Czy ta reforma na pewno ma sens?

redakcja

Autor:redakcja

12 kwietnia 2014, 08:39 • 14 min czytania

Nagle wszyscy się obudzili i zaczynają analizować, czy całość ma ręce i nogi. Czy wszystko to, co zrobiliśmy, aby na pewno jest normalne, czy z normalnością wspólnego ma niewiele? Głos w sprawie reformy, którą tak naprawdę poznamy dopiero teraz, zabierają właściwie wszyscy. Maciej Skorża mówi, że jest to opcja wspaniała dla kibiców, ale trenerom nie zazdrości. Andrzej Gowarzewski idzie w innym kierunku, mówiąc: „Nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją. Moja ocena jest jednoznaczna, ten system to kretyństwo. To, co się wprowadza, to bezsens”. Przegląd Sportowy pyta z kolei: czy pacjent przeżyje operację?
FAKT

Czy ta reforma na pewno ma sens?
Reklama

Na początek propozycja bardzo nietypowa, bo fotoreportaż z wizyty Andrzeja Gołoty i jego małżonki… na Jasnej Górze. Wiecie, o co chodzi – zdjęcie, jak były bokser modlił się przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej albo wspólnie z księdzem przed ołtarzem.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

A teraz po piłkarsku. Mamy echa losowań półfinałów Ligi Mistrzów i tekst, że przed Robertem Lewandowskim najdziwniejszy mecz życia (przeciwko nowemu pracodawcy). Oczywiście, Lewy – tak jak i niegdyś Goetze – w przyszłość jeszcze nie wybiega. Trzeba było dzisiejszy hit w Niemczech jakoś zapowiedzieć, rozumiemy.

Komentarz Mateusza Borka. Zamieszczamy cały fragment o Probierzu, bo naprawdę warto.

Powrót Michała Probierza w tym momencie do Jagiellonii uważam za mało poważny. Jeśli Michał miał ochotę po raz drugi poprowadzić Jagiellonię, a właściciele chcieli go po raz drugi zatrudnić, to nie jest to moja sprawa, ale powinno to było nastąpić po sezonie. Probierz jest na polskim rynku trenerskim fenomenem. Za wyjątkiem zdobycia Pucharu Polski z Jagą kilka lat temu, w kolejnych klubach nie osiągał sukcesów na miarę oczekiwań, a wciąż jest trenerem najchętniej zatrudnianym. W Białymstoku wciąż nie ma lotniska i siedmiu płyt treningowych a… jest Probierz. Ale tamta deklaracje Michała sprzed lat traktuję z przymrużeniem oka, bo wiem jakie rzeczy czasem mówi, kiedy mu coś nie wyjdzie. A jest człowiekiem cholernie ambitnym. Poważnie jednak już się robi jak czytam pretensje Probierza do Dariusza Wdowczyka, że ten odebrał telefon z Lechii. Mija kilka dni i Probierz zmienia bez wewnętrznych oporów Piotra Stokowca. Czy chodziło mu o rekord Guinessa aby w dwóch kolejnych rundach odpaść z krajowego pucharu z dwoma różnymi zespołami. Nie wiem jak skończy się sportowo atak Jagi na ósemkę i finał PP, ale wiem ze jak nie wyjdzie, to Stokowiec będzie mówił, ze nie dano mu czegoś dokończyć, a Probierz, że nie jest cudotwórcą i że to nie on przygotował zespół do rundy. Trenerzy płaczą po gazetach na temat etyki pracy, zasad, szacunku do zawodu a potem potrafią momentalnie czynić coś zupełnie przeciwnego. Na początku XXI wieku Andrzej Strejlau apelował o przepis, by trener nie mógł pracować na tym samym szczeblu rozgrywek w jednym sezonie. Nie przeszło. Poprosił o jedna rundę. Udało się. Co zatem stało się z tym przepisem? Czy ktoś go po cichu w ciągu tych ostatnich 10 lat usunął, czy tez może on jest a ktoś czegoś nie doczytał?

Do tego pozycja pt. „Skorża przebiera w ofertach z zagranicy”. Byłemu trenerowi Legii i Wisły pstryknięto fotki przed biurem podróży i – voila! – materiał gotowy. Treści nie ma tutaj żadnej.

Co więcej, pochodzący z Radomia trener widziany był ostatnio, jak z uwagą studiował oferty jednego z biur podróży. Skorża szukał odpowiedniego miejsca na spędzenie przedłużającego się urlopy, a może już teraz sprawdzał ceny biletów do Arabii Saudyjskiej?

Image and video hosting by TinyPic

Co poza tym? Mamy zapowiedź dzisiejszych wydarzeń w Ekstraklasie, ale zacytujemy je w Przeglądzie Sportowym. Do tego największy absurd reformy.

Dzielenie punktów przed rundą finałową zdeformuje finisz sezonu zasadniczego. W 30. kolejce 10 zespołów, w tym Legia i Lech, będzie grało o dwa punkty do tabeli finałowej, natomiast Ruch, Wisła, Cracovia, Piast, Śląsk i Zagłębie o zaledwie jeden! Ta paradoksalna sytuacja jest możliwa dzięki wprowadzeniu zasady zaokrąglania dorobku w górę. Dzięki temu zespoły mające obecnie parzystą liczbę punktów są w uprzywilejowanej sytuacji.

GAZETA WYBORCZA

W Rzeczpospolitej dziś pustki, więc przechodzimy do GW.

Image and video hosting by TinyPic

Przemysław Zych stronę wcześniej pisze o dziwactwach i emocjach polskiej ligi.

Gdyby ekstraklasa grała jak co rok, przed ostatnią kolejką mistrzostwa byłaby pewna Legia, z ligi spadłby Widzew, a Podbeskidzie musiałoby ograć Wisłę w Krakowie, aby mieć szansę na utrzymanie się. Ale przed sezonem Ekstraklasa zmieniła zasady. Po sobotniej kolejce liga zostanie podzielona na grupy, które wyłonią mistrza oraz drużyny biorące udział w europejskich pucharach (miejsca 1.-8.) i spadkowiczów (9.-16.). Rundy finałowe zespoły zaczną z połową punktów zdobytych w 30 kolejkach. – Trzy ekipy będą bić się o tytuł, pozostałe pięć zagra na luzie, a w takich warunkach najwięcej wychodzi. To wspaniałe dla kibiców, ale trenerom nie zazdroszczę – mówi były szkoleniowiec Wisły i Legii Maciej Skorża.

No cóż, tekst raczej przeznaczony jest dla osób, które w temacie reformy nie są jakoś wybitnie zorientowane… Do tego mamy echa piątkowego losowania z Courtois na czele, no i kilka słów przed szlagierem w Anglii.

Niedzielny szlagier Liverpool – Manchester City triumfatora ligi angielskiej nie wyłoni. Ale zwycięzca będzie naprawdę bardzo blisko tytułu. Bilety na ustawioną za bramką trybuną „The Kop” są sprzedawane w internecie za 795 funtów. Karnet na cały sezon kosztował 85 funtów mniej. Obrońca Mamadou Sakho nazywa niedzielne spotkanie „najważniejszym w ostatnich 24 latach”. Można powiedzieć, że przesadza, przecież w poprzedniej dekadzie ekipa z Anfield dwa razy grała w finale Pucharu Europy (raz triumfowała), sięgnęła po Puchar UEFA i Puchar Anglii. Ale biorąc pod uwagę, jak bardzo Liverpool stęsknił się za mistrzostwem, może mieć rację. Przez dekady kibice przywykli do ligowych triumfów. Zdarzało się, że piłkarze wygrywali ligę trzy razy z rzędu, zdarzało się, że w ciągu pięciu lat zwyciężali cztery razy. A od 1990 r. dobijają najwyżej do drugiego miejsca.

Image and video hosting by TinyPic

W wydaniu stołecznym tekst o Legii, z Radoviciem w roli głównej.

– Jedziemy do Lubina, żeby zagrać dobry mecz i wygrać. Jeśli spojrzymy na tabelę, wydaje się, że Zagłębie nie jest silnym zespołem. Patrząc jednak na ich postawę w tym roku, jasno widzimy, że należy do sześciu-siedmiu czołowych polskich drużyn. Spodziewamy się trudnego spotkania – mówi Berg. W Lubinie Legia będzie poważnie osłabiona. Z powodu kartek nie zagra jej najlepszy piłkarz Miroslav Radović. 30-letni Serb strzelił siedem z 13 goli mistrzów Polski w tym roku. Do tej pory grał jako rozgrywający lub skrzydłowy, ale Berg dostrzegł w nim materiał na czołowego napastnika ekstraklasy. Mecz z Zagłębiem da odpowiedź, jak bardzo Legia jest zależna od Radovicia. Serb z polskim paszportem jest nie tylko najskuteczniejszym zawodnikiem (13 goli), ale przede wszystkim reżyserem praktycznie wszystkich ataków drużyny. – Mamy sporo alternatyw. Radović dał nam dużo, ale należy pamiętać, że wiele goli strzelił po kombinacyjnych akcjach całej drużyny – zauważa Berg.

SUPER EXPRESS

Image and video hosting by TinyPic

W SE mamy całą stronę o Ekstraklasie – małe zapowiedzi, kilka ramek, różne wypowiedzi, włącznie z tą Makuszewskiego, że Paixao przypomina mu Suareza. No właśnie, na Makuszewskim opiera się również główny tekst ligowy.

Tyle czasu goniliśmy rywali, więc teraz zrobimy wszystko, aby z tej najlepszej ósemki nie wypaść. Nasze miejsce jest w grupie mistrzowskiej. Ten mecz traktujemy jak finał mistrzostw świata – deklaruje pomocnik Lechii Maciej Makuszewski (25 l.) przed wyjazdowym starciem ze Śląskiem w 30. kolejce Ekstraklasy. Finisz sezonu zasadniczego zapowiada się pasjonująco, bowiem przed ostatnią serią cztery kluby – Górnik, Lechia, Cracovia i Jagiellonia – wciąż mają realne szanse na to, aby znaleźć się grupie mistrzowskiej. – To jest duży plus reformy ligi, bo nikt nie odpuści, każdy potrzebuje punktów – zauważa Makuszewski. – Nie ma pewniaków. Kto powiedział, że Piast nie wygra w Białymstoku czy Cracovia nie pokona Korony? Starcie ze Śląskiem to dla nas najważniejszy mecz. Zadecyduje o naszym komforcie. Stawka jest ogromna, presja rośnie z każdą godziną, ale to tylko nas mobilizuje. Widzę po chłopakach, że każdy już nie może doczekać się tego spotkania, że każdy chciałby już ten mecz rozegrać. Jesteśmy naładowani pozytywną energią. Wszystko zależy od nas. Zrobimy wszystko, aby nikt nas nie dogonił. Należy nam się miejsce w „8” – przekonuje skrzydłowy.

W SE tradycyjna skromność.

SPORT

Emocja za 5 zł – ciekawa okładka Sportu. Chodzi oczywiście o obniżkę cen biletów w Zabrzu, w ramach rekompensaty za ostatnie wyniki.

Image and video hosting by TinyPic

Na początek jest trochę o ligowych zmianach, ale to samo, co u innych. Do tego losowanie Ligi Mistrzów, relacja (!) czwartkowej Ligi Europy, no i tekst o Kasprziku. Zacytujmy pewną historię.

Był początek sezonu 2006/07. Piast Gliwice – wówczas grający na zapleczu ekstraklasy – szukał akurat trzeciego bramkarza. Znalazł go dosłownie ostatniego dnia okienka transferowego. Szumu wokół tego ruchu być jednak nie mogło, skoro nowy człowiek w gliwickiej szatni dopiero co występował między słupkami Przyszłości Ciochowice, klubu z okręgówki. Do tego – jak to po przeprowadzce z amatorskiego futbolu – musiał zacząć od nadrobienia zaległości treningowych. Tego, że za moment stanie się zawodnikiem na miarę wyjściowej jedenastki, przewidzieć raczej się nie dało. Dość powiedzieć, że za oddanie go do Piasta, Reinhard Morawiec, prezes Przyszłości, nie zażądał nawet złotówki. Strony ustaliły jednak, że przy kolejnym transferze 60 procent sumy powędruje do Ciochowic. (…) Skoro Lech zapłacił za Kasprzika kwotę bliską milionowi złotych, to wedle umowy, jaką Przyszłość zawarła z gliwiczanami, na jej konto mogło trafić około pół miliona! Ale nie trafiło, bo – tak mówią w Piaście – Morawiec podszedł do sytuacji z klasą. Zdając sobie sprawę, że to klub z Gliwic miał największy wpływ na rozwój bramkarza, ze sporej części tych 60 procent zrezygnował.

Tematy ligowe? Niewiele:
– Starzyński i Szyndrowski nie pojechali do Bydgoszczy
– Powraca Bartłomiej Konieczny

Image and video hosting by TinyPic

W Sporcie mamy również wywiad z Józefem Drabickim, byłym prezesem Piasta. Ciekawa propozycja.

Ostatnimi czasy wiele miejsca poświęcamy sprawie kontraktu Dariusza Treli…
– Odstawienie go od składu to przykład nieudolnych negocjacji z nim i jego menedżerem oraz przedkładania swoich pseudoambicji nad dobro klubu. Wystarczy spojrzeć na sytuację Roberta Lewandowskiego w Borussii. Gra w niej, mimo że już podpisał kontrakt z ligowym rywalem. W Piaście jednak stosuje się działania mające na celu wyniszczenie zawodnika. Choć miano się przecież uczyć m.in. właśnie od Borussii…

Wcześniej z Gliwicami pożegnał się Marcin Robak. Można go było zatrzymać?
– Oczywiście. Jego sprawę klub sprowadził tylko do jednego – przedstawiono go jako człowieka zachłannego na pieniądze. Tyle że to jedynie marna próba zatuszowania własnej nieudolności przy negocjowaniu warunków kontraktu. Jeżeli klub podpisał taką umowę, to chcąc mieć do kogoś pretensje, powinien je mieć wyłącznie do siebie.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zaczynamy od wspomnianego już ligowego tekstu Antoniego Bugajskiego.

Image and video hosting by TinyPic

Skutki reformy to wciąż zagadka. Nikt nie ma pojęcia, jaki będzie jej finał, nikt nie wie, czy skończy się organizacyjnym sukcesem czy jednak klapą i wzajemnymi pretensjami. A więc w tej chwili nie da się ocenić, czy naprawdę warto kontynuować testy w następnym sezonie. Na razie jest intrygująco. To jest ten moment, kiedy w klubach jeszcze nie zaprzątają sobie głowy tym, co się będzie działo za kilka tygodni. Liczy się tu i teraz. Sobota, od godziny 18. do 20. Dopiero gdy opadnie kurz bitewny, zacznie się szacowanie zysków i strat. (…) – Znaleźliśmy na koniec w komfortowej sytuacji, bo wszystko zależy od nas. Nic, tylko wygrać we Wrocławiu – zagrzewa swoją drużynę wiceprezes Andrzej Juskowiak. Już wcześniej dostał od właścicieli zielone światło w sprawie transferów. – Znajdą się środki niezależnie od tego, w której grupie się znajdziemy – zapewnia Jusko. Na razie Lechia robi wstępne rozpoznanie; rozmawia z tymi piłkarzami, którym w czerwcu kończą się kontrakty. Juskowiak zapewnia, że pierwszeństwo mają zawodnicy polscy. – Dopiero gdy okaże się, że nie zdołamy ich zatrudnić, weźmiemy pod uwagę cudzoziemców – tłumaczy wiceprezes Lechii.

A obok mamy tekścik z wypowiedziami Andrzeja Gowarzewskiego, szefem wydawnictwa GiA przygotowującego Encyklopedię Piłkarską Fuji. Oddajmy mu głos.

– Nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją. Moja ocena jest jednoznaczna, ten system to kretyństwo. To, co się wprowadza, to bezsens. 150 lat temu narodziła się idea ligi. Przez cały ten czas rozgrywki, które przodują, pozostawały przy jednym systemie. To jedna sprawa. Druga, to ogłupianie ludzi. Przecież ten produkt jest dla kretynów. No bo jeśli dzielimy punkty, to co zrobić z bramkami? Czy ich liczbę także mamy podzielić? Nie wiem, jak będziemy układać tabelę wszech czasów w kolejnym wydaniu Encyklopedii Piłkarskiej Fuji. Rozgrywki są kompatybilne i tego musimy się trzymać. Być może będzie tak, że po 30 kolejkach w tabeli wszech czasów za wygraną będziemy dopisywali po dwa punkty, a obok będzie tabelka, która będzie uwzględniała podział na grupy. Nikt nigdzie nie wprowadził takiego systemu – mówi wzburzony Gowarzewski.

Sporo dziś różnego rodzaju tematów ligowych, naprawdę sporo.

– Adriana Mrowca cenili w Szkocji, a w Ruchu trafił do rezerw
– Stevanović po hat-tricku musi pauzować, pijawki go nie wyleczyły
– Bunoza nie dostał propozycji nowej umowy i szykuje się do odejścia
– Mijają dwa lata od ostatniego meczu Wojciecha Pawłowskiego na najwyższym szczeblu
– Zagłębie ostrożnie obchodzi się z Abwo narzekającym na uraz
– Nawotczyński zbiera dobre recenzje
– Lech spieszy się z Kowanckim: chce jak najszybciej podpisać kontrakt
– Podoliński ma kontrakt do czerwca i rozgląda się za nowymi wyzwaniami

Do tego rozmowa z Orlando Sa.

Wielu kibiców zarzuca panu imprezowy charakter. Pojawiły się opinie, że często można pana spotkać wieczorem na mieście.
– To jakieś kompletne nieporozumienie! Nigdy nie balowałem, nie mam pojęcia, skąd się biorą takie pogłoski. Mam propozycję: jeśli ktoś mnie spotka w nocy, niech zrobi sobie ze mną zdjęcie. Większość czasu spędzamy w klubie, dlatego nie miałem okazji do żadnych wyjść. Nawet nie poznałem jeszcze Warszawy za dnia. Oczywiście czasami bywam w restauracjach, ale to chyba normalne? Gdzieś muszę jeść, tym bardziej że mieszkam teraz bez dziewczyny. Alkoholu nie pije, ale zapewniam, że jeśli kiedyś zdecyduję się na kieliszek wina do obiadu, to nie będę przejmował się fotografem czyhającym z boku.

Image and video hosting by TinyPic

Kawałek dalej mamy kolejną rozmowę, tym razem z Robertem Warzychą.

Jakie są różnice w prowadzeniu zespołu w Polsce i w USA?
– Bardziej profesjonalne jest to tutaj. Weźmy taką rzecz, jak odnowa biologiczna. W Polsce jest z reguły wszystko na jednym miejscu. Nie trzeba się przemieszczać z miejsca na miejsce. W Stanach z kolei odwrotnie. Odnowa, siłownia są w innych, wypożyczanych przez klub miejscach. Tam wszystko jest robione pod kibica. Także taka kwestia jak odpowiednie odżywianie, witaminy. W Polsce jest ono na lepszym poziomie. Do tego w Ameryce dochodzi też taka kwestia jak różnice czasowe przy przemieszczanie się z meczu na mecz.

Trudniej w takim razie pracować trenerowi w Stanach Zjednoczonych?
– Po to przez wiele lat sprowadzano i sprowadza się piłkarzy z Europy, żeby się nauczyć wszystkiego. Tutaj na Starym Kontynencie wiele rzeczy jest na znacznie wyższym poziomie. Oprawa meczów, organizacja, to wzór do naśladowania do klubów amerykańskich. Na razie wszystko jeszcze nie funkcjonuje tak jak powinno, bo piłka nożna, to sport numer 5. Trzeba zmiany mentalności i jeszcze więcej czasu, żeby się wszystko zmieniło. Ale trzeba przyznać, że Amerykanie bardzo się starają i nadrabiają zaległości.

Pomijamy tematy zagraniczne, w tym bardzo duży tekst o Atletico i Simeone. Spójrzmy jeszcze na mocną sobotnią rubrykę: komentarze. Borka już cytowaliśmy, więc zatrzymajmy się przy Stanowskim – felieton zatytułowany „Tata już jest, a przydałby się trener”.

Kiedy myślę sobie, jak wyglądałby najbardziej bezradny trener świata, gdybym miał go sportretować, to sądzę, że miałby twarz Gerardo Tata Martino. I poruszałby się jak on: patrząc w ziemię. Gestykulowałby jak on: po decyzjach sędziego lub niecelnych strzałach, lecz nigdy, by przekazać cokolwiek zawodnikom. Martino sprawia wrażenie człowieka bez ikry, biernego obserwatora, może nawet uprzywilejowanego kibica – takiego, który może obejrzeć mecz stojąc ledwie metr od linii bocznej, bo za to słono zapłacił. Trudno dostrzec w nim wodza, trudno wyobrazić sobie, że wchodzi do szatni, a piłkarze są w niego wpatrzeni jak w obrazek. – Byłem zdziwiony, że trener mnie zdjął – powiedział po meczu z Atletico Andres Iniesta, czym jasno pokazał, że Barcelona na ławce nie ma dziś lidera, któremu złożony z wielkich indywidualności zespół potrafi się oddać bez reszty. Teraz wywiad Iniesty, innym razem gestykulacje Fabregasa… To są jasne sugestie, że piłkarze czują się ważniejsi od szkoleniowca. I trudno im się dziwić, skoro po podbiciu świata dostali trenera znikąd. Oglądam wszystkie bez wyjątku mecze Barcelony, widziałem też wiele złych. Nigdy jednak nie widziałem Barcelony tak głupiej jak w środę. Wszystko, co działo się na stadionie Atletico, w linii prostej wynikało z wyniku pierwszego meczu (1:1). Diego Simeone wiedział, co chce osiągnąć i jakim sposobem. Co? Nie stracić gola. Jakim sposobem? Ustawiając wszystkich swoich piłkarzy na szerokość pola karnego i wykluczając podania prostopadłe, możliwości strzałów z tego sektora czy też dryblingów środkiem. A że coś musiał oddać Barcelonie w zamian – oddał jej skrzydła, których praktycznie nie bronił. – Wrzucajcie sobie do woli – myślał. – Mamy rosłych stoperów i dwumetrowego bramkarza.

Jest co poczytać w PS, niezły numer.

ANGLIA: Czy nadszedł czas Liverpoolu?

Liverpool staje przed meczem sezonu. Meczem, który może zdecydować o mistrzostwie, bo na Anfield przyjedzie City. Wszystkie gazety zastanawiają się czy Liverpool da radę, oczywiście wątpliwości nie ma Rodgers, którzy przekonuje, że „The Reds” z pewnością wygrają mecz, ale też co innego miał powiedzieć? Atmosfera na pewno będzie gorąca. Poza tym sporo pisze się też o Courtoisie, który będzie albo i nie będzie mierzył się przeciwko Chelsea wraz z Atletico.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

HISZPANIA: Czy będzie madrycki finał LM?

W Hiszpanii oczywiście najwięcej dzisiaj komentarzy dotyczących losowania. „Marca” daje efektowną okładkę z Mourinho i Pepem, którzy staną na drodze hiszpańskich ekip. Co zrozumiałe, podobnie jak w angielskiej prasie dużo i tutaj pisze się o zamieszaniu z Courtoisem, który może zagra, a może nie zagra z Chelsea. Nie zależy to wyłącznie od UEFA, bo jeśli Belg zagra, nie zostanie wypożyczony na przyszły sezon. W „Mundo” o kontuzjach Barcy, która ma problem ze stoperami. Przy wypadnięciu z gry Bartry robi się nieciekawie.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

WفOCHY: Kto pojedize na mundial?

„La Gazetta dello Sport” porozmawiała z Pirlo: – Benfica będzie trudnym przeciwnikiem, nie mieliśmy szczęścia w losowaniu. Ale chcemy wygrać Ligę Europy równie bardzo co Scudetto. Nie myślę o kończeniu kariery. Jak długo będę czuł się dobrze, tak długo będę grał – przekonuje playmaker Juve. Poza tym mało ciekawych artykułów, kolejny raz prasa zastanawia się czy Rossi i Cassano pojadą na mundial, w „Corriere dello Sport” z kolei duży artykuł na temat problemów z organizacją tegoż.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama