Ten mecz przypominał nam bójkę weselną. Te zwykle powstają w godzinach zaawansowanych, a zwycięstwie decyduje nie werwa czy też umiejętności, ale to kto mniej słania się na nogach. Widownia, choć nie wyjdzie w trakcie “pojedynku”, też jest już zmęczona. No i taki był też ten mecz: ekipy Capello i Myung-Bo dały sobie po razie i można było iść spać.
Wnioski z tego starcia? Przede wszystkim takie, że Belgia ma obowiązek w tej grupie zgarnąć pełną pulę punktów. Korea może i wyglądała ambitnie, może fajnie poklepała, może jej gracze tu i tam zaprezentowali umiejętności techniczne. Ale ogółem wyglądała tak, jakby remis z Rosjanami był spełnieniem ich marzeń, szczytem możliwości. I być może tak właśnie było. A Rosjanie? Czołg archaicznej konstrukcji, z lufą może i nabitą ostrą amunicją, ale rozjechanymi gąsienicami. Sabotażystą okazał się sam Capello, który dzisiaj śmiało iść na piwo z Sabellą, mieliby o czym pogadać. Obaj tak ustawili swoje zespoły, że po przerwie musieli je ratować zmianami. Szczególnie brak Dżagojewa w Rosji dziwił, a to właśnie ten zawodnik szybko wniósł sporo ożywienia w poczynania “Sbornej”. Słono opłacany Fabio, powiedzmy sobie jasno, popełnił błąd.
Nie oszukujmy się, z tego starcia zapamiętamy tylko maślane ręce Akinfiejewa. Trzeba powiedzieć, że Rosjanie są trochę zwariowani na jego punkcie. Według nich to jeden z najlepszych bramkarzy na świecie, a gdy zaczniesz wchodzić w argumentację, to tylko kwestią sekund będzie tłumaczenie: nie doceniacie go, bo gra w rosyjskiej lidze. A mógłby bronić w każdej drużynie świata. Cóż, może to i dobry fachowiec, ale od dobrego fachowca oczekuje się też (i ma się do tego prawo), by w najważniejszych meczach nie wrzucał sobie piłki do bramki. To był strzał, który powinien obronić Kokorin. To był strzał, który w zęby złapałby sam Capello. A Akinfiejew, czyli facet, który miał być jednym z najmocniejszych punktów “Sbornej”, zrobił taką akcję, że sam Rybansky miałby prawo pomyśleć: co za parodysta. A wszystko stało się ledwie parę godzin po tym, jak popis dał będący bez klubu Ochoa.
Dodajmy też, że bramkę strzelił Akinfiejewowi mu facet aktualnie odbywające służbę wojskową. Jasne, gra w piłkę, ale co to za granie? Keun-Ho zdobył nagrodę Piłkarza Azji, a potem został wcielony do armii i jest w niej do dziś. Jak to wpłynęło na jego formę niech najlepiej mówi fakt, że gość, który wygrał Azjatycką Ligę Mistrzów i był wybrany najlepszym graczem kontynentu dziś zaczyna w słabej Korei tylko z ławki. Cieszy ta bramka, dla niego, któremu odebrano szansę wyjazdu do Europy, to duża rzecz. Warto o tym pamiętać.
Tak jak należy pamiętać kto będzie czekał na zespół, który zajmie drugie miejsce w tej grupie. Rosja, Korea i Algieria powalczą o to, by stać się mięsem armatnim dla Niemców.