Reklama

Teodorczyk w Kijowie dostał ofertę… Z Celticu?

redakcja

Autor:redakcja

26 sierpnia 2014, 09:54 • 18 min czytania 0 komentarzy

Teodorczyk wciąż jeszcze nie jest oficjalnie piłkarzem Dynama. W poniedziałek dotarł do stolicy Ukrainy i przez cały dzień przechodził testy medyczne w kijowskim klubie. – Pierwsza część badań za nami. We wtorek mamy zaplanowaną drugą część. Jeśli wszystko będzie w porządku i po drodze nie nastąpią jakieś nieprzewidziane okoliczności, to po południu zostanie podpisany wynegocjowany kontrakt – powiedział nam w poniedziałek wieczorem menedżer napastnika Marcin Kubacki. Okazuje się jednak, że 23-letni zawodnik może w ostatniej chwili obrać zupełnie inny kierunek. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że pojawiła się oferta last minute! Teodorczyka chce mieć u siebie Celtic Glasgow. Mistrzowie Szkocji szukają wzmocnień już pod kątem gry w Lidze Mistrzów – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym. Zapraszamy na przegląd najciekawszych materiałów, jakie znaleźliśmy dziś w prasie.

Teodorczyk w Kijowie dostał ofertę… Z Celticu?

FAKT

Ładnie, różnorodnie prezentują się cztery piłkarskie strony w dzisiejszym Fakcie. Zobaczmy co w środku. Najpierw: Legia zabrała Lechowi perełkę. Kogo? 16-letniego Krystiana Bielika, debiutanta z niedzieli.

Krystian Bielik (16 l.) w meczu Legii z Koroną zadebiutował w ekstraklasie. Młody zawodnik po zakończeniu sezonu został wyciągnięty przez działaczy stołecznego klubu z Lecha Poznań. Trenerzy Kolejorza wiązali z Bielikiem duże nadzieje. Zawodnik zdobył z poznańską drużyną mistrzostwo Polski juniorów młodszych. Działacze Legii przekonali jednak utalentowanego zawodnika i jego rodziców do transferu. Kluczowym argumentem w negocjacjach z Bielikiem okazała się obietnica włączenia do kadry pierwszego zespołu. Zawodnikowi zależało przede wszystkim na tym, by nie ćwiczyć na boiskach ze sztuczną nawierzchnią. Wszystko przez jego wzrost. Obecnie 16-latek mierzy aż 189 centymetrów! – Kiedyś przez treningi na sztucznej murawie musiałem się leczyć przez kilka miesięcy. Nie chciałem więcej ryzykować, dlatego zdecydowałem się na Legię, kiedy obiecano mi zajęcia z pierwszą drużyną i występy w rezerwach – mówił Bielik po przenosinach do Warszawy. Defensywny pomocnik szybciej niż myślał doczekał się od Henninga Berga (45 l.) szansy debiutu w ekstraklasie. Przed meczem z Koroną młody legionista rozegrał tylko dwa spotkania w drugiej drużynie – czytamy w Fakcie.

Reklama

Od wczoraj w mediach krąży info, że Anderlecht znów chce Wasilewskiego.

– W najbliższych dniach, może nawet godzinach, wszystko się wyjaśni. Według naszych informacji klub już kontaktował się z „Wasylem” – mówi Benoit De La Tour, dziennikarz „La Derniere Heure”. Wasilewski jest obrońcą Leicester City. W ostatnim sezonie wraz z klubem wywalczył awans do Premier League i był podstawowym zawodnikiem drużyny. Niestety, dla naszego reprezentanta obecne rozgrywki nie są już tak udane. W dwóch pierwszych kolejkach Premier League nie zagrał ani minuty. Temat jego przejścia do Anderlechtu wypłynął, kiedy okazało się, że Fiołki z powodu kontuzji podstawowych zawodników mają ogromne problemy z zestawieniem linii obrony. Polak po tym, jak mistrzom Belgii nie udało się ściągnąć Dedrycka Boyate (Manchester City) i Toby’ego Alderweirelda (Atletico Madryt), jest teraz numerem 1 na liście życzeń. Jak udało nam się dowiedzieć, „Wasyl” może liczyć na roczny kontrakt z opcją przedłużenia. Jego zarobki mogą wynieść około 800 tysięcy euro za sezon.

W ramkach drobiazgi:

– Olivier Kapo zaczyna od kontuzji
– Podolski zagra w Juventusie?
– Cuadrado gotowy odejść z Violi.

Tymczasem polski talent wybiera USA. Kto? Mateusz Miazga, 19-letni stoper, który otrzymał powołanie do polskiej reprezentacji U-20, ale wygląda na to, że wybierze inną.

Na początku sierpnia do mojego macierzystego klubu wpłynął e-mail od koordynatora kadry U-20 USA z prośbą o zwolnienie mnie na zgrupowanie w Argentynie. Tam odbędą się mecze z gospodarzami i młodzieżową drużyną Boca Juniors. Sztab szkoleniowy Red Bulls zwlekał z decyzją kilka tygodni, ale w końcu dostałem zielone światło na wyjazd (…) Mój klub zezwolił mi na wyjazd do Argentyny kilka dni przed telefonem od trenera Dorny. We wrześniu nie przylecę więc do Polski, ale co będzie w przyszłości – czas pokaże. Każde kolejne powołanie dla biało-czerwonych naprawdę mnie ucieszy.

Reklama

Szerzej zacytujemy to z Przeglądu Sportowego.

Co dalej? Hajto czyha na pracę w Piaście. W tekście żadnych szczegółów. Tylko o tym jak słabo prezentuje się drużyna z Gliwic. Dalej w ramce zaskakująca informacja dotycząca Łukasza Teodorczyka. Napastnik Lecha poleciał już do Kijowa podpisać kontrakt z Dynamem, aż tu nagle ofertę transferową za podobne kwoty złożył mu Celtic Glasgow. Co wybierze?

Na koniec – można to tylko potraktować jako ciekawostkę, bo Lech zdecydował się na zatrudnienia Macieja Skorży, ale do klubu wpłynęły ciekawe oferty z zagranicy.

Swoje CV przysłali w ostatnich dniach m.in. Fabio Cannavaro oraz Enzo Scifo. Można to jednak potraktować już tylko w ramach ciekawostki, bo Lech zdecydował się na inny wariant. Tradycyjnie, kiedy zwalniany jest szkoleniowiec, rusza giełda kandydatów. Lech trzy razy z rzędy nie potrafił przebrnąć trzeciej rundy kwalifikacji Ligi Europy, ale wcześniejszymi występami wyrobił sobie świetną markę na Starym Kontynencie. Dlatego lista kandydatów nie ograniczyła się tylko do nazwisk z Polski. Do szefostwa Kolejorza zaczęli w ostatnich dniach wydzwaniać menedżerowie, przysyłane były również oferty. Nie brakowało wśród nich wielkich piłkarskich gwiazd. Wiem, że poznaniacy odebrali np. telefon od agenta Cannavaro. Włoski obrońca, mistrz świata i najlepszy piłkarz 2006 roku stawia pierwsze kroki w karierze trenerskiej, więc praca w Poznaniu byłaby dla niego nauką zawodu. Rozpoczął bowiem dopiero rok temu od pracy asystenta w Al-Ahli ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Rozmowa nie doszła nawet do warunków finansowych. Wicemistrzowie Polski bowiem od początku nie zakładali zatrudniania obcokrajowca. – To ryzykowny wybór. Bo tacy trenerzy mają mniejszą znajomość polskich realiów, a my z kolei nie mamy odpowiedniej wiedzy na temat warsztatu – mówił w ubiegłym tygodniu prezes Lecha.

RZECZPOSPOLITA

Piotr Żelazny pisze dziś o Bednarzu. Prezes poległ na wojnie z kibicami.

Bednarz prezesem Wisły został w lutym 2013 roku. Miał wyprowadzić na prostą klub borykający się z potężnymi problemami finansowymi. Wojna z kibicami spowodowała jednak, że drastycznie spadła frekwencja, a co za tym idzie – zyski ze sprzedawanych biletów. Konflikt zaczął się przed rundą wiosenną poprzedniego sezonu. Po derbach z Cracovią, gdy na murawie wylądowały race, została zamknięta trybuna ultrasów, a Bednarz dodatkowo podjął decyzję, że na następne spotkanie nie zostanie wpuszczony nikt, kto podczas derbów na niej siedział. W odpowiedzi podczas meczu z Ruchem Chorzów kibice obrzucili stadion racami, chociaż byli na zewnątrz. Palące się race spadały na trybuny i na boisko. Bednarz znowu zastosował odpowiedzialność zbiorową, wydając ponad 400 zakazów stadionowych. Stowarzyszenie kibiców ogłosiło trwający do dziś bojkot – a na stadionie im. Henryka Reymana frekwencja z ponad 15 tys. spadła do nieco powyżej 5 tys. Konflikt pogłębiał się z każdym tygodniem. Chuligani wdarli się do ośrodka treningowego Wisły i na bandach okalających boisko wypisali niecenzuralne hasła obrażające Bednarza, a także trenera Franciszka Smudę. Prezes zareagował emocjonalnie. Powiedział: – Niech to będzie klub dla kulturalnej i intelektualnej elity, a nie dla swołoczy. Nie ma dla tych ludzi miejsca na naszym stadionie, dopóki ja tu będę, a oświadczam, że się nigdzie nie wybieram i mam głęboko w dupie to, co będzie napisane na jakimkolwiek murze w tym mieście. O tym, czy odejdę z klubu, nie będą decydowali oni, tylko będę decydował ja i ci, którzy mnie powołali. Ale Bednarz nie jest wyłącznie ofiarą wojny z kibicami. Mimo obietnic nie był w stanie znaleźć sponsora na koszulki, a więc zawodnicy Białej Gwiazdy wciąż występują z logo Tele-Foniki na piersi. Polityka zaciskania pasa i szukania oszczędności wszędzie, gdzie się da, też nie przyniosła oczekiwanych efektów, choć trzeba przyznać, że Bednarz zmniejszył dług Wisły.

GAZETA WYBORCZA

Wisła się poddała – to również temat numer jeden w dzisiejszej Wyborczej.

Gdy Bednarz zaczął wymagać, by na trybunach respektowano prawo, i nakładać zakazy stadionowe, kibole i protestujący przestali przychodzić na mecze, a frekwencja spadła z kilkunastu do ok. 6 tys. Prezes nie zamierzał się ugiąć i mimo gróźb ze strony kiboli toczył z nimi otwarty konflikt. Cały czas miał też po swojej stronie Cupiała. Z kolei kibole postawili sprawę jasno: wrócimy na stadion, jeśli z klubu odejdzie Bednarz. Z czasem Cupiał zaczął się łamać. Klub ma problemy finansowe, więc liczyła się każda złotówka. W końcu członkowie rady nadzorczej za plecami Bednarza spotkali się z przedstawicielami Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków i przekonywali ich do swoich racji. Później rada nadzorcza przesunęła na stanowisko wiceprezesa Tadeusza Czerwińskiego, który z kibolami jest za pan brat – otrzymał tytuł honorowego prezesa SKWK. Dla Bednarza nie było to już wotum nieufności, ale policzek. Chciał porozmawiać z przedstawicielami rady nadzorczej, ale spotkanie przekładano. Gdy w końcu do niego doszło, Bednarz usłyszał, że jest zwolniony. Chwilę później SKWK, które nigdy nie potępiło kiboli, ogłosiło, że kibice wracają na stadion. – Niedobrze się stało. Znowu zwyciężyło zło, a nie dobro. Cupiał się przeliczył. Bardzo mi z tego powodu przykro, to jednak dziki kraj. Kibice? Na trybunach będzie to, co było już wcześniej – mówi Zbigniew Lach, członek prezydium Małopolskiego Związku Piłki Nożnej i był gracz Wisły. – To najgorszy możliwy scenariusz, kibole dostali jasny sygnał, że mają wiele do powiedzenia, a Cupiał stał się ich zakładnikiem. A co teraz pomyśli minister Bartłomiej Sienkiewicz, który w pełni popierał walkę Wisły z kibolami? – dodaje osoba związana z klubem. Jeszcze w kwietniu szef resortu spraw wewnętrznych poparł prezesa Bednarza. – Chciałem wyrazić niekłamany podziw dla odwagi właścicieli i prezesów klubów, którzy wypowiedzieli zdecydowaną walkę bandyterce na stadionach i radykalnie odwrócili sytuację. Zawisza Bydgoszcz i Wisła zaczynają same skutecznie zwalczać problemy na stadionach przez zakazy stadionowe i ścisłą współpracę z policją – mówił wówczas minister Sienkiewicz. Wczoraj rzecznik Paweł Majcher powiedział, że MSW nie będzie komentowało decyzji.

Prawnicy angielskich kancelarii tymczasem uważają, że Legia nie ma szans na odszkodowanie w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu (CAS) w Lozannie. – Będziemy o to walczyć, ale priorytetem dla nas jest ustalenie, że mieliśmy prawo do błędu. To nie walka z UEFA – zaznacza Dariusz Mioduski.

Legia zamierza wystąpić do CAS o odszkodowanie za wyrzucenie drużyny przez UEFA z czwartej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Jej sprawą Trybunał ma się dopiero zająć, tydzień temu jedynie odrzucił zamrożenie kary. – Przygotowujemy wniosek, mamy jeszcze tydzień – mówi Dariusz Mioduski. Warszawski klub jeszcze nie uzgodnił, o jakie odszkodowanie zamierza wystąpić. Ale adwokaci z Anglii specjalizujący się w prawie sportowym nie dają mu praktycznie żadnych szans. – Myślę, że Legia ma niewielkie szanse – mówi John Shea z kancelarii Blake Morgan. – Jej problem polega na tym, że CAS w przypadku sprawy z przeszłości dotyczącej szwajcarskiego klubu FC Sion zawyrokował już, że sankcja unieważnienia meczu, gdy pojawił się nieuprawniony zawodnik, jest “odpowiednim środkiem, który nie może być zrealizowany za pomocą innej sankcji”. W dodatku potwierdził wtedy, że wspomniany przepis “gwarantuje odpowiednie funkcjonowanie rozgrywek” i jest “odpowiedni i proporcjonalny do przewinienia”. Wprawdzie CAS nie jest zobowiązany do przyjęcia tej samej linii co UEFA, ale myślę, że Legii będzie bardzo trudno przekonać Trybunał. Nie przypominam sobie, aby jakiś klub otrzymał odszkodowanie – tłumaczy Shea. Z kolei John Mehrzad, który w trakcie igrzysk olimpijskich w Londynie pracował w panelu adwokackim CAS, dodaje: – Trybunał nie dysponuje przepisami, dzięki którym mógłby przyznać odszkodowanie w podobnej sprawie. Jest po to, aby ocenić, czy Legia zasłużyła na taką decyzję komisji dyscyplinarnych UEFA. Teoretycznie Legia może domagać się odszkodowania, ale to bardziej sprawa dla szwajcarskiego prawa i sądów, bo w Szwajcarii UEFA ma swoją siedzibę. Tam można by przedstawić pozytywną dla Legii opinię z CAS-u – zakładając, że taka w ogóle może ona być – i próbować ustalić krzywdę. To zadanie jednak jest tak bardzo oparte na spekulacji, że suma, o którą można by wnioskować, byłaby stosunkowo niska – przekonuje Mehrzad. I zaznacza: – Nie przypominam sobie żadnego klubu czy zawodnika, któremu udałoby się wygrać odszkodowanie w podobnej sprawie.

SPORT

Sport po prostu na maksa zachęca dziś okładką.

Nie będziemy cytować relacji z meczu, o którym już na okładce napisano wszystko. Przewracamy kartkę, a tam „Niezrozumiała gra. Choć Sabien Lilaj podpisał kontrakt z Ruchem, dalej występuje w Albanii”. Nie znamy człowieka, ale skoro jest afera to czytamy:

– Jeśli nie będzie respektował umowy z Ruchem, to klub wystąpi do UEFA o zawieszenie – zapewnia Mariusz Klimek. 12 sierpnia oficjalna strona chorzowskiego Ruchu poinformowała: Nowym zawodnikiem Ruchu został reprezentant Albanii, Sabien Lilaj. 25-letni pomocnik związał się z Ruchem rocznym kontraktem z opcją przedłużenia o 12 miesięcy – czytaliśmy w klubowym komunikacie o urodzonym 10 lutego 1989 roku w Korczy albańskim środkowym pomocniku. Lilaj jest aktualnym reprezentantem Albanii i w Chorzowie miał zwiększyć konkurencję w drugiej linii. Szczególnie dla Filipa Starzyńskiego, a także dać większe pole manewru trenerowi Janowi Kocianowi przy ustalaniu składu. Albańczyk po podpisaniu kontraktu na Cichej wyjechał do ojczyzny załatwiać formalności związane z pracą w Polsce i… słuch o nim zaginął. Tymczasem pod koniec ubiegłego tygodnia oficjalna strona jego albańskiego klubu, Skaenderbeu Korcza, poinformowała, że Lilaj nadal jest ich zawodnikiem, a w weekend zagra w lidze. – Sabjen nie rozwiązał umowy i ma z nami ważny kontrakt do maja 2015 roku – twierdzi prezes Skaenderbeu, Ardjan Takaj, który podobno żądał za piłkarza 50 tysięcy euro.

Okazuje się, że kontuzja Błażeja Augustyna nie jest tak poważna, jak sądzono. Filar defensywy Górnika może wrócić na boisko na prestiżowe derby Górnego Śląska.

Przerwa Błażeja w grze może potrwać od trzech do sześciu tygodni – mówił na konferencji prasowej po meczu zabrzan z Górnikiem Łęczna trener [Józef Dankowski]. Widełki były więc spore. Sześć tygodni przerwy w grze oznaczałoby nieobecność środkowego obrońcy w czterech, a może nawet pięciu ligowych meczach. Okazuje się jednak, że na dziś bardziej prawdopodobny jest optymistyczny wariant wypowiedzi trenera Górnika. – Myślę, że faktycznie za trzy tygodnie Błażej powinien być już do dyspozycji trenerów. Uraz mięśnia nie jest bardzo poważny, ale biorąc pod uwagę jego wcześniejsze problemy ze zdrowiem niczego nie będziemy na siłę przyśpieszać – mówi [Bartłomiej Spałek], fizjoterapeuta Górnika. – Gdyby bardzo się uprzeć, to nie wykluczałbym, że nawet we Wrocławiu Błażej byłby zdolny do wyjścia na boisko, ale takiego ryzyka na pewno nie podejmiemy. Potem? Do kolejnego meczu są dwa tygodnie, więc powinno być dobrze – dodaje B. Spałek. Jeżeli taki scenariusz się sprawdzi, to Augustyn mógłby zagrać przeciwko Piastowi Gliwice w siódmej kolejce. Ten mecz Górnik zagra 14 września na Roosevelta. O ile oczywiście do końca sierpnia Augustyn nie odejdzie z Zabrza. Teoretycznie jest to możliwe, bowiem chętnych na jego pozyskanie nie brakowało. Jednak w obecnej sytuacji, kiedy piłkarzy leczy kontuzję…

W ramce zwięzła informacja, że w internecie pojawiła się plotka, że do Lechii Gdańsk ma przyjść Artur Sobiech, jednak jego menedżer Bartłomiej Bolek stanowczo zaprzecza. Z ciekawostek – wiadomo, że władze poznańskiego Lecha w ostatnich dniach odbierały sygnały od wielu trenerów zainteresowanych pracą w klubie. Między innymi od agenta Fabio Cannavaro, swoje CV przesłał również Enzo Scifo.

SUPER EXPRESS

Przeglądając Super Express zaczynamy od tematu Teodorczyka w Dynamie Kijów. Transfer za 4 miliony euro to dowód na to, że Lech Poznań do perfekcji opanował handel napastnikami – pisze tabloid. – Zarabia na nich wielką kasę, ale z drugiej strony rok w rok traci szansę na mistrzostwo Polski.

Łukasz Teodorczyk poleciał wczoraj do Kijowa na testy medyczne i podpisanie kontraktu. To drugi co do wysokości transfer w historii Lecha – droższy był tylko Robert Lewandowski, za którego “Kolejorz” dostał 4,75 mln. Na trzecim miejscu znalazł się Łotysz Artjom Rudniew, sprzedany do HSV Hamburg za 3,5 mln. To oznacza, że w ciągu czterech lat na trzech napastnikach poznaniacy zarobili ponad 50 milionów złotych. Niestety, dla kibiców “Kolejorza” nie przełożyło się to na wyniki, bo ostatni tytuł mistrzów Polski Lech zdobył w 2010 roku. Jak będzie po odejściu “Teo”? Działacze Lecha, bojąc się gniewu kibiców po osłabieniu zespołu, jeszcze przed sprzedażą Teodorczyka ogłosili, że na pewno sprowadzą kogoś w jego miejsce. Główny kandydat to 29-letni Bułgar Ilian Micanski (obecnie drugoligowy niemiecki Karlsruher FC), choć w ostatnich dniach na transferowej giełdzie pojawiło się też nazwisko 24-letniego Łotysza Eduardsa Visniakovsa z Widzewa Łódź. Obaj potrafią strzelać gole, choć w ich przypadku trudno uwierzyć, że pójdą śladami trzech wymienionych napastników i trafią z Lecha za granicę…

Dalej tekst z wypowiedziami Semira Stilicia z tytułem jak z rubryki towarzyskiej.

Stilić w wykonywaniu stałych fragmentów wzoruje się na asie Romy Francesco Tottim. – On ma kapitalnie ułożoną nogę – kręci z uznaniem głową Bośniak i przyznaje, że technikę ćwiczył od małego. Jako sześcioletni chłopiec rozpoczął treningi w FC Porto. – Mieszkaliśmy w Porto pięć lat. Wtedy tata Ismet grał w występującej wówczas w drugiej lidze portugalskiej drużynie Lassa. Potem wróciliśmy do Sarajewa, a ja trafiłem do Żeljeznicara – opowiada lider Wisły. Semir w Krakowie mieszka sam. – Lubię po treningu pójść na spacer, do kina czy odpocząć w domu. Zwracam wielką uwagę na to, co i ile jem. Nie stosuję jakiejś specjalnej diety, ale starannie dobieram potrawy – zdradza. Stilić nie należy do wielkich fanów polskiej kuchni. – Większość waszych dań składa się z wieprzowiny, a ja jako muzułmanin nie jem tego mięsa – mówi i dodaje, że nie przestrzega ramadanu (30-dniowy post od świtu do zmierzchu w dziewiątym miesiącu roku). – Jestem zawodowym piłkarzem i przeszkadzałoby mi to w pracy. Nie mogę sobie pozwolić na to, by opaść sił i stracić formę. Modlę się w duchu. Staram się czynić dobro, bo wierzę, że ono do nas wraca. Rodzice mi powtarzali, żeby nikomu nie czynić krzywdy – twierdzi Semir.

Na ostatniej stronie SE odnotowuje jak swoją setkę świętował Sagan. Na tym koniec.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka PS. W stolicy inna, w naszym e-wydaniu jak poniżej:

Na pierwszy plan wychodzi dziś wywiad z kapitanem Legii Ivicą Vrdoljakiem. Przekonuje między innymi, że szatnia mistrza Polski już dawno nie była tak zjednoczona. Cytujemy:

Jak traktujecie Ligę Europy?
– Niech będzie dla nas taką małą Ligą Mistrzów. W Europie wygraliśmy cztery ostatnie mecze. Cieszę się, że Ruch też może awansować do fazy grupowej. Każdy punkcik w rankingu UEFA jest na wagę złota, bo decyduje o rozstawieniu w kolejnych rundach.

(…)

– Nie oglądam się za siebie, przeszłości nie zmienię. Wiem, ile awans znaczy dla klubu. Zdobywamy doświadczenie w Europie, by w końcu spełnić marzenie i zagrać w Champions League. W pięciu ostatnich meczach nie straciliśmy bramki, zaczynamy przypominać Legię z wiosny. Wtedy Dusan mówił, że nie może się wykazać, bo ma mało roboty. To jeden z lepszych zawodników Legii, ale gdyby co mecz był najlepszy, znaczyłoby, że z pozostałymi coś jest nie tak.

Piłkarzom Legii potrzebne było zdecydowane zwycięstwo nad Celtikiem, mocnym rywalem, który przed spotkaniem wydawał się faworytem?
– Zawsze powtarzałem, że atmosfera jest świetna i na boisku jesteśmy drużyną. Dziś po raz pierwszy od kiedy jestem w Legii, mogę powiedzieć „Jesteśmy kolegami także poza boiskiem”. Razem się cieszymy i smucimy. Wreszcie jesteśmy grupą nie tylko dobrych piłkarzy, ale i kumpli. Trener również wykonuje dobrą pracę. Po każdym meczu rozmawiamy indywidualnie i wiemy co robimy dobrze, a co źle.

Wywiad bez szału, choć pada kilka symbolicznych, ważnych zdań. Na kolejnych stronach dużo drobnicy w ramkach. Wspominaliśmy już o kandydaturach zagranicznych trenerów, jakie wpływały do Lecha Poznań. Ze Sportu cytowaliśmy kawałek na temat Błażeja Augustyna. To może pora na debiutanta z Pogoni, Huberta Matynię, który dla piłki rzucił szczypiorniaka.

Działacze Pogoni wypożyczyli do Virtus Entella z Serie B Mateusza Lewandowskiego, jedynego zawodnika w szczecińskim klubie, który z powodzeniem może grać na tej pozycji. O tym, że Włosi chcą ściągnąć 21-latka było wiadomo od pół roku, a mimo to Portowcy nie znaleźli nikogo na jego miejsce. – Piłka nożna to biznes, który musi się jakoś dopinać. U nas wszyscy są na sprzedaż i dla Lewandowskiego dobrze się stało, że trafił do Włoch. Klub też na tym zarobił. Dobrze byłoby jednak, gdybyśmy mieli w zanadrzu przygotowanego piłkarza, który mógłby zastąpić wytransferowanego gracza – przyznaje trener Pogoni Dariusz Wdowczyk. Sam Matynia spisał się przyzwoicie. Co ciekawe, futbol nie był jego pierwszym wyborem. 18-latek sześć lat trenował piłkę ręczną. – Rzucił szczypiorniaka dla futbolu. Szkoda, bo w ręcznej na pewno zrobiłby dużą karierę – mówi jego były trener Artur Rykaczewski, który jako ligowy piłkarz ręczny Pogoni ocierał się o reprezentację Polski. Matynia ma talent i być może w przyszłości będzie regularnie występować w ekstraklasie, ale na meczu z tak silnym zespołem jak Wisła Kraków nie był jeszcze gotowy. Niestety, nie był to debiut z wyboru, jak choćby w przypadku 16-letniego Krystiana Bielika z Legii, tylko z konieczności.

Co o wyrzuceniu Jacka Bednarza pisze PS?

To już jego druga dymisja w Wiśle. 1 września 2009 roku odwołano go z funkcji dyrektora sportowego po kompromitującej porażce drużyny z Levadią Tallin w eliminacjach Ligi Mistrzów. Na Reymonta wrócił w kwietniu 2012 roku jako wiceprezes do spraw sportowych. Jego zadaniem było jednak ratowanie klubu przed bankructwem, po tym jak nie wypalił kosztowny projekt awansu do Ligi Mistrzów firmowany przez ówczesnego prezesa Bogdana Basałaja. Białej Gwiazdy nie było stać na utrzymywanie zaciągu drogich, zagranicznych piłkarzy, a Bednarz, który w lutym 2013 roku awansował na stanowisko prezesa, miał za zadanie zrestrukturyzować klub. Zaczęła się polityka zaciskania pasa. W 2011 roku Wisła według raportu Ernst & Young notowała przychody na poziomie 64,235 mln zł, a w dwóch kolejnych latach wynosiły one odpowiednio 32,449 i 30,678 min zł. Odbiło się to oczywiście na poziomie sportowym. Zespół od trzech lat nie był w stanie zakwalifikować się do europejskich pucharów. Latem ubiegłego roku Bednarz obiecywał, że przed obecnym sezonem Wisła będzie miała już tylko kłopoty bogactwa. Tymczasem gdyby nie transfer Michała Chrapka do Catanii nie byłoby za co wypłacić zawodnikom zaległych pensji. Prezesowi nie udało się pozyskać ani jednego sponsora (Totolotek zgłosił się sam), a kilka firm – wobec pustek na trybunach – zrezygnowało ze współpracy. Do tego doszedł przegrany spór sądowy z byłym wiślakiem Cwetanem Genkowem, który może kosztować krakowian nawet 400 tysięcy euro. Oczywiście dymisja ta w przyszłości może się odbić Wiśle czkawką. Bojkotujący mecze kibice w końcu dopięli swego, a właściciel klubu Bogusław Cupiał stał się w pewnym sensie ich zakładnikiem. Z drugiej jednak strony możliwości skutecznego kierowania klubem przez Bednarza wyczerpały się.

Prawdopodobnie, tak jak my, dawno pogubiliście się w ostatnich transferach Lechii, tak więc tylko dla porządku podajemy, że tym razem dostanie austriackiego napastnika – Kevina Friesenbichlera. Do tej pory grał w Bayernie i Benfice. Tyle że… Wyłącznie w rezerwach.

Na koniec Mateusz Miazga, obrońca New York Red Bulls. Obiecaliśmy zacytować szerzej:

Dostał pan powołanie do reprezentacji Polski U-20 na mecze ze Szwajcarią i Włochami, a także do kadry USA na spotkanie z Argentyną. Kiedy przyszła pierwsza nominacja?
– Jakieś trzy i pół tygodnia temu. Na początku sierpnia do mojego macierzystego klubu wpłynął e-mail od koordynatora kadry U-20 USA z prośbą o zwolnienie mnie na zgrupowanie w Argentynie. Tam odbędą się mecze z gospodarzami i młodzieżową drużyną Boca Juniors. Sztab szkoleniowy Red Bulls zwlekał z decyzją kilka tygodni, ale w końcu dostałem zielone światło na wyjazd.

W reprezentacji USA swojego rocznika już kilka razy pan grał, począwszy od drużyny U-14. Kiedy ostatni raz?
– W sumie zaliczyłem 12 występów w oficjalnych meczach i jeszcze kilka w sparingach z drużynami klubowymi. W U-20 grałem pięciokrotnie, ostatni raz w kwietniu, w mocno obsadzonym Dallas Cup, gdzie zajęliśmy drugie miejsce.

Potem było jeszcze jedno powołanie, na wygrany przez Jankesów turniej NTC Invitational w Kalifornii, ale musiał pan z niego zrezygnować. Dlaczego?
– Nie puścił mnie klub. Graliśmy akurat wtedy ważne mecze ligowe z Columbus Crew i Philadelphia Union i musiałem być do dyspozycji trenera Mikea Petke. W obu grałem po 90 minut.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...