Swego czasu łączyło ich wiele. Wiek, klub, boiskowa pozycja, kolor włosów, a nawet imiona zaczynające się na tę samą literę. Najważniejszą cechą wspólną był jednak niewątpliwie talent – wielu wróżyło im wspaniałą przyszłość. Daniel Łukasik i Dominik Furman prawie wszystko robili równocześnie. Ponad dwa lata temu z przytupem weszli do pierwszego składu Legii, a pół roku później w tym samym meczu zadebiutowali w reprezentacji Polski. Razem się wybili, po czym – też razem – zanotowali niekontrolowany zjazd po równi pochyłej.
Blondwłosi pomocnicy Legii robili prawdziwą furorę i sami zastanawialiśmy się, który z nich jest lepszy. Swego czasu w naszej ankiecie „Weszło z butami” pytaliśmy o to polskich ligowców, a najczęstszą odpowiedzią było: w ofensywie Furman, w defensywie Łukasik. Jednak to Daniel jako pierwszy osiągnął apogeum formy. W marcu 2013 roku znalazł się w wyjściowej jedenastce reprezentacji Polski na niezwykle ważny mecz z Ukrainą. Z kolei Dominik na swój najwyższy poziom wskoczył pół roku później. Ustabilizował formę w lidze, po czym odszedł do francuskiej Tuluzy za 2,7 miliona euro.
Kariery Łukasika i Furmana zaczęły hamować również w tym samym momencie, czyli na początku 2014 roku. Ten pierwszy, po zmianie szkoleniowca w Legii, trwale przyspawał się do ławki rezerwowych. Wiosną u Henninga Berga rozegrał ledwie 302 minuty, a na boisku był cieniem samego siebie. Po transferze do Lechii forma Łukasika – w co trudno uwierzyć – jeszcze się obniżyła. Potwierdzają to nasze cotygodniowe oceny, według których Daniel zalicza się do siedmiu najgorszych piłkarzy początku ligi. Średnia nota Łukasika za występy w całym 2014 roku wynosi 3,20. Jednym słowem – dramat.
Z innego rodzaju problemami mierzy się Furman, który zwyczajnie przegrał rywalizację o miejsce w składzie Tuluzy. Dominik przebywa na południu Francji już od ośmiu miesięcy, a w tym czasie uzbierał jedynie 156 ligowych minut. W nowym sezonie jeszcze nie pojawił się na boisku, więc jego zagraniczny dorobek wciąż sprowadza się do jednej żółtej kartki. Najbliższa przyszłość Furmana też nie rysuje się w zbyt ciekawych barwach, a wydłużające się siedzenie na ławie lub na trybunach raczej nie zwiększa jego szans. Najlepszą przestrogą dla Dominika powinien być przypadek Bartłomieja Pawłowskiego, po którym najlepiej widać, jaki wpływ na młodego zawodnika ma długi rozbrat z piłką.
Jakiś czas temu wydawało się, że rosną nam piłkarze, którzy w dłuższej perspektywie zabezpieczą środek pola pierwszej reprezentacji. Jednak po raz kolejny piłkarski los spłatał kibicom figla. Dziś Łukasika i Furmana po prostu nie ma, a selekcjoner – w poszukiwaniu defensywnego pomocnika – musi płaszczyć się przed nabzdyczonym Niemcem.