Dziś Ruch gra z Metalistem – gra, o ile nie przydarzą się jakieś kontuzje, w takim samym składzie, jak tydzień temu w Gliwicach i niedzielnym spotkaniu ligowym, i… niemalże każdym innym. Trener Jan Kocian może opowiadać, że dzisiejszym mecz jest najważniejszym we współczesnej historii klubu, ale obudzony w środku nocy zapewne wykrzyczy: „niczego nie zmieniam!”. Czyli Malina i Stawar w obronie, Babiarz, Surma i Kowalski w pomocy, Kuświk w ataku…
Wczoraj przeczytaliśmy w Przeglądzie Sportowym ciekawą statystykę: Henning Berg skorzystał w tym sezonie już z 31 piłkarzy, Kocian – z 19. Ta „dziewiętnastka”, jeśli my dobrze wyliczyliśmy, to zdecydowanie jeden z najniższych wyników w Polsce. Odstaje tak naprawdę tylko Smuda ze swoją „czternastką”, a tych 18-19 chłopa to dotychczasowe minimum.
Sęk jednak w tym, że Ruch gra jeszcze w Europie, cała reszta – nie. Cała ta reszta, taka Pogoń chociażby, od 18. lipca miała na rozkładzie sześć spotkań, a chorzowianie mają dziś dwunaste! I teraz najciekawsze: Wojciech Golla spędził na boisku maksymalną liczbę minut, dokładnie 540, a Łukaszowie Surmie – po dzisiejszym występie, bo na pewno zagra i na pewno w pełnym wymiarze – stuknie 1080 minut. Dwanaście meczów, każdy od pierwszego gwizdka do ostatniego.
Kocian nikogo w tym sezonie nie oszczędza: jedenaście pełnych spotkań rozegrał już Surma, Stawarczyk i Kamiński (po 990 minut). Taki sam bilans miałby pewnie Malinowski (900), tylko że w jednym ze spotkań nie mógł wystąpić. Tylko raz tuż przed końcowym gwizdkiem zszedł Babiarz (973), trzy razy – Starzyński (906), a Kowalski odstaje bardzo nieznacznie (893). Dla porównania: z Legii, chociaż ta miała mecz więcej (Superpuchar Polski), nikt nie przekroczył bariery 800 minut.
Nieprawdopodobne są więc te liczby i nieprawdopodobne są obciążenia, na jakie wskoczyli piłkarze Ruchu. A właściwie – na jakich umieścił ich Kocian. Dzisiejszy mecz z Metalistem jest dwunastym w ciągu 43 dni, a przykładowo 37-letni Surma gra wszystko, co się da, tak jak i rok starszy Malinowski (z tym jednym wyjątkiem, kiedy nie mógł). Trener Niebieskich dał niby szansę dziewiętnastu ludziom, ale taki Szyndrowski wystąpił raz, zaś Janik – przez całe 21 minut. Coś niesamowitego, serio.
Ale pod żadnym pozorem nie zamierzamy za ten brak rotacji krytykować Kociana. Jeden z naszych czytelników napisał nawet fajną teorię: a może przez to, że tak ciągle grają, to nie nakręcają i nie napalają się tak na puchary, podchodzą bez presji? No właśnie, ciekawe stwierdzenie. Zresztą, nieważne jak, ważne, że działa.