Niewielu znanych nam piłkarzy ma takie szczęście, jak ostatnio Artur Sobiech. Odkąd polski napastnik wyjechał do Bundesligi, albo sam miał kontuzje, albo czegoś co chwila mu brakowało, albo przegrywał rywalizację o miejsce w składzie. Dziś, gdy nie zachwyca i zupełnie nikogo nie powala na kolana, los rzuca kłody pod nogi jego konkurentów. I tutaj smutny wniosek: dopiero w takiej sytuacji można mieć przekonanie, graniczące z pewnością, że Sobiech znajdzie się w jedenastce Hannoveru…
Za nami siedem kolejek ligi niemieckiej, Hannover zajmuje wysokie czwarte miejsce i tylko w jednym ze spotkań 23-latek nie spędził ani minuty na boisku. Co więcej, aż pięć z nich rozpoczynał w wyjściowej jedenastce… To wszystko brzmi nietypowo. Mając w dodatku na uwadze, jak Sobiechowi szło w Bundeslidze przez wcześniejsze półtora roku, jakie notowania miał u trenera Mirko Slomki, na usta ciśnie się proste pytanie: jak do tego doszło?
Wszystkich, którzy zdążyli krzyknąć rzeźniczakowe „Brawo kurwa” i zalajkować profil napastnika Hannoveru, uspokajamy. Sobiechowi w kilku kwestiach dopisało szczęście:
a) Latem został sprzedany Mohammed Abdellaoue (za 3,5 mln euro do Stuttgartu)
b) Kontuzji nabawił się Didier Ya Konan
c) Po pierwszych dwóch meczach Slomka zrezygnował z gry jednym napastnikiem i postawił z przodu na dwójkę, gdzie znalazło się i miejsce dla Polaka
d) Problemy ze zdrowiem miał Mame Diouf.
W miniony weekend, kiedy Hannover zaczął w ataku duetem Ya Konan-Sobiech, na ławce siedział już Diouf. Nieobecny we dwóch wcześniejszych spotkaniach wysłał swoim konkurentom jasny sygnał: „uwaga, wracam!”. Wrócił, ale tylko na chwilę. Zmiana w 61. minucie, kiedy Diouf pojawia się w miejsce Sobiecha, i w 79. minucie Edgar Prib za… Dioufa. Senegalczyk prosto do lekarza, jest szybka diagnoza – naderwany mięsień uda. Dioufa ominie więc przynajmniej jedno najbliższe spotkanie ligowe, nie pojedzie też na kadrę. Czyli Sobiech gra dalej.
W tym miejscu warto się jednak zastanowić, czy Polak tę szansę, która spadła mu z niebios, w ogóle wykorzystuje. Po raz pierwszy odkąd wyjechał do Niemiec zdarzyło bowiem tak, że nawet po jednym gorszym występie nie groziła mu ławka – Slomka nikogo w jego miejsce by nie wstawił, nie ma tylu napastników. Były napastnik Polonii miał więc trochę spokoju, przede wszystkim tego psychicznego. Wcześniej, tak przynajmniej się mogło wydawać, tego mu brakowało. Jak widzicie powyżej, jego statystyki nie powalają: sześć meczów, dwa gole, zero asyst, średnia not 3.67 i bardzo przeciętne głosy z Niemiec. Ya Konan te liczby ma jeszcze mniej korzystne…
Teoretycznie, nie tak ta walka o skład powinna się odbywać – żeby obaj napastnicy rywalizowali o to, który mniej będzie zawodził. Ale jeśli to jedyna droga, by Sobiech utrzymał miejsce w jedenastce, to niech będzie i tak.
