Reklama

Śląsk wpadł na pomysł, jak ograbić Cracovię ze 150 tysięcy

redakcja

Autor:redakcja

09 sierpnia 2014, 14:28 • 4 min czytania 0 komentarzy

Krzysztof Danielewicz, pewnie kojarzycie go z Cracovii, od kilku tygodni intensywnie przymierzany do drużyny Śląska Wrocław, właśnie został graczem… Sokoła Marcinkowice. Wrocławska liga okręgowa, szósta klasa rozgrywkowa. Dzień dobry! Witajcie w szalonym świecie polskiej piłki, w którym na wszystko znajdą sposób, a na każdego sprytnego działacza przypada przynajmniej pięciu jeszcze bardziej sprytnych. Sami mistrzowie w branży “jakby tu oszukać”.

Śląsk wpadł na pomysł, jak ograbić Cracovię ze 150 tysięcy

Nie będziemy nawet bawić się w domysły, bo nie mamy (nikt nie ma) najmniejszej wątpliwości, że historia pod tytułem „Danielewicz w piątej lidze” to wyłącznie cwany wybieg nastawiony tylko na to, by oszwabić Cracovią. By ją zwyczajnie WYDYMAĆ. Stworzyć fikcję, sprytnie wykorzystując przy tym lukę w prawie.

O co chodzi? Prześledźmy po kolei. Danielewiczowi z dniem 30 czerwca wygasł kontrakt z Cracovią. Chwilę wcześniej zawodnik dostał propozycję jego przedłużenia, ale z tej oferty nie skorzystał. Śląsk Wrocław był nim zainteresowany od dłuższego czasu, ale – co do tego też nie mamy żadnych złudzeń – przez długi okres grał na zwłokę, żeby móc Danielewicza ściągnąć całkowicie za darmo.

Tu pojawia się pytanie: a dlaczego Śląsk miałby za Danielewicza płacić?

Otóż jeszcze do niedawna, gdyby podpisał z nim umowę po ukończeniu 23. roku życia (czyli dokładnie po 26. lipca), płacić by nie musiał ani grosza. Z prostej przyczyny – właśnie do tej granicy wieku kluby zobowiązane są płacić ekwiwalent za wyszkolenie (nabywający zawodnika płaci temu, który szkolił). Rzecz w tym, że przepisy dokładnie 22 lipca tego roku się zmieniły. Do tej pory o wypłacie ekwiwalentu decydowała wyłącznie data rejestracji zawodnika w nowym klubie. Krótko mówiąc, piłkarz urodzony w pierwszej połowie roku, przed letnim oknem transferowym, był w nim traktowany inaczej niż ten urodzony w październiku, listopadzie itd. Mniejsza o szczegóły: na dziś jeśli gracz ukończył już 23 lata, a przed tą datą dostał propozycję nowego kontraktu, klubowi należy się za niego ekwiwalent.

Reklama

Jego wysokość jest oczywiście dokładnie określona przepisami i zależy od kilku czynników: tego jak długo piłkarz był szkolony w danym klubie, w jakim wieku odchodzi i do klubu z jakiej klasy rozgrywkowej trafia. W przypadku Danielewicza, który był w Cracovii przez dwa lata, Śląsk miałby do zapłaty 160 tysięcy złotych. Oczywiście mogą się tu pojawić zupełnie sprzeczne głosy – menedżer czy sam piłkarz powiedzą, że wysokie ekwiwalenty nieraz, zwłaszcza że w polskiej piłce golas na golasie, hamują rozwój zawodnika. Ale już w PZPN-ie będą utrzymywać, że dbają one o interes klubów. Temat oczywiście ważny, ale na inną okazję. Teraz wróćmy do przepisów i konkretnej sprawy Danielewicza.

Ustaliliśmy: z Cracovii do Śląska = 160 tysięcy złotych. Ale..

Jeśli Danielewicz trafi (a to się właśnie stało) do klubu sklasyfikowanego niżej aniżeli w czwartej lidze, Cracovia będzie w lesie, bo zgodnie z przepisami w ramach ekwiwalentu należy jej się wówczas już nie 160 (jak od Śląska) a symboliczne 8 tysięcy złotych. Oczywiście nikt nie ma wątpliwości, że za moment chłopak dziwnym trafem z Sokoła Marcinkowice, nawet bez rozegrania meczu, trafi do Wrocławia i wszyscy będą szczęśliwi. Piłkarz, który dopiął swego. Śląsk, który zaoszczędził kupę kasy, a pewnie i Marcinkowice, bo trudno podejrzewać, że wykonują tę przysługę tylko za „dziękuję”. Wszyscy prócz Cracovii, która w sposób legalny, choć paskudny, zostanie OGRABIONA ZE 152 TYSIĘCY ZŁOTYCH.

– Wszystko utknęło w trójkącie Śląsk – Cracovia – PZPN – mówił jeszcze wczoraj Tadeusz Pawłowski, sugerując jednak, że ciągle na Danielewicza oczekuje. Wedle naszych informacji, PZPN w ciągu kilku najbliższych tygodni (realny termin: wrzesień) zamierza usunąć z regulaminu możliwość ominięcia przepisów o ekwiwalencie. Na dziś jednak wszyscy rozkładają ręce. Nawet Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. Jest wyraźna luka w prawie, którą kluby mogą wykorzystać i to nie pierwsza taka sytuacja. Głośna, bo chodzi o piłkarza z Ekstraklasy.

Przepisy przepisami – są do bani i najwyższa pora na to zareagować – ale jednak nic w tej sytuacji nie bulwersuje jak postawa Śląska. Żeby kasa się zgadzała, jak widać, można zrobić wszystko: nawet urządzić szopkę na oczach całego kraju, przeprowadzając pozorny transfer do piątej ligi. Byle nie zapłacić, co komuś się należy. Panowie, nikt was nie będzie szanował, jeśli nie zaczniecie się szanować sami – między sobą. A co do Danielewicza, choć z pewnością on tego nie wymyślił, prędzej sprytny menedżer maczał palce – mamy nadzieję, że parę razy się jeszcze zaczerwieni, kiedy będzie musiał tłumaczyć się w wywiadach, jak to trafił do wrocławskiej okręgówki.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...