Reklama

Dźwigała już z ultimatum – albo Arka wygrywa, albo do widzenia

redakcja

Autor:redakcja

17 września 2014, 11:05 • 3 min czytania 0 komentarzy

Osiem kolejek, a więc prawie ćwiartkę sezonu. Tyle wytrzymali zarządzający klubami pierwszej ligi bez zwalniania szkoleniowca. To znaczy wprawdzie wymówienia nikt jeszcze nie otrzymał, ale kiedy słyszymy, że prezes Arki Gdynia oficjalnie przyznaje mediom o ultimatum, jakie postawił swojemu szkoleniowcowi, nie mamy żadnych wątpliwości: powoli warto szykować karton i walizkę. A inni trenerzy niech się nie śmieją, po prostu ktoś musi być pierwszy, taka już kolej rzeczy.

Dźwigała już z ultimatum – albo Arka wygrywa, albo do widzenia

Dlaczego piszemy o Dźwigale, w zasadzie przesądzając sprawę? Oddajmy głos szefowi gdynian, panu Pertkiewiczowi (wypowiedź dla trójmiasto.pl):
– Po pierwszym wtorkowym treningu poprosiłem trenera na rozmowę. Otrzymał ultimatum, które dotyczy najbliższego meczu. Ma wygrać mecz z Chojnicami – zapowiada prezes.

Niech nawet Arka wygra, aczkolwiek patrząc na dyspozycję jej zawodników – przede wszystkim na dziwnie zbilansowaną kadrę drużyny – jest mocno wątpliwe. Co wtedy? Kolejne ultimatum, że teraz trzy punkty w Płocku, a jeśli nie, to good bye, danke oraz bon voyage, przyjacielu? I tak dalej, do skutku? Przecież z góry wiadomo, że skoro pracodawca uzależnia przyszłość swojego pracownika od wyniku konkretnego spotkania, równie dobrze mógłby od razu powiedzieć: – Słuchaj, Darku, gdzieś mam twój warsztat. Fajny z ciebie chłop, ale jesteś w strefie spadkowej, więc odpuść już, cześć.

Trudno nam jednoznacznie ocenić, czy Dźwigała jest gościem, któremu warto dać czas, aż zbuduje coś swojego. Ciężko dać wiarę, że z zaplecza Ekstraklasy może zlecieć zespół, mający w składzie na przykład Ławę. Niby facet niedawno ze zmiennym szczęściem kopał poziom wyżej, lecz w tej chwili najbardziej fair byłoby powiedzieć o nim: sytuacja jak w Średniowieczu, nazwisko ściśle przypisane pełnionej funkcji. Gorzej, że pozostali doświadczeni w wyciągnięciu klubu z ligowych odmętów raczej też nie pomogą.

– notorycznie ogrywany Sobieraj wisi za kartki;
– Lechowi nie pomagają rozważania, czy powinien grać w pomocy, czy w ataku. Naszym zdaniem adekwatna do formy i zaangażowania pozycja numer 15. Tak zwany „pierwszy niewstający”;
– Abbott po słabym początku sezonu rozsypał się zdrowotnie;
– Łukasiewicz jako defensywny pomocnik radzi sobie średnio, a na środek obrony przy wysoko grającej linii defensywnej brakuje mu gazu i zwrotności.

Reklama

Piątka dziadków w optymistycznych założeniach miała gwarantować stabilizację. I rzeczywiście tak jest. Wypada jedynie z przekąsem skwitować: chujowo, ale chociaż stabilnie…

Gdyby z kolei przyjrzeć się kształtowi kadry drużyny, głównie odnosimy się do rotacji, w takim nasileniu typowej – jak widać – wyłącznie dla Trójmiasta, wówczas łatwiej o wnioski. Dacie wiarę, że z wyjściowej jedenastki z meczu kończącego poprzedni sezon, w porównaniu do składu z minionej soboty, NIE POKRYWA SIĘ ANI JEDNO NAZWISKO?!

Miszczuk – Cichocki, Juraszek, Jarzębowski, Dampc – Pruchnik, Rzuchowski – Sulewski, Kowalski, Radzewicz – Szubert.
Skowron – Glauber, Marcjanik, Sobieraj, Warcholak – Łukasiewicz, Nalepa – Jagiełło, Ława, Calderon – Lech.

Planują więc zwolnić szkoleniowca, który próbuje układać puzzle, jak mu się wydaje, po omacku. Mało tego, pewnie się wybronią – Dźwigała ani razu nie wygrał wyżej niż jedną bramką, wciąż tracą podobne, równie naiwne gole, brakuje powtarzalności udanych zagrań, przy czym odnotujmy, że wysoki pressing to akurat element, który wychodzi całkiem nieźle. Na domiar złego przyjęli lanie od Floty Świnoujście, czyli wesołej gromadki, która na godziny przed inauguracją rozgrywek nie wiedziała, czy w ogóle do nich przystąpi… Co ciekawe, po powrocie z wyspy Uznam sami zawodnicy zaproponowali, aby na następną kolejkę obniżyć ceny biletów o połowę, natomiast oni sami z własnej kieszeni wyrównają brakującą sumę.

Cóż, przegrają z Chojniczanką – po ptokach, Dźwigały nie ma. Nie przegrają? Co ma wisieć, nie utonie – piłkarze dostali jasny sygnał, że decyzyjni w trenera nie wierzą. Decyzja prezesa, byle tylko pomysł na najbliższe tygodnie nieco wyszedł poza ramy „wstrząsu” oraz „efektu nowej miotły”…

Fot.FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...