast wylądował na ławie.

Świadomość taktyczna. Kluczowy element. Dzięki niemu zespół złożony głównie z fajnych chłopaków, ale generalnie raczej siermiężnych piłkarsko, notował wyniki grubo ponad stan. Grając trójką w obronie, dysponowali jednym graczem więcej w środku pola, który pomagał stworzyć przewagę w dowolnym sektorze boiska. To z kolei sprawiało, że rywale czuli się jak ten koleżka z reklamy Sprite, co zamiast zedrzeć stanik z uroczej brunetki, woła ile sił: „Mamoooooooo!”.

Dlaczego więc skoro powinno być w Krakowie tak dobrze, to jest aż tak źle? Bo chyba zgodzicie się z nami, że jest wręcz tragicznie… Fatalni są w obronie, z przodu jako tako, gra piłką im służy – ktoś zauważy. Prawda, tyle że gdyby prezes Filipiak chciał u siebie kogoś, kto spowoduje, że drużyna będzie fajnie podawała, nie bacząc na resztę, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w dalszym ciągu szkoleniowcem byłby pan z wąsem, ten od tiki-taki.

Mieliśmy pełną świadomość, że Podolińskiemu w Cracovii nie będzie łatwo. Ba, że jeśli nie pomoże sobie sam, to nikt za niego tego nie zrobi. Ale, z ręką na sercu, my w grze Pasów ni cholery nie dostrzegamy tej pieczęci, choć jednocześnie wiemy, że pracuje tam stosunkowo krótko. Właśnie – krótko, jednakże zarazem wystarczająco długo, aby (s)tracić zaufanie właściciela-raptusa.
– myślał, że skoro z Klepczarek wystarczał na pierwszą ligę, to z Rymaniakiem powalczy w Ekstraklasie;
– myślał, że Cetnarski się obudzi. Nie on pierwszy, nie ostatni, co wytłumaczeniem nie jest;
– myślał, że jako taktyk z zamiłowania, z łatwością ogarnie chaotyczny bez piłki zespół;
– myślał, że konsekwentnie postawi na trójkę w tyłach, a tu nagle, w Pucharze Polski z Okocimskim, ku ogólnemu zaskoczeniu, że przechodzi na czterech. Jasne, jego ulubiony Juventus czasami też przechodzi, ale wyłącznie w pojedynczej akcji lub fragmencie meczu, podczas gdy tutaj ewidentnie tonący brzytwy się chwyta.

Reklama

Myślał indyk o niedzieli… Nie, nie dokończymy, ponieważ ciągle mamy nadzieję, że w przypadku Podolińskiego w końcu nastąpi przełom. Nie jakieś fartowne zwycięstwo z Łęczną, a nie pozostawiająca żadnych złudzeń poprawa organizacji gry po stracie piłki.

Na koniec, jedna luźna refleksja. Kojarzycie innego trenera, który idzie do studia Ligi + Extra, gdzie nie szczędzi razów swoim podopiecznym? Nie, że jakieś drobne szpilki, tylko konkretne zaoranie. To samo po ostatnim popisie z Piastem Gliwice, gdy przed kamerą serwisu <i>Terazpasy.pl</i> daje upust ogromnemu rozczarowaniu. Niby w kontekście przegranej część winy bierze również na siebie, lecz zastanawiające jest, że świadomie dzieli zespół na lepszych i gorszych. Na Pilkarza, który siłą rzeczy nie wybroni każdego meczu, oraz Covilo, który sam sobie nie wrzuci z autu i nie strzeli przewrotką – to ci „dobrzy”, a także na całą resztę – to, rzecz jasna, ci „źli”.

To tak, jakby w ciemnym zaułku ktoś podszedł i zaproponował:
– Dawaj telefon, bo zaraz ci wpierdolę tak, że się zakryjesz nogami.

A ty? A ty wymierzasz mu plaskacza, poprawiasz z drugiej strony i czekasz na reakcję. Albo niedoszły oprawca nabierze szacunku, grzecznie się ukłoni, obiecując poprawę, albo… trzeba będzie z tego zdania usunąć przymiotnik. Podoliński podjął ryzykowną grę, w której najbardziej prawdopodobny wydaje się nokaut. Jeżeli jednak z tego wyjdzie, stanie się prawdziwym liderem, przywódcą nieporadnych chłopców we mgle.

Najnowsze

1 liga

I liga: Show młodzieżowców Miedzi, Kotwica i GKS Tychy na razie tylko remisują

Przemysław Michalak
0
I liga: Show młodzieżowców Miedzi, Kotwica i GKS Tychy na razie tylko remisują

Komentarze

0 komentarzy

Loading...