Reklama

Warzycha znów przeciera szlak. Dyrektor w korkach i z gwizdkiem?

redakcja

Autor:redakcja

04 lipca 2014, 10:09 • 6 min czytania 0 komentarzy

Robert Warzycha był już w Zabrzu trenerem – menedżerem, wspieranym przez legitymującego się licencją Józefa Dankowskiego. Przed kilkoma dniami Górnik zapowiedział, że Warzycha, który w nowym sezonie nie będzie mógł zasiadać już na ławce, zostanie dyrektorem sportowym. W praktyce okazuje się jednak, że zbyt wiele w jego roli się nie zmieni. Nadal zamierza ściśle współpracować z zawodnikami i uczestniczyć w ich treningach. Przeczytajcie, co sam ma do powiedzenia na ten temat.

Warzycha znów przeciera szlak. Dyrektor w korkach i z gwizdkiem?

Ustalmy na początek: co oznacza ta ogłoszona przed kilkoma dniami zmiana?

– Oznacza to, że w dalszym ciągu będę pomagał pierwszej drużynie. Prawdopodobnie nie będę miał tylko możliwości siedzieć na ławce w trakcie meczów. To jest główne nieudogodnienie, jakie ostatnio powstało.

Czyli co, to tylko kwestia nazwy? Nic poza tym się nie zmieni?

– Wróciłem do Zabrza, żeby pomóc Górnikowi, więc jako dyrektor sportowy nadal będę zajmował się zawodnikami. Nie wyobrażam sobie, żeby moje zdanie nie liczyło się, tak jak to było wiosną.

Reklama

U trenera Dankowskiego też po staremu?

– Tak. Józef Dankowski jest oficjalnie pierwszym trenerem.

A pan zamierza uczestniczyć w treningach?

– Oczywiście. Nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Będę starał się te role łączyć i pomagać nie tylko gdzieś tam w gabinetach, tylko również na boisku. Tak jak do tej pory.

Nie uwierają pana te ciągłe kombinacje? Najpierw trener-menedżer, później dyrektor sportowy, a tak naprawdę dalej trener, tylko bez wszystkich uprawnień. Tak to odbieram.

– Cały czas powtarzam, że nie chcę omijać żadnych procedur, jakie obowiązują w Polsce, tylko wszystko zrobić tak, jak trzeba. Wyszło niefortunnie, ale do nikogo nie mogę mieć pretensji. Muszę się pogodzić z tym, że tak te sprawy wyglądają. Niestety, wszystko to trochę się przedłuża i odwleka w czasie…

Reklama

Ma pan na myśli wykształcenie, które miał uzupełnić?

– Miałem i właśnie to robię. Prawdopodobnie wiosną przyszłego roku skończę szkołę. Wtedy średnie wykształcenie pozwoli mi zapisać się na ten konieczny kurs trenerski.

Działacze Górnika od początku trwają w tym, co sobie wymyślili. To budujące?

– Nie przyjechałem do Zabrza całkiem w ciemno. Obie strony wiedziały na co się piszą i co razem ustalają. Ale oczywiście, jestem działaczom wdzięczny, że trwają w tej wizji, którą sobie obraliśmy.

A pan widział kiedykolwiek dyrektora sportowego, który uczestniczyłby w treningach, regularnie przebywał w szatni, współdecydował o każdej najdrobniejszej sprawie? Nie pytam złośliwie. Przyzna pan, to niecodzienne.

– Wszyscy oglądamy mecze w Anglii, można powiedzieć, że się na niej wzorujemy. Proszę zobaczyć, ilu menedżerów w tej lidze podczas meczów siedzi gdzieś na górze, praktycznie na trybunach.

Głównie z racji tego, że w takim, a nie innym miejscu są tam umiejscowione ławki rezerwowych. 

– Ale wielu z nich ma bardzo szerokie kompetencje, które można porównać do roli dyrektora sportowego. I zaręczam panu, że na pewno uczestniczą też w treningach. Nie robiłbym więc afery.

Kończąc już ten wątek, ciągle jestem ciekaw, dlaczego pana funkcja oficjalnie się zmieniła, skoro zamierza pan pracować dokładnie w ten sam sposób, jak dotychczas. Dyrektor sportowy czy trener – menedżer, jaka to w tym przypadku różnica? Chyba tylko nazwy.

– Chcemy być fair – wobec klubu, wobec Polskiego Związku Piłki Nożnej. Nie chcemy tworzyć żadnej fikcji. Józef Dankowski jest pierwszym trenerem, ja będę mu pomagał. Nie widzę organu, który by zabronił przychodzenia na treningi dyrektorowi sportowemu. Tak jak może to robić kibic czy dziennikarz.

Mam wrażenie, że nikt jeszcze do tego nie przywykł i odpowiedzialnością za wyniki w dużo większej mierze obarczany jest Warzycha, nie Dankowski. A piłkarze, oni nie mają lekkiego rozdwojenia jaźni? Kto jest kim, za co odpowiada i jakie dyktuje warunki?

– Na pewno jest to nietypowa sytuacja, zdarzyła się po raz pierwszy, ale ja w przecieraniu szlaków jestem już zahartowany. Jako pierwszy Polak strzeliłem bramkę w Anglii, jako pierwszy wyjeżdżałem do Stanów, nawet na Węgry jako pierwszy. Zawodnicy to zaakceptowali i nie widzą tu problemu.

Podkreśla pan, że zaczynacie proces przebudowy. Kilka miesięcy temu zapowiadaliście więcej młodych, swoich zawodników. Czy są już tacy? Zobaczymy ich jesienią w lidze?

– To jest złożony proces, a niektóre jego aspekty były w przeszłości nieco zaniedbane. Chcemy, żeby teraz większa liczba takich zawodników mogła pracować z nami na treningach, żeby wreszcie odczuwali, że są nam potrzebni. Już teraz mamy kilku juniorów, którzy pojechali z nami na zgrupowanie do Wronek (Tomasz Loska czy Bartosz Pikul – od red.). Liczymy na nich, ale jak mówiłem – to jest proces, który może potrwać rok, dwa, trzy, cztery. Powoli będziemy ich wprowadzać.

Zostali włączeni do kadry już na stałe?

– Jeszcze nie na stałe. Póki co pojechali z pierwszą drużyną do Wronek, i w Zabrzu też będą trenować z nami. Może nie codziennie, ale regularnie.

Macie wielu zawodników. Jak wszyscy zjechali się na rozpoczęcie przygotowań, zrobiło się po prostu tłoczno. Trzeba chyba sukcesywnie podejmować decyzje o ich przyszłości.

– Wszyscy wrócili z wypożyczeń, bo chcieliśmy określić, na jakim etapie w danej chwili się znajdują. Jeśli nie będą nadawać się do pierwszego zespołu, niektórych czeka gra w rezerwach. Czasem lepiej zostawić chłopaka u siebie, żeby trenował tak, jak tego chcemy, niż wypożyczyć go do przeciętnego klubu.

Macie kilku testowanych. Nwaogu już definitywnie odpadł?

– Tak, wyjechał już do domu. Raczej nam się nie przyda, szukamy na jego miejsce innego zawodnika.

Czego na dziś szczególnie potrzebujecie?

– Zastępstwa za Nakoulmę i Olkowskiego. Mamy na przykład Macieja Mańkę, ale widziałbym potrzebę dołożenia do niego jeszcze kogoś, dla zwiększenia rywalizacji.

Przychodzi Armin Cerimagić. Jaki to piłkarz?

– Młody chłopak, ale bardzo perspektywiczny. Dobra zwłaszcza lewa noga, mocno trzyma się na nogach. Może grać w środku pola i traktuję go jako wzmocnienie. Musi się jeszcze sporo uczyć, ale daje pierwsze sygnały, że to dobry zakup.

Ktoś jeszcze może od was odejść?

– Tego tak do końca nigdy nie wiadomo. Już w poprzednim sezonie było zainteresowanie Mateuszem Zacharą, także ten temat ciągle jest gorący. „Zachi” trenuje z nami, chciałbym oczywiście go zatrzymać, ale gdyby coś się pojawiło, nie będę blokował mu wyjazdu.

Skład, jakim gracie w sparingach, sugeruje, że personalnie Górnik będzie jesienią dość podobny do tego z wiosny. Nie zanosi się na rewolucję.

– Odchodzą Nakoulma i Olkowski, za to po kontuzjach wreszcie dołączają do nas Augustyn i Gancarczyk. Przyszedł Cerimagić, jest z nami we Wronkach także Plizga. Cieszę się zwłaszcza z powrotu zawodników po urazach, bo traciliśmy dotychczas dużo bramek, a oni dadzą nam nieco komfortu.

Próbujecie grać trójką w obronie.

– To jest dosyć płynne, w zależności od rywala. Testowaliśmy grę trójką. Nieraz będzie sytuacja, w której trzeba gonić wynik, zagrać bardziej ofensywnie – stąd właśnie te przymiarki. Gramy różnie – na zasadzie wymienności. Czasami trójką, a czasami nawet piątką z tyłu. Zmieniamy warianty, żeby umieć je stosować. Postawa w sparingach jest bardzo ważna w aspekcie psychologicznym. Naszym pierwszym, podstawowym celem w przed ligą jest przestać krwawić w tyłach.

Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
1
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...